pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
Tytuł książki:

Opowiastki familijne. Tom 6

Autor książki:

Beata Andrzejczuk

Dane szczegółowe:
Wydawca: Rafael
Oprawa: twarda
Ilość stron: 111 s.
Wymiar: 135x195 mm
EAN: 9788389431578
ISBN: 83-89431-57-2
Data: 2005-01-13
Cena wydawcy: 16.50 złpozycja niedostępna

Opis książki:

Kochane Dzieci! Dlaczego warto, abyście zajrzały do tej książki Warto, ponieważ ona uczy, jak odnaleźć wiarę w miłość, przyjaźń i szczęście, daje nadzieję na to, że marzenia się spełniają i że ten świat jest piękny z Waszym udziałem. Poznajcie Bogusię, a także Milenę. Wiele je dzieli, ale łączy jedno: marzenia. Poznajcie ich sekret na spełnienie marzeń. Przeczytajcie koniecznie "Łatkę". To bardzo mądra opowiastka o tym, że czasem w życiu trzeba coś stracić, by zyskać coś innego... Ale nie martwcie się! Zdradzę Wam, że kończy się happy endem. Jest też rówieśnik dziewczynek - Michał. Jego historia jest zabawna, więc pośmiejecie się trochę. W końcu śmiech to zdrowie - pewnie Michał też to powie! Hania ma poważny problem. Trudno jest jej zaakceptować ojczyma, który zresztą bardzo ją kocha. Co się musi wydarzyć, by Paweł stał się jej prawdziwym tatusiem Przeczytajcie o tym sami. AUTORKA "Opowiastki familijne" autorstwa Beaty Andrzejczuk to seria dla dzieci w wieku powyżej 7 lat. Każdy z tomików składa się z 5-6 opowiadań, ozdobionych ilustracjami autorstwa Moniki Kaźmierczyk. Hasło-podtytuł "Opowiastek..." brzmi "pół godziny dla rodziny" i jest zachętą do wspólnego czytania opowiadań, które wiele mogą nauczyć tak dzieci jak i rodziców. Serię, którą Państwu prezentujemy, można śmiało zaliczyć do literatury przyjaznej dziecku. Co to znaczy Nie ma w niej agresji i przemocy. Świat prezentowanych przez Beatę Andrzejczuk opowiadań nie jest fantastyczną krainą pełną wróżek i latających smoków - to świat bardzo realny. Każde dziecko może w nim rozpoznać swój kawałeczek rzeczywistości. Bohaterzy, choć popełniają czasem błędy, potrafią je naprawić. "Opowiastki..." nie tylko bawią, ale także uczą. Poprzez sytuacje dnia codziennego pokazują jak przysłowiową "obronną ręką", można wyjść z opresji, nie czyniąc krzywdy innym. Po przeczytaniu "Opowiastek..." Beaty Andrzejczuk bycie dobrym, uczciwym i przyjacielskim nie powinno stanowić kłopotu dla każdego młodego czytelnika. Łatka Największym marzeniem Marlenki było posiadanie pieska. Wątpiła jednak, czy go kiedykolwiek dostanie. - Mamy malutkie mieszkanie - mówiła mamusia. - To ogromny kłopot. Myślę, że piesek będzie się tutaj męczył. - Będzie miał mnie - próbowała przekonać mamę dziewczynka. - A ja będę miała jego. Nie pozwolę, aby czuł się samotny. Rodzice uważali, że Marlenka jest za mała i nie będzie potrafiła zająć się pieskiem. Odkładali podjęcie decyzji, aż dziewczynka straciła nadzieję. Nieraz zdarzało się, że płakała, wtulając się w swoją błękitną poduszkę uszytą z futerka. Nadszedł jednak dzień urodzin. Marlenka zdmuchnęła świeczki na urodzinowym torcie, poczęstowała gości sokiem pomarańczowym i czekoladowymi ciasteczkami. Gdy po kilku godzinach wspaniałej zabawy dzieci rozeszły się do swoich domów, mamusia zawołała dziewczynkę do siebie. - Jeszcze od nas nie dostałaś żadnego prezentu - powiedziała. - Mam nadzieję, że będziesz zadowolona. Marlenka zastanawiała się, co też rodzice przygotowali dla niej w tym roku. Tatuś pytał kilka dni temu, z czego ucieszyłaby się najbardziej. Powiedziała wtedy, że z kapci, ale takