Dane szczegółowe: | |
Wydawca: | ZNAK |
Rok wyd.: | 2006 |
Oprawa: | miękka |
Ilość stron: | 222 s. |
Wymiar: | 135x205 mm |
EAN: | 9788324006045 |
ISBN: | 83-240-0604-4 |
Data: | 2006-06-21 |
Opis książki:
Skradziona to kolejna powieść Alexa Shearera dla nastolatków. Pełna grozy i niesamowitych zwrotów akcji, dotyka problemu starości i śmierci. Poznajemy mroczną, przerażającą tajemnicę Meredith. Okazuje się bowiem, że ta nowa uczennica wcale nie jest niewinną dziewczyną, którą trzeba otoczyć opieką. Ta proza to prawdziwy Stephen King dla nastolatków.
Alex Shearer mieszka wraz z rodziną w Somerset. Jest autorem ponad dwunastu książek dla dzieci i dorosłych, jak również scenariuszy licznych popularnych programów telewizyjnych, filmów, przedstawień teatralnych i słuchowisk radiowych. Pracował w trzydziestu różnych zawodach, a jego niezrealizowanym marzeniem jest nauczyć się grać na gitarze.
Fragment:
– Carly, zanim poznasz dalszy ciąg, muszę coś ci powiedzieć. Przed czymś muszę cię ostrzec. A są tym różne oblicza zła. Bo zło i podłość nie zawsze przybierają straszną, szkaradną postać. Czasami ci, którzy wydają się najżyczliwsi i najbardziej przyjaźni, w rzeczywistości są najgorszymi potworami. Podłość nie objawia się w wyglądzie człowieka ani nawet w jego słowach. Dobro i zło objawiają się w czynach. Liczy się to, jak postępujemy wobec siebie nawzajem. Miłe słówka, obietnice, Ładne buzie... wszystko to bardzo pięknie, ale tak naprawdę ważne są nasze uczynki.
Najmilsze uśmiechy, najsłodsze obietnice, najpiękniejsze twarze nieraz maskują największe zło. A więc uważaj, Carly, uważaj. Bądź bardzo, bardzo ostrożna i zawsze miej się na baczności.
Następnego dnia po tym, jak mój duch pierwszy raz opuścił ciało i szybował po pokoju, na niczym nie mogłam się skupić, marzyłam tylko o jednym: wrócić do domu i zrobić to jeszcze raz. Ale tym razem chciałam polecieć wyżej i dalej, obejrzeć wszystko, co napotkam po drodze.
Nie zrozumiałam chyba ani jednego słowa na żadnej lekcji, a notatki w zeszycie najpewniej zapisał mój długopis, całkiem sam. Bo wiem, że w ogóle nie słuchałam, co mówią nauczyciele.
W domu od razu zawołałam Grace. Leżała na kanapie w salonie zalanym słońcem, odpoczywała, jak zwykle po południu. Wiek i artretyzm mocno dawały jej się we znaki.
"Grace! To ja! Wróciłam! Możemy to powtórzyć? Możemy? No wiesz, latanie? Projekcję astralną? Możemy to znowu zrobić? Obydwie? Zaraz? Tak, mówiłaś, że dopiero w weekend, jak będę miała wolne, ale pofruwajmy chociaż troszkę, dobrze?”
Parsknęła śmiechem.
"Meredith, Meredith, zwolnij, kotku. Jesteś jak tornado, wpadasz, otwierasz wszystkie drzwi, aż cały dom się trzęsie. Och, skarbie, sam twój widok podnosi na duchu. Ta młodość, ta energia radują serce starej kobiety”.
Puściłam to mimo uszu. Myślałam tylko o jednym.
"Możemy, Grace? Możemy? – nalegałam. – A jeśli tobie się nie chce, czy mogłabym spróbować sama?”
Oczywiście, nie musiałam pytać. Mogłam się obyć bez jej pozwolenia, bez niczyjego pozwolenia. Co mi szkodziło pójść do siebie, położyć się na Łóżku, rozluźnić, a potem się wzbić pod sufit, tak jak poprzednim razem? Albo nawet poszybować za okno. I nad ogrody. I wreszcie w kosmos.
Bałam się. Taka jest prawda. Wolałam, żeby Grace mi towarzyszyła, w razie gdyby coś się nie udało. Nie wiedziałam, co by to mogło być, a jednak miałam złe przeczucia. Chciałam latać, ale z kimś, kto umiałby się zachować w nagłym wypadku.
"Polatamy, Grace? Polatamy? Może później? Po podwieczorku? Nie jesteś za bardzo zmęczona, prawda? No i na pewno dobrze ci to zrobi. Ludzie mówią: dobrze ci zrobi, jak wyjdziesz, i mają rację. Zwłaszcza jak się na trochę wyjdzie z własnego ciała. Nie uważasz?”
