Dane szczegółowe: | |
Wydawca: | Von Borowiecki |
Rok wyd.: | 2003 |
Oprawa: | miękka |
Ilość stron: | 191 s. |
Wymiar: | 148x210 mm |
EAN: | 9788387689544 |
ISBN: | 83-87689-54-8 |
Data: | 2004-02-18 |
Opis książki:
Autor zadebiutował w latach 1980. publikując m.in. Życiu Literackim, Tygodniku Kulturalnym i Twórczości. W 1985 r. wydał w Iskrach zbiór opowiadań pt. Podpalacz. Zmierzch pułkowników jest jego drugą książką. Zaskakuje czytelnika niezwykłym autentyzmem doświadczeń oficera kontrwywiadu wojskowego. Umożliwia poznanie od wewnątrz zarówno osławionej Firmy, jak i ludzi w niej pracujących. Zamieszczone w książce opowiadania zaskakują mistrzowskim połączeniem sarkazmu, autoironii i... budzącej się o zmierzchu nostalgii. ...Pochwaliliśmy się kierownictwu zarządu osiągnięciami i kierownictwo z zadowoleniem na nas patrzyło. Ale zawsze znajdzie się jakaś łyżka dziegciu, i tym razem był nią major z Rzeszowszczyzny, nieduży, ale za to z wielką łysiejącą głową, jakby miał wodogłowie. Kiedy wstał, cały purpurowy od podniecenia, od razu było wiadomo, że od dawna nosił się z zamiarem podzielenia się z wysokim kierownictwem jemu tylko znaną ostateczną prawdą. Sala wstrzymała oddech, gdyż on tę prawdę spisaną miał na trzech kartkach, drżących w jego dłoniach. Zaczął ją czytać powoli i z namaszczeniem, ale po chwili porwały go emocje, odłożył notatki i popłynął wartki strumień świadomości z tej jego wielkiej głowy. Czego tam nie było! Nie jest tak dobrze jakby się wszystkim wydawało. Współpracownicy nie przychodzą na spotkania, a jak przychodzą, to nic nie wiedzą. Gros czasu oficera zajmuje wypełnianie kartek E-15, ankiet, wywiadów środowiskowych i całej tej pisaniny, tak że kiedy oficer ma zajmować się właściwą pracą operacyjną Czy nie można by zrezygnować z tych comiesięcznych informacji o zabezpieczeniu ppoż., bo wtedy oficer chodzi po jednostce i liczy gaśnice. Dowództwo śmieje się za plecami oficera i mówi: Niech liczy. A w ogóle co to za współpraca z dowództwem i aparatem partyjno-politycznym, skoro ukrywa się przed oficerem wypadki nadzwyczajne i pijaństwa. Nie można się od dowódcy doprosić samochodu i pomieszczenia na miejsce spotkań. Ktoś powinien to wreszcie uregulować. Brakuje pieniędzy na współpracowników co to jest 500 złotych raz na kwartał i na lokale. To też powinno być uregulowane. Mówiłby jeszcze długo, tym bardziej, że znów zaczął posiłkować się notatkami, ale jakaś litościwa ręka chwyciła majora za tył munduru i ściągnęło go na krzesło. Jeszcze wierzgał, próbował wstać, ale druga litościwa ręka zabrała mu kartki. Zapadła dłuższa chwila nieprzyjemnej ciszy. Przerwał ją podpułkownik, szef majora i w ogóle kawał terenowego szefa (brzuch jak stulitrowa beczka piwa i głowa żubra), który przeprosił kierownictwo zarządu za nierozważne wystąpienie podwładnego, wiecznego malkontenta i zapewnił, że poza tym nieszczęśliwym przypadkiem (przypadek tymczasem bladł, wreszcie zzieleniał i coraz głębiej wślizgiwał się pod stół) stan osobowy oddziału, którym kieruję, składa się z bardzo dobrych i w pełni zaangażowanych oficerów, po czym usiadł. Uznaliśmy, że zachował się wobec majora z wielką elegancją. W każdym oddziale znajdował się taki jeden major, kapitan lub porucznik, na którego szef nie mógł wręcz patrzeć... Nieoficjalnie, ale na przerwie, tyle że tak, aby wszyscy słyszeli, szef rzucał niby mimochodem: Co to za oficer, to jest dupa, a nie oficer. Dobiera sobie takich agentów, jak on sam: telewizyjnych. Skąd więc ma mieć informacje. Szefowie cenili oficerów, co byli jak żywe srebro. Jednego dnia wypije z dowódcą, a drugiego, w imię sprawy, solidnie go podpierdoli...
Książka "Zmierzch pułkowników" - Janusz Wachowski - oprawa miękka - Wydawnictwo Von Borowiecki. Książka posiada 191 stron i została wydana w 2003 r.