Dane szczegółowe: | |
Wydawca: | Zysk i S-ka |
Rok wyd.: | 2004 |
Oprawa: | miękka |
Ilość stron: | 512 s. |
Wymiar: | 115x183 mm |
EAN: | 9788372987204 |
ISBN: | 83-7298-720-3 |
Data: | 2001-01-15 |
Opis książki:
"Koło czasu" to najwyżej oceniany przez krytyków i najpopularniejszy wśród czytelników fantasy cykl powieściowy. Wichry cienia to druga część dziesiątego tomu tej sagi.
Wielkimi krokami zbliża się Tarmon Gai`don, czyli rozstrzygająca o losach świata Ostatnia Bitwa między Światłością i Cieniem. W Andorze Elayne Trakand walczy o Tron Lwa, który jej się prawnie należy, jednak otaczają ją wrogowie i Sprzymierzeńcy Ciemności, planując jej zagładę. Jeśli Elayne poniesie klęskę, jej ukochany Andor może przejąć Cień. Egwene al.`Vere, obecnie Amyrlin zbuntowanych Aes Sedai, wraz ze swymi wojskami oblega Białą Wieżę, w której na tronie zasiada Elaida. Młoda przywódczyni buntowniczek rozważa przymierze z mężczyznami ze zdolnością do przenoszenia Mocy, czyli Asha`manami, z kolei Rand al`Thor, Smok Odrodzony, zastanawia się nad rozejmem z imperium Seanchan. Zdołał już oczyścić męską połowę Prawdziwego Źródła ze skazy Czarnego i w ten sposób radykalnie zmienić układ sił, niestety, jedynie sami Asha`mani wierzą w czystość saidina, a nadal budzą we wszystkich wokół nienawiść i strach, mimo iż zgodnie z proroctwem jeden z nich uratuje świat. Rand musi podjąć kolejne ryzyko, w dodatku nie ma pewności, czy któryś z jego sojuszników nie jest w istocie jego wrogiem…
"Z każdą kolejną powieścią Robert Jordan odkrywa tajemnice świata, którego zarys Tolkien zaczął ledwie ujawniać.
"New Jork Times"
"Zakres i bogactwo wyobraźni Roberta Jordana zyskały mu miliony wiernych czytelników. Koło Czasu to największa saga w historii fantasy".
"Publishers Weekly"
Fragment tekstu:
A w dniach, kiedy ruszy Gon Czarnego i kiedy prawica się zachwieje, lewica zaś zbłądzi, zdarzy się, że ludzkość przyjdzie na Rozstaje Zmierzchu i wszystko, co jest, wszystko, co było i wszystko, co będzie, zrównoważy się na czubku miecza. I zerwą się wtedy wichry Cienia.
z Proroctw Smoka;
tłumaczenie dokonane prawdopodobnie przez Jaina Charina (znanego jako Jain Farstrider), wkrótce przed jego zniknięciem
Dla Harriet.
Kiedyś, teraz i zawsze
ROZDZIAŁ 1
ZAPADAJĄCE CIEMNOŚCI
Wieczorne słońce przybrało postać krwawej kuli usadowionej na wierzchołkach drzew. Ostatnie promienie obrzucały ponurym światłem obozowisko - szeroko rozstawione rzędy palików dla koni, płótno bud wozów, furmanki na wysokich kołach, wszelkiego rozmiaru i typu namioty oraz połacie śniegu rozdeptane aż do błota. Nie była to ani ta pora dnia, ani ten rodzaj miejsca, w którym Elenia chciałaby siedzieć na końskim grzbiecie. Zapach gotowanej wołowiny unoszący się znad dużych kociołków z czarnego żelaza wystarczył, by zaburczało jej w brzuchu. Chłodne powietrze mroziło oddech i sugerowało nadejście jeszcze zimniejszej nocy, wiatr wręcz do żywego ciął przez najlepszy czerwony płaszcz kobiety, mimo grubego podszycia z białego futra o długim włosiu. Futro śnieżnego lisa miało być cieplejsze niż inne, niestety Elenia nigdy nie doświadczyła praktycznego potwierdzenia tej obietnicy.