Uśmiechnęła się do mnie. Słońce świeciło prosto na nią i musiała zmrużyć oczy. W tym popołudniowym słońcu skóra Grace wydawała się cienka jak bibułka. Przypomniały mi się stare obrazy w muzeum, przedstawiające postacie, które idą do nieba w promieniu światła.
"Najpierw podwieczorek i praca domowa – powiedziała.
– Potem zobaczymy”.
Nie cierpiałam odpowiedzi "potem zobaczymy”, bo zwykle oznaczała "nie”. Takim sposobem tylko się człowieka spławia. Ale tym razem czułam, że może to znaczyć "tak”.
I rzeczywiście.
Po podwieczorku odrobiłam pracę domową. Nie szło mi najlepiej, bo tamtego dnia niezbyt uważałam na lekcjach. W końcu jakoś sobie poradziłam i ruszyłam na poszukiwanie Grace, żeby jej przypomnieć o obietnicy, w razie gdyby zapomniała: starzy ludzie bywają bardzo roztargnieni. (Młodzi też, ale u starszych wyraźniej się to dostrzega. Poza tym zapominalska młoda osoba jest po prostu zapominalska, a u starszej może to wskazywać, że traci rozum).
Grace jednak nie zapomniała. Czekała w salonie, siedząc na kanapie, czytając ciężką, grubą księgę wielkości Biblii. Tyl-ko że to nie była Biblia.
Zawsze czytała takie grube, ciężkie księgi. Naprawdę grube i naprawdę ciężkie. Miały nawet metalowe klamry, w które dało się włożyć małą kłódkę i tak zamknąć książkę, żeby nie mógł jej przeczytać nikt obcy.
Grace nie zamykała tych ksiąg na kłódkę, trzymała je tylko w swoim pokoju. A nawet gdyby leżały na widoku, i tak bym ich nie tknęła. Wyglądały strasznie staro i nieciekawie. Raz jedną otworzyłam, zerknęłam na stronę tytułową, ale cały tekst był napisany dziwnym, pochyłym drukiem, tak niewyraźnym, że po kilku linijkach dałam sobie spokój. Wszystkie litery "s” przypominały raczej "f”, więc, na przykład, słowo "suknia” czytało się jak "fuknia”. Zamknęłam księgę i zostawiłam na stole. Wkrótce potem weszła Grace i ją zabrała.
"Szkoda, żeby te książki się zniszczyły – wyjaśniła. – Są bardzo stare, bardzo rzadkie i cenne. To prawdziwe białe kruki”.
Pamiętam, że któraś księga, na marmurkowym papierze, z mosiężnymi okuciami i skórzanym grzbietem, miała tytuł wytłoczony zblakłymi złotym literami. Już raz się spotkałam z tym słowem, ale nie mogłam sobie przypomnieć jego znaczenia. To było słowo "nekromancja”.
Kiedy weszłam do salonu, Grace odłożyła książkę na stolik przy kanapie.
"Lekcje odrobione?”, spytała.
"Tak”.
"Wszystkie?”
"Tak”.
"Do ostatniej literki?”
Przekomarzała się ze mną, odwlekała chwilę, kiedy wreszcie wystartujemy.
"Zaraz, zaraz, ty chciałaś coś zrobić, tak? Na coś się umawiałyśmy. Ale co to było? Pamięć mnie zawodzi”.
"Latać, latać, latać! – wykrzyknęłam. – Dobrze wiesz, Grace. Tylko się ze mną drażnisz. Przecież pamiętasz!”
"Pewnie, że tak. – Uśmiechnęła się promiennie. – Chodź. Usiądź tu w fotelu, ja zostanę na kanapie. Zaczynamy”.
A więc zaczęłyśmy. Odprężyłam się dokładnie tak samo jak poprzednim razem. Czułam, że się staję coraz cięższa. Od małego palca u nogi aż po czubki uszu i koniuszek nosa, aż do brwi i do włosów na głowie. Rozkazałam każdej cząstce: nie ruszaj się, rozluźnij, uspokój, zapomnij, że istniejesz.
Później skupiłam się na wyobrażonym punkcie nad głową, gdzieś na suficie. Tak się skupia promienie słońca w szkle powiększającym, aż powstanie jeden rozżarzony punkcik, tak gorący, że może podpalić papier albo zeschłe liście...
Książka "Skradziona" - Alex Shearer - oprawa miękka - Wydawnictwo ZNAK. Książka posiada 222 stron i została wydana w 2006 r.