Pressje (3). Teka Trzecia. Czy warto być Polakiem
Dane szczegółowe: | |
Wydawca: | Klub Jagielloński |
Oprawa: | miękka |
Ilość stron: | 197 s. |
Wymiar: | 200x245 mm |
EAN: | 9770164470506 |
ISSN: | 1644-7050 |
Data: | 2005-01-03 |
Opis książki:
Jadwiga Emilewicz Arkady Rzegocki
Nieobojętni, czyli deklaracja pokolenia "coś"
Zgodnie z logiką dwuwartościową, w jakiej najwygodniej czuje się owładnięty relatywizacją człowiek współczesny, publicystyka ostatnich kilku miesięcy triumfalnie ogłosiła typ integralny pokolenia dwudziesto-, trzydziestolatków. Jesteśmy ponoć generacją znieczulonych obywatelsko, aspołecznych indywidualistów, do których trudno nawet stosować kryterium pokolenia. Twardych reguł logiki nie można jednak stosować do opisu zjawisk i zmian społecznych. Dyskusja o pokoleniach, których nie tylko granice, podziały ale i samo istnienie można poddawać w wątpliwość, toczyć musi się na co najmniej dwóch płaszczyznach - między- i wewnątrzpokoleniowej. Jeśli zatem ktoś dziś uważa, że istnieje generacja "nic", to naszym zdaniem znacznie ważniejsza dla naszego kraju jest generacja "coś". "Wierzę, że wynik walki z totalitaryzmem zależy od dwóch czynników: po pierwsze, od ingerencji czynnika nadprzyrodzonego, (...), po drugie od natężenia naszej skierowanej ku dobru woli. Nauka Kościoła głosi, że samotna, pozbawiona wsparcia nieba wola nie zda się na nic. Jednak znaki wskazują, że wsparcie nieba nadeszło. Od nas zależy, jak je wykorzystamy.(...)
Obok tego poznawczego zadania stoi przed nami inne, nie mniej ważne - zadanie wytrwałości, zadanie obudzenia w sobie woli mocy". Taki to, mimo wszystko pogodny, horyzont zakreślał w latach 80. Mirosław Dzielski w jednym ze swoich najważniejszych tekstów. Dla swych pozacenzuralnych czytelników jego optymizm musiał brzmieć dość dziwacznie, gdyż ówczesny marazm i beznadzieja nie pozwalały nawet marzyć o lepszych czasach dla uzależnionego od Wielkiego Brata i "dyktatury ciemniaków" państwa polskiego. Ze wszystkich bowiem powojennych etapów budowy państwa socjalistycznego w latach 80. świadomość traconego czasu była najbardziej rozpowszechniona. Gwałt na odradzającym się narodzie, pojmowanym jako wspólnota obywateli i towarzyszące mu dobre samopoczucie ministrów ogłaszających coraz to nowe absurdalne pomysły na uzdrowienie gospodarki, utkwiły w pamięci zarówno tych, którzy zdecydowali się na emigrację (czytaj: udało im się uciec), jak i tych, którzy pozostali w kraju nad Wisłą. Dość przypomnieć, że ówczesny wyjazd za granicę był jak przejście przez Morze Czerwone - jednorazowy, bezpowrotny i na granicy cudu. Mimo jednak wszystkich trudności szacuje się, że w tamtych latach wyemigrowało, zdając sobie sprawę, że może być to wyjazd na zawsze, około 500 tysięcy młodych ludzi. Być może paradoksalnie jednak, w braku racjonalnych przesłanek, autor zacytowanych słów dostrzegł podstawy przyszłego rozwoju naszego kraju Może przekonany był, że średniej wielkości państwo znajdujące się w środku Europy, od tysiąca lat związane z cywilizacją zachodnią, nie może wiecznie być krainą przeklętą, w której każdy dzień jest źródłem upokorzenia dla członków wspólnoty i nie tylko nie powinien wegetować jako ubogi krewny, ale ma jakąś istotną rolę do odegrania. Tymczasem w 1989 roku, jakby zgodnie z nadziejami Dzielskiego, Polska znów znalazła się na pierwszych stronach gazet na całym świecie.