Zaciskając jedną, odzianą w rękawiczkę, dłonią poły płaszcza, jechała powoli i bardzo starała się nie drżeć, co zresztą zupełnie jej się nie udawało. Biorąc pod uwagę późną godzinę, bardziej niż prawdopodobne wydawało się, że Elenia spędzi tutaj noc, jednak jak dotąd nie miała żadnego pomysłu, gdzie położy się do snu. Niewątpliwie będzie spała w namiocie jakiegoś pomniejszego przedstawiciela arystokracji, który niechętnie wyruszy poszukać sobie innego miejsca spoczynku, usiłując nie okazywać niezadowolenia z powodu wykwaterowania. Jednakże Arymilla lubiła trzymać Elenię do ostatniej chwili w niepewności, zarówno w kwestii noclegu, jak i we wszystkich innych. Jedną niepewność szybko zastępowała następna. Najwyraźniej Arymilla usiłowała ją zdenerwować. A może sądziła, że Elenia Sarand lubi trwać w takim stanie? Tak czy owak, myliła się.
Eskorta Elenii składała się wcześniej jedynie z czterech mężczyzn noszących na płaszczach godło przedstawiające dwa Złote Dziki, no i oczywiście ze służącej o imieniu Janny, która kuliła się na siodle tak szczelnie okutana płaszczem, że przypominała wielki kłębek zielonej wełny. Poza tym Elenia nie widziała w obozie nawet jednego człowieka, który bez cienia wątpliwości pozostawałby lojalny wobec Dynastii Sarand. Tu i ówdzie taka czy inna grupka osób gromadziła się wokół ognisk, z dumą prezentując Czerwonego Lisa Domu Anshar, Elenię minęła także podwójna kolumna jeźdźców noszących Skrzydlaty Młot Dynastii Baryn; kierowali się bardzo powoli w przeciwnym kierunku. Przypatrzyła się zaciętym minom i surowym twarzom za kratami hełmów. Mężczyźni wyglądali na znużonych. Gdy Morgase zasiadła na tronie, Karind i Lir pożałowały swej opieszałości. Tym razem obie powiodą Anshar i Baryn tam, gdzie dostrzegą dla swoich Domów korzyść, a Arymillę opuszczą równie szybko i ochoczo, jak się do niej przyłączyły. Kiedy nadejdzie pora.
Większość mężczyzn brnących przez rozdeptany do błota śnieg albo zerkających z nadzieją w obrzydliwe kociołki stanowili farmerzy i wieśniacy, powoływani pod sztandar danego lorda lub lady. Niektórzy nosili symbol jakiegoś Domu na zniszczonym płaszczu lub połatanym kaftanie. Prawie niemożliwe wydawało się oddzielenie tych domniemanych żołnierzy od kowali, grotarzy i innych rzemieślników, szczególnie że niemal wszyscy nosili przy pasie miecz lub topór. O Światłości, nawet spora ilość kobiet posiadała noże tak wielkie, że można je było nazwać krótkimi mieczami, toteż prawie nie sposób było odróżnić żony wziętego do wojska farmera od kobiety pracującej jako woźnica. Wszystkie nosiły stroje z tej samej grubej wełny, miały identycznie szorstkie dłonie i równie zmęczone twarze. Zresztą te szczegóły w gruncie rzeczy nie miały znaczenia. Zimowe oblężenie okazało się straszliwą pomyłką - zbrojni zaczną najprawdopodobniej głodować znacznie wcześniej niż miasto - jednak dla Elenii stanowiło nie lada okazję. Czekała na możliwość ataku. Naciągnęła kaptur jedynie na tyle, aby chronił ją przed wiatrem, nie przesłaniając przy tym twarzy i kiwała głową łaskawie każdemu, nawet najmarniejszemu prostakowi, który spojrzał w jej kierunku. Ignorowała zaskoczone spojrzenia posyłane w odpowiedzi na jej łaskawość.
Większość zapamięta jej uprzejmość, a także Złote Dziki, które nosiła jej eskorta, toteż będą wiedzieli, że Elenia Sarand zwróciła na nich uwagę. Na takiej podstawie konstruuje się fundamenty władzy. Głowa Dynastii, podobnie jak królowa, stoi wszak na wierzchołku swego rodzaju wieży, a wieżę ową tworzą ludzie. Po prawdzie, osoby na samym dole to cegiełki z najpodlejszej gliny, jednak jeśli ci najpodlejsi i najprostsi zjednoczą się i zbuntują przeciwko władcy, cała "wieża" runie. O tej drobnej kwestii Arymilla najwyraźniej zapomniała, o ile w ogóle kiedykolwiek zdawała sobie z niej sprawę. Elenia wątpiła, czy Arymilla rozmawiała choć raz z kimś stojącym niżej w hierarchii społecznej od zarządcy albo osobistego służącego. Elenia nie uważała takiego dystansu za podejście… rozważne, toteż starała się zamienić kilka słów z ludźmi przy każdym ognisku, może nawet co jakiś czas uścisnąć czyjąś niezbyt czystą dłoń, przypominać sobie osoby, które spotkała wcześniej bądź też przynajmniej udawać, że je pamięta. A co do Arymilli - krótko mówiąc, kobiecie brakowało podstawowych cech dobrej władczyni i po prostu nie nadawała się na królową.
