pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
Tytuł książki:

Wojna w eterze

Autor książki:

Jan Nowak-Jeziorański

Dane szczegółowe:
Wydawca: ZNAK
Rok wyd.: 2005
Oprawa: twarda
Ilość stron: 712 s.
Wymiar: 173×245 mm
EAN: 9788324006175
ISBN: 83-240-0617-6
Data: 2006-02-02
Cena wydawcy: 58.00 złpozycja niedostępna

Opis książki:

Wojna w eterze i Polska z oddali, wspomnienia z lat 1948-76 wieloletniego kierownika Sekcji Polskiej Radia Wolna Europa, zebrane po raz pierwszy w jednym tomie. Ich pierwsze, londyńskie wydania trafiły na listy bestsellerów - zapewne dzięki umiejętnemu połączeniu bogactwa materiału historycznego z talentem narracyjnym autora. Jak pisze Jeziorański we wstępie do tomu drugiego: "Pisząc pamiętnik, odtwarzałem fakty, daty, szczegóły na podstawie tekstów audycji, opracowań analitycznych sytuacji w kraju, dokumentów i relacji świadków", ale książka "nie jest historią Polski powojennej ani kroniką Radia Wolna Europa. Są to po prostu osobiste wspomnienia, a więc książka pisana z perspektywy jednego człowieka, opisującego swój własny świat - świat emigranta wpatrzonego w Polskę z oddali".
Tu mówi Londyn
W niedzielę, 22 lutego 1948 r., cała Anglia zasnuta była gęstą mgłą. Wilgotne zimno przenikało do szpiku kości. Ulice i drogi puste. W taki niedzielny, zimowy wieczór Anglicy siedzą zwykle w domu, grzejąc się przy kominku i słuchając radia1. W tym dniu, zaraz po dzienniku o dziewiątej, BBC nadawało godzinną audycję dokumentarną pod tytułem "Kurier z Warszawy"2. Miałem wtedy sposobność przekonać się, jak szeroką falą rozchodzą się słowa wysłane w eter i jak szybko przemijają bez śladu. Na drugi dzień gratulował mleczarz, listonosz, sklepikarka, urzędnik na poczcie i bileter na pobliskiej stacji kolejki podziemnej. Urywał się telefon: dzwonili angielscy i polscy przyjaciele. W tydzień później nikt już nie pamiętał. A jednak słuchowisko zadecydowało o całym moim przyszłym życiu. Józef Zarański, dawny dyplomata, ówczesny redaktor Polskiej Sekcji BBC, zadzwonił nie tylko by gratulować, ale także by zapytać, czy miałbym ochotę złożyć podanie do BBC i poddać się próbie głosu. Inicjatywa wyszła od kierownika Środkowoeuropejskiego Serwisu BBC, Gregory Macdonalda, który wystąpił z nią pod świeżym wrażeniem słuchowiska.
Tym sposobem audycja "Kurier z Warszawy" stała się równocześnie końcowym akordem zamykającym ostatecznie mój wojenny rozdział i punktem wyjściowym nowej działalności, która miała wypełnić prawie jedną trzecią wieku i większość mego dojrzałego życia.
Dziwnym zrządzeniem Opatrzności miałem odtąd kontynuować wojenne zadanie łącznika między światem zachodnim a Polską. Z tą różnicą, że w latach Podziemia była to łączność sekretna, ograniczona do wąskiego grona ludzi w kręgu władzy po obu stronach linii frontu, a obecnie zdobywałem możność bezpośredniego, choć jednostronnego, kontaktu z milionami ludzi.
Emigracyjne interludium
Trzyletnie interludium między zakończeniem ostatniej misji emisariusza a podjęciem pracy w Polskiej Sekcji BBC trwało zbyt długo. Z początku pomagałem gen. Borowi-Komorowskiemu w pisaniu jego relacji z Powstania Warszawskiego, która na łamach "Reader’s Digest" rozeszła się na cały świat w kilkunastu językach i wielomilionowym nakładzie. Potem pomagałem generałowi w opracowaniu pierwszego brulionu jego wspomnień Armia Podziemna. Gdy to się skończyło, zacząłem rozmieniać się na drobne, pisząc artykuły, broszury, memoriały, jeżdżąc z odczytami itd.
Mogłem z łatwością uzyskać stypendium brytyjskie i wrócić do pracy naukowej, przerwanej przez wojnę. Jednakże po pięciu burzliwych latach bardzo czynnego życia nie byłem w stanie wycofać się z walki i uznać, że wszystko się skończyło. W podobny sposób myślała na emigracji większość mojego pokolenia. Przylgnąłem do ludzi szukających tego samego i przystąpiłem do świeżo uformowanego ugrupowania Niepodległość i Demokracja. Przewodził mu Rowmund Piłsudski, bardzo uzdolniony, daleki krewny Marszałka.