Zwycięstwo opozycji w wyborach 4 czerwca 1989 zaskoczyło nawet nią samą. Co więcej, eksplozja pomysłowości i ciężkiej pracy nadwyrężonego w kolejnych zawieruchach sarmacko-chłopskiego społeczeństwa dała na początku transformacji niewiarygodne dla analityków rynku wyniki ekonomiczne. Polacy nie tylko nie mieli żadnych oporów, aby prowadzić handel ze wszystkimi sąsiadami, ale okazali się najbardziej przedsiębiorczy z całej wyzwalającej się spod zwierzchnictwa Moskwy części Europy. I chociaż rok 2002 trudno jest porównywać z okresem sprzed 20 lat, to jednak liczba nasuwających się analogii, związanych nie tylko z odczuciami społecznymi, ale także pewnymi elementami rzeczywistości, jest zastanawiająca. Znów całe kręgi społeczne ogrania apatia i zniechęcenie. Przestajemy nie tylko wyznaczać sobie ambitne cele, ale często też wręcz przestajemy żywić nadzieje. Nasze państwo, odzyskane z takim trudem w 1989 roku, ponownie jawi się raczej jako przeszkoda w realizacji planów i aspiracji jednostek. III Rzeczpospolita daleko odbiega od naszych marzeń i aspiracji. Nazbyt daleko. Nie powiodła się próba uobywatelnienia, próba pogodzenia Polaków z własnym państwem. Co więcej, w obecnym kształcie państwo, to nie tylko ogranicza możliwości jednostek, ale także jedynie w minimalnym stopniu realizuje coś, co Anglosasi nazywają "interesem narodowym". O ile więc różnice pomiędzy schyłkiem PRL i obecnym czasem są natury jakościowej, to jednak z przykrością zauważamy, że nie takie państwo chcieliśmy zbudować. Zatarta wbrew pozorom dekada lat 80. powraca dziś w udoskonalonych nieco formach. Dzisiejsze skostnienie i stabilizacja złych mechanizmów działania, struktur i sytemu politycznego trudno nazwać dobrze funkcjonującymi, sprawiedliwymi, wolnorynkowymi, racjonalnymi czy efektywnymi. Podobnie - choć w stanie nieco cięższego rozkładu - wyglądała demokracja ludowa na swym ostatnim wirażu. Obecna apatia i zniechęcenie bierze się więc z po-dobnego rozczarowania czy zniecierpliwienia. Stefan Kisielewski często powtarzał, że socjalizm w sposób godny podziwu walczy z coraz to nowymi problemami, które sam stwarza. Jesteśmy więc dziś świadkami żałosnych prób zaklinania rzeczywistości przez kolejnych ministrów, którzy nie mając wizji przyszłości, wymyślają i realizują coraz bardziej kuriozalne rozwiązania rzekomo likwidujące dolegliwości powstałe w wyniku wcześniejszych, równie nieudolnych, działań. Czy słynne "świeże bułeczki" ministra Krasickiego i pomysł płacenia podatku przez kierowców za sieć dróg, których nie ma lub kolejne etapy reformy rządu Messnera oraz plany stabilizacji i rozwoju Kołodki to nie fatalne déjŕ vu A Inspekcje Robotniczo-Chłopskie walczące ze spekulantami i pomysły podsłuchiwania podatników przez urzędników skarbowych Znów, jak w latach 80. Polacy zadają sobie pytanie: czy nasze elity naprawdę nie wiedzą, dlaczego w Polsce nie najlepiej się dzieje Dlaczego rośnie bezrobocie, a coraz większa część gospodarki znajduje się w szarej strefie Trudno bowiem racjonalnie ocenić pomysły, takie jak zakaz pracy emerytów i rencistów, opodatkowanie odsetek od rachunków bankowych (kiedy oprocentowanie rachunków oszczędnościowo-rozliczeniowych w wielu bankach jest poniżej inflacji) czy ciągłe psucie ponad miarę skomplikowanego systemu podatkowego.