Obóz zajmował obszar rozleglejszy niż niejedno miasto, a właściwie składał się z setki różnego rozmiaru mniejszych obozowisk, Elenia mogła więc swobodnie i bez przeszkód jeździć po terenie, nie martwiąc się zbytnio, że może zbłądzić w pobliże zewnętrznych granic. Tak czy owak, zachowywała ostrożność. Wartownicy na czatach odnosili się do niej grzecznie, o ile nie byli zupełnymi głupcami, tym niemniej bez wątpienia przede wszystkim wypełniali otrzymane rozkazy. Elenia z zasady aprobowała ludzi wykonujących wyznaczone zadania, wolała wszakże unikać kłopotliwych incydentów. Szczególnie biorąc pod uwagę prawdopodobne konsekwencje w przypadku, gdyby Arymilla naprawdę zaczęła ją podejrzewać o próbę odejścia. Została już raz zmuszona do przespania jednej zimnej nocy w brudnym namiocie jakiegoś żołnierza, schronieniu ledwie wartym swej nazwy, pełnym robactwa i niedokładnie połatanych dziur. W dodatku nie było przy niej Janny, która powinna jej pomóc w ubieraniu i przytulić się do niej pod cienkimi kocami, dzięki czemu obu im byłoby nieco cieplej. No cóż, Elenia uważała Arymillę po prostu za osobę tępą, która niczego nie rozumie. O Światłości, pomyśleć, że musi tak rozważnie stąpać wokół tej… tej głupiej kobiety! Na tę myśl otuliła się szczelniej płaszczem i usiłowała udawać, że jej drżenie stanowi jedynie reakcję na wiatr. Och, miała inne rzeczy na głowie. Ważniejsze rzeczy. Kiwnęła głową wpatrzonemu w nią szeroko otwartymi oczyma młokosowi, który nosił na głowie ciemną szarfę zawiniętą w kształt turbana, a chłopak cofnął się, jakby go obrzuciła piorunującym spojrzeniem. Durny wieśniak! Rozdrażniła ją kolejna myśl, gdyż nagle uprzytomniła sobie, że zaledwie kilka mil stąd ta młoda gąska Elayne siedzi sobie wygodnie w cieple komfortowego Królewskiego Pałacu, obsługiwana przez dziesiątki dobrze wyszkolonych służących i prawdopodobnie nie zastanawia się nad niczym poważniejszym niż kreacja, w której wystąpi podczas wieczornej kolacji przygotowanej przez pałacowych kucharzy. Plotka głosiła, że dziewczyna jest w ciąży; prawdopodobnie zaszła w nią z jakimś Gwardzistą. Tak mogło być. Elayne nigdy nie posiadała poczucia przyzwoitości, podobnie jak jej matka. Opiekowała się nią Dyelin, kobieta o bystrym umyśle, niebezpieczna mimo żałosnego braku ambicji. A tej Dyelin zaś najpewniej doradzała jakaś Aes Sedai. Niezależnie od tych wszystkich pogłosek, w otoczeniu Elayne bez wątpienia przebywała co najmniej jedna prawdziwa Aes Sedai.
Z miasta docierało tak dużo bzdurnych informacji i nonsensów, że oddzielenie od nich prawdy stało się naprawdę trudne. Podobno przedstawicielki Ludu Morza umieją wycinać w powietrzu dziury?! Cóż za absurd! Tym niemniej Biała Wieża wyraźnie przejawiała zainteresowanie tronem i pragnęła na nim usadzić jedną ze swoich. A niby dlaczego nie? Tar Valon wydawało się podchodzić pragmatycznie do tego typu spraw, z historii zaś jawnie wynikało, że osoba, która zasiadła na Tronie Lwa, wkrótce okazywała się protegowaną Wieży. Aes Sedai nie zamierzały zrywać swoich związków z Andorem, szczególnie w czasach, gdy w Białej Wieży doszło do rozdarcia. Elenia była tego równie pewna, jak własnego imienia. Właściwie, jeśli chociaż połowa rzeczy, które słyszała na temat sytuacji Wieży, była zgodna z prawdą, następna Królowa Andoru może spróbować zażądać, czego tylko zapragnie w zamian za utrzymanie tego związku w nienaruszalnym stanie. Tak czy inaczej, nikt nie umieści na jej głowie Różanego Wieńca przed latem (najwcześniej), a do tej pory mnóstwo się może zmienić. W każdym razie bardzo wiele.