Ni D mierzony nie liczbą swych członków, lecz wybitnymi walorami intelektu i talentu ludzi, których zdołał skupić, wydawał się być dużą i bardzo dynamiczną siłą. Niestety roztrwonił swój pokaźny potencjał w emigracyjnych rozgrywkach. Poddawaliśmy się złudzeniu, że walkę o niepodległość można kontynuować w oparciu o siłę organizacyjną, która zapewni przedłużenie legalnej struktury władz państwowych na emigracji. Po cofnięciu uznania przez rządy zachodnie i po śmierci prezydenta Raczkiewicza struktura rozleciała się na trzy ośrodki uwikłane w permanentną wojnę prowadzoną pod hasłem dążeń do zjednoczenia. Konwentykle, zebrania, przetargi, zmieniające się alianse i konfiguracje traktowane były ze śmiertelną powagą, jakby zbawienie ojczyzny naprawdę od tego zależało. A w gruncie rzeczy wszystkie te niestrudzone zabiegi przypominały stawianie pasjansa. Jak wiadomo, jest to zajęcie, które przykuwa uwagę, pochłania czas, ale nie wywiera najmniejszego wpływu na otaczającą rzeczywistość. Ogromne zasoby energii ludzkiej zostały zmarnowane w pogoni za fikcją, nie pozostawiającą trwalszych śladów3.
W czasach pokojowych działalność niepodległościową można było prowadzić albo przez oddziaływanie na kraj, albo na obcych. W obu przypadkach jedynym orężem była myśl i słowo. Wybitnych ludzi mieliśmy pod dostatkiem. Brakowało narzędzi, a więc środków finansowych i technicznych. Przykład Jerzego Giedroycia i "Kultury", która w późniejszych latach stała się jakby latarnią morską rzucającą spod Paryża szeroką smugę światła na kraj, pokazywał, że nie były to przeszkody nie do pokonania.
Oddziaływanie na rządy i opinię świata zachodniego było sprawą o wiele trudniejszą. Polski Londyn przypominał oflag, izolowany od kraju osiedlenia niewidzialnym murem. Poza nielicznymi wyjątkami nasza społeczność nie miała żadnych znaczących kontaktów z brytyjskim rządem, parlamentem czy prasą. Anglicy zadbali o to, by dawni alianci nie popadli w nędzę, ułatwili im naukę, zdobycie nowego zawodu albo emigrację do innego kraju, ale równocześnie byliśmy trzymani na odległość ramienia. Po prostu emigranci zupełnie nie interesowali Brytyjczyków jako element polityki międzynarodowej.
Ponadto zaraz po wojnie punkt ciężkości przeniósł się zdecydowanie z Londynu do Waszyngtonu. Postanowiłem więc wyemigrować do Stanów Zjednoczonych i już w roku 1945 ustawiłem się w kolejce po wizę amerykańską, na którą trzeba było czekać latami. Wysłałem także podanie do Stanów o pracę w Głosie Ameryki. Odpowiedziano mi z wyszukaną uprzejmością, że radiostacja będąc częścią Departamentu Stanu, zatrudnia tylko obywateli amerykańskich.
Tak się złożyło, że ten sam listonosz wręczył mi jednocześnie dwa listy. W jednym było zawiadomienie o przyznaniu wizy imigracyjnej do Stanów, a w drugim o przyjęciu mnie do BBC. Bez chwili wahania wybrałem to drugie.
Zwycięstwo w eterze Pamiętam, jak mocno przeżywałem tę chwilę, gdy w studio w Bush House4 wymówiłem po raz pierwszy zapowiedź: "Tu mówi Londyn..." Czym były te słowa dla milionów ludzi w Polsce - zrozumie tylko ten, kto wojnę i okupację przeżył w kraju. Usłyszałem je po raz pierwszy w końcu września 1939 roku w Krakowie u profesorostwa Adamostwa Kleczkowskich zaraz po ucieczce z niewoli. Polski głos z dalekiego Londynu wyrwał mnie z odrętwienia i nastroju klęski, obudził nową nadzieję, a z nią powróciła chęć do życia i działania. Przez pięć lat wojny lektura codziennych nasłuchów Londynu stała się równie niezbędna do przetrwania, co chleb powszedni. Nie dający się wymierzyć wkład BBC w zwycięstwo nad Niemcami, potrafią ocenić tylko słuchacze. I oto teraz stawałem się cząstką tego mitycznego "Londynu". Trzy następne lata spędzone w budynku BBC w Bush House stały się wspaniałą szkołą przygotowującą do przyszłego zadania.

Książka "Wojna w eterze" - Jan Nowak-Jeziorański - oprawa twarda - Wydawnictwo ZNAK. Książka posiada 712 stron i została wydana w 2005 r.