III Rzeczpospolita jest państwem, w którym poszczególne oligarchie, korporacje, grupy interesów czy, pożal się Boże, elity walczą o nieraz śmieszne przywileje, strzegąc ich następnie jak oka w głowie i nie zauważając, że w konsekwencji cały system staje się coraz bardziej nie do zniesienia. Litania absurdów III RP trwa, a kontrybucję do niej składają i składały różne koalicje rządzące. Pomimo iż racjonalny ogląd ustabilizowanej rzeczywistości daje niewielkie nadzieje na możliwość dokonania korekt czy zmian, mocno wierzymy, że Polska będzie wkrótce silnym państwem, ważnym czynnikiem wspierającym wysiłki poszczególnych obywateli. Doczekamy się wreszcie zdrowej gospodarki, opierającej się na wolnym rynku, na którym premiowana będzie ciężka praca oraz zdolności, a dystrybucja dochodu narodowego trafiać będzie do najbardziej potrzebujących - przede wszystkim dzięki ofiarności i solidarności współobywateli. Będziemy odgrywać istotną rolę w Unii Europejskiej, bo zdajemy sobie sprawę z głębokiego kryzysu intelektualnego i duchowego Zachodu. My do Europy nie wracamy, bo Polska - jak pisał Herbert - "przyssała się do niej już tysiąc lat temu". Polska będzie krajem ot-wartym na inne kultury, z pietyzmem próbując zachować, a może i rozwinąć, wspólne wielokulturowe, wieloetniczne i wieloreligijne dziedzictwo przodków. Skąd czerpiemy pewność, że pozytywne i choćby powolne zmiany zaczną następować Z jednej strony, podobnie jak w latach 80., trudno jest wskazać obiektywne kryteria, z drugiej nie można nie doceniać znaczenia ostatnich 13 lat. Jesteśmy bogatsi o wiedzę i doświadczenia, których nie sposób było zdobyć w PRL. Znając historię III RP jesteśmy przekonani, że stan dzisiejszy nie musiałby tak wyglądać, że można było zbudować państwo oparte na prawie i lepiej funkcjonujące. Można było bowiem, np. na progu niepodległości uchwalić knstytucję stanowiącą fundament państwa, a nie aplikować protezy ustawy zasadniczej, będącej wypadkową różnorodnych wizji, oczekiwań i interesów. Można było zapobiec sytuacji, w której samorządy rożnych zawodów służą jedynie ochronie partykularyzmów wybranej grupy zawodowej. Można było wreszcie przeprowadzić choćby symboliczną lustrację i dekomunizację na początku lat 90., tak aby osoby odpowiedzialne za zbrodnie (także te sądowe) i przestępstwa zostały sprawiedliwe osądzone. Dwudziesto-, trzydziestolatkowie już czują się Europejczykami i wiemy, że nie tylko nie musimy mieć kompleksów w relacjach z naszymi rówieśnikami z krajów zachodnich, ale że wręcz nasze wyjątkowe zbiorowe doświadczenie pozwala nam często postrzegać rzeczywistość w szerszej perspektywie. Jesteśmy Europejczykami i świetnie czujemy się w Londynie, Monachium, Strasburgu, Wilnie, Kijowie, Nowym Jorku czy Sydney właśnie dlatego, że jesteśmy pewni swojej polskiej tożsamości. To zakorzenienie w Krakowie, Łodzi, Wrocławiu, Gdańsku, Kościerzynie czy Jarosławiu i towarzysząca mu świadomość tysiącletniego dziedzictwa, które stanowi o naszym bogactwie, ale i zobowiązaniu, daje nam pewność siebie i pozwala przezwyciężyć peerelowskie kompleksy. Nie jesteśmy gorsi, możemy i już pracujemy w najlepszych światowych firmach i na najlepszych uniwersytetach. Jesteśmy też w stanie zbudować znacznie lepsze od tych, które zastaliśmy struktury państwowe. Nie brakuje nam niczego, aby stworzyć bliższy naszych marzeń system polityczny i gospodarczy, a także pokazać, że możliwe jest zaistnienie lepszych relacji międzyludzkich. Jesteśmy narodem przedsiębiorczym o wciąż silnym poczuciu tożsamości,społeczeństwem na dorobku, spragnionym osiągnięcia statusu materialnego porównywalnego ze średnią europejską. Przywiązanie do regionu oraz kraju, mocna identyfikacja z własnym narodem stanowią trudny do przecenienia atut, dzięki któremu z tak wielkim zainteresowaniem próbujemy nadrabiać stracone 50 lat.
Jesteśmy dumni z wielu elementów naszej historii, zarówno tej dawnej, jak i najnowszej, ale umieszczając - za wieloma myślicielami - najwyżej w hierarchii naszych idei pojęcia Dobra, Piękna, Prawdy i Sprawiedliwości, staramy się także badać i rewidować bolesne karty naszych dziejów. Dziś pochylamy się z wielkim zainteresowaniem i zrozumieniem nad dziedzictwem Żydów, Niemców, Rosjan, Litwinów, Rusinów, Słowaków czy Czechów właśnie dlatego, że jesteśmy pewni naszej polskości i nie mamy problemów z naszą tożsamością. Pokolenie, które swoje świadome uczestnictwo w życiu publicznym roz-poczęło w połowie minionej dekady, nie zamyka się w modnym ostatnio pojęciu "generacji nic". Ich czy nasze horyzonty wyznaczane są rzekomo pojęciami "sukces" i "kariera", których miarą jest stan konta, a w imię których rezygnujemy z niedojrzałego idealizmu z czasu studiów. Z przedziału dobrze zapowiadających się, wrażliwych intelektualistów, polityków, naukowców szybko i sprawnie przesiedliśmy się - według ostatnich publicystycznych trendów - do wagonu aktywnych, egoistycznych indywidualistów gry rynkowej. To jednak nie jest postawa całego, a nawet większości, pokolenia. Jesteśmy bowiem przede wszystkim pokoleniem nieobojętnych, którzy wbrew natrętnej publicystyce zarzucającej nam troskę wyłącznie o własne interesy i brak refleksji obywatelskiej, są gotowi podjąć odpowiedzialność nie tylko za siebie. To my - środowisko krakowskiego Klubu Jagiellońskiego, Instytutu Tertio Millennio czy warszawskiego Towarzystwa Oświatowo -Naukowego (a podobnych inicjatyw jest znacznie więcej) zadajemy od wielu lat pytania, jakiego państwa potrzebują Polacy, jak uzdrowić polnische Wirtschaft i jaką rolę ma do odegrania Polska w Europie mniej lub bardziej zjednoczonej. Dlatego też z ogromną uwagą i troską obserwujemy nieodpowiedzialne manewry kolejnych politycznych harcowników, ponieważ właśnie nieobojętna jest nam kondycja naszego kraju. Narodzinom "Solidarności" na początku lat 80. towarzyszył fenomen określany w literaturze socjologii politycznej "demokracją uczestniczącą". Był on witany z radosnym podnieceniem przez teoretyków demokracji, którzy w nim właśnie dostrzegali renesans społeczeństwa obywatelskiego. Świadkami jego gwałtownego wyczerpania się byliśmy jednak już na początku historii III RP. Mimo to dziś można powiedzieć, że wolę jego powrotu deklaruje właśnie nasze pokolenie. Chcemy uczestniczyć w życiu publicznym, ponieważ mamy świadomość swego miejsca i czasu i jesteśmy przekonani, że na naszych w dużej mierze barkach spoczywa zadanie nadrabiania zapóźnienia cywilizacyjnego czterech powojennych dekad. Konserwatywny bunt młodych, nazwany tak zarówno przez prof. Świdę-Ziębę, jak i Jarosława Gowina, nie skończył się wraz z rozkładem środowiska "pampersów".
Nie ma mowy o powrocie człowieka bez właściwości. My nie zatrzymaliśmy się - jak bohater powieści Roberta Musila - na pewnym etapie niedojrzałości kontestując i relatywizując dorobek kulturowy, w którym zostaliśmy wychowani. Podejmujemy dialog z absurdem codzienności. Może dlatego z ostrożną rozwagą przypominamy hasło fizjokratów: laisser faire - pozwólcie nam działać! Nie przeszkadzajcie, nie twórzcie kolejnych barier i ograniczeń! Państwo polskie musi wreszcie przestać być godnym politowania garbusem, który swoją słabością i nieudolnością wzbudza współczucie i złość bezsilnych obywateli. Doszło do sytuacji, w której w ogóle trudno jest mówić o moralności publicznej, a oszukiwanie państwa znów uznawane jest nie tylko za czyn sprawiedliwy, ale wręcz za obywatelską cnotę. Państwo, które nie wywiązuje się ze swoich podstawowych obowiązków, biorące na siebie coraz to nowe zadania, scentralizowane w sposób kompletnie irracjonalny, traktujące mieszkańców niczym poddanych, nie może bowiem liczyć nawet na minimum lojalności. Staje się kulą u nogi, ograniczeniem działań poszczególnych obywateli, a nie kluczową instytucją pozwalającą na realizację czegoś, co starożytni nazywali dobrem wspólnym, wspomagającym jednostki w realizacji swoich aspiracji. Pomimo niesprzyjających okoliczności znaczna część naszych rówieśników nie oddaje pola, uciekając w wygodną prywatność lub obojętność. Podejmują prace, których jednymi z podstawowych kryteriów jest rzetelność i uczciwość wobec siebie oraz służebność wobec innych. Są to z jednej strony mali przedsiębiorcy poświęcający swój czas, energię i część zysków na działalność niekomercyjną, nauczyciele czy wykładowcy akademiccy świadomie wypełniający swą misję, czy młodzi angażujący się w życie stowarzyszeń, swoich dzielnic, gmin, czy wreszcie w działalność polityczną.
I dlatego wierzymy, że wcześniej czy później uda nam się zbudować wspólnotę lokalną, a następnie państwo, z którego będziemy dumni. Nasza sytuacja jest znacznie lepsza od tej z lat 80. - nie tylko bowiem czujemy za sobą oddech i wsparcie licznych przodków, ale wiemy też, jak wielkie jest nasze zobowiązanie wobec spadkobierców. Polska ma zbyt dużą rolę do odegrania, żeby mogła zadowolić się li tylko wegetacją. Nadal więc, być może naiwnie i wbrew logice, wierzymy w ten "wielki zbiorowy obowiązek". Choć będzie on już inny od tego szlacheckiego z czasów I Rzeczypospolitej czy tego romantycznego lub pozytywistycznego z czasów zaborów, czy tego z dwudziestoletniego okresu odzyskania własnego śmietnika, czy wreszcie tego z epoki pierwszych sekretarzy. Nasz patriotyzm dopiero się kształtuje. Chcielibyśmy jednak zachować część najlepszych cech przywiązania do Ojczyzny naszych antenatów oraz wzbogacić je o nowe elementy. Inspiracji do świadomej refleksji o państwie i dziś może dostarczyć nawet romantyzm polski. Wciąż pozostaje on, wbrew usilnym staraniom peerelowskich strażników "narodowego pamiątek kościoła" opatrujących polonezami Chopina przesłuchania więźniów politycznych, kontrapunktem polskiego piekła. I nie mamy tu na myśli wytartego mocno "płaszcza Konrada". Romantyzm, rozumiany nie jako tanie moralizatorstwo i irracjonalne "rządy dusz", ale świadomość metafizycznych korzeni człowieka, może tchnąć ducha w życie publiczne i dopuścić do głosu świadomą myśl polityczną. Laisser faire! Pozwólcie więc nam działać i zacznijmy wreszcie budować państwo - dobro wspólne wszystkich obywateli, w którym nie tylko ekscentrycy na pytanie, czy warto być Polakiem, z przekonaniem odpowiedzą: jeszcze jak warto! Jadwiga Emilewicz Arkady Rzegocki
Książka "Pressje (3). Teka Trzecia. Czy warto być Polakiem" - oprawa miękka - Wydawnictwo Klub Jagielloński.
Spis treści:
OD REDAKCJI
Nieobojętni, czyli deklaracja pokolenia "coś"
POLAK Z WYBORU
Wanda Wyporska
Rostbef, pierogi i latająca ryba
Marek Evison
Kłopoty z obywatelstwem, czyli polskość otwarta dla wszystkich
Józef Drewniok
Śląskie dylematy z polskością w tle
Annamaria Orla-Bukowska
Drzewo o wielu korzeniach
POLAK Z URODZENIA
Małgorzata Czemieryńska
Wszystko na sprzedaż
Michał Szułdrzyński
Polak - katolik?
Jan Filip Staniłko
Kilka uwag o polskim patriotyzmie
Jakub Banaś
Osobisty rachunek sumienia
Jan Michalewski
W poszukiwaniu straconego zaufania
OPRESSJE
Agnieszka Maria Porębska
Dwa typy niedojrzałości emocjonalnej.Polacy i Europejczycy zachodni
Anna Rychły
Charakter narodowy polski
Dominik Bartmański
Jakość polskości
Marek Knefel
Konstytucja obietnic, czyli jak państwo polskie dba o swych obywateli
Marek Niechwiej
Wychowanie do polskości
ROZLICZENIA
Tomasz Majewski
Wypisy do "fenomenologii polskości"
Michał Brzeziński
Klejnot i trauma narodowa
EUROPRESSJE
Piotr Kobza
Polak - mały Europejczyk albo kłopoty przyspieszonego dojrzewania
Anna Budzanowska
Belga tożasamość niejednoznaczana
IMPRESSJE
Marcin Ludwicki
Świat zastygły
Paweł Wyszomirski
Sznaps, a sprawa polska w XX wieku
ARTPRESSJE
Artysta polski. Misjonarz stracony. Rozmowa z prof. Ludwikiem Maciągiem
ANTYKWARIAT
Janusz Mierzwa
W służbie idei. Uwagi na temat koncepcji wychowawczych piłsudczyków
Marek Rafał Makarewicz
Rzeczpospolita jako obowiązek. Rzecz o Konstantym Srokowskim
Tacy właśnie są Polacy.
Przemówienie Gilberta K. Chestertona