Elenia objeżdżała właśnie obóz po raz drugi, kiedy dostrzegła przed sobą kolejną małą grupkę amazonek przemieszczających się powoli wśród rozproszonych ognisk wostatnim świetle dnia. Na ich widok nachmurzyła się i ostro ściągnęła cugle. Kobiety szczelnie okryły się płaszczami, twarze zaś schowały głęboko w kapturach. Jedne miały na sobie ciemnoniebieskie jedwabie obszywane czarnym futrem, inne proste, szare wełny, jednak duże, srebrne Potrójne Klucze naszyte na płaszczach czterech zbrojnych jawnie określały ich przynależność. Elenia potrafiłaby wskazać mnóstwo osób, które spotkałaby chętniej od Naean Arawn. W każdym razie, skoro Arymilla nie zabroniła im wprost spotykać się bez jej udziału (na tę myśl Elenia zazgrzytała zębami tak mocno i głośno, że aż wyraźnie usłyszała ten dźwięk i poczuła ból), najmądrzejszym posunięciem wydawało się przybranie neutralnej miny i zamarkowanie uprzejmości. Chociaż nie dostrzegała żadnych korzyści płynących z takiego spotkania.
Niestety, Naean zauważyła ją, zanim Elenia zdążyła się odwrócić i odjechać, szybko przemówiła do swojej eskorty i - podczas gdy zbrojni oraz służąca nadal kłaniali się w siodłach - uderzyła boki konia obcasami i popędziła ku Elenii cwałem; kopyta czarnego wałacha wysyłały w powietrze śnieżne grudy. O Światłości, niech ta idiotka sczeźnie! Z drugiej strony może warto było poznać powody, które skłoniły Naean do takiej nierozwagi. W każdym razie niebezpiecznie byłoby ich nie znać. Tyle że dopytywanie się niosło z sobą także pewne zagrożenie.
- Zostańcie tutaj i pamiętajcie, że niczego nie widzieliście - warknęła Elenia do własnej wątłej świty, po czym, nie czekając na odpowiedź ludzi, kopnęła piętami boki Wiatru Świtu i wyjechała naprzeciw Naean.
Nie potrzebowała ze strony otoczenia wyszukanych ukłonów i uprzejmych dygnięć - za każdym razem, gdy się odwróci… Wystarczyła jej minimalna przyzwoitość i szacunek, a jej ludzie o tym wiedzieli i zawsze trwali w oczekiwaniu na jej rozkazy. Za to o wszystkich innych musiała się martwić, niech sczezną!
Gdy długonogi gniadosz skoczył naprzód, Elenia wypuściła z rąk poły płaszcza, który popłynął za nią niczym szkarłatny sztandar Sarandów. Nie chwyciła okrycia ponownie, pędząc na oczach farmerów i Światłość jedna wie, na czyich jeszcze, więc wiatr szarpał także suknią do jazdy konnej, dając jej kolejny powód do rozdrażnienia.
Naean miała przynajmniej na tyle poczucia przyzwoitości, że zwolniła, toteż obie kobiety spotkały się mniej więcej w połowie drogi, obok dwóch ciężko obładowanych wozów, których puste dyszle leżały w błocie. Najbliższe ognisko paliło się prawie dwadzieścia kroków stąd, jeszcze dalej znajdowały się najbliższe namioty, których klapy wejściowe z powodu zimna szczelnie zasznurowano. Ludzie przy ogniu koncentrowali się zresztą na dużym, żelaznym naczyniu parującym nad płomieniami i chociaż dochodzący stamtąd odór przyprawiał Elenię o mdłości i chęć wymiotów, wiatr niosący ów smród równocześnie nie dopuszczał do siedzących tam osób słów, które wymienią dwie kobiety. A powinny to być słowa ważne...
Książka "Wichry cienia" - Robert Jordan - oprawa miękka - Wydawnictwo Zysk i S-ka. Książka posiada 512 stron i została wydana w 2004 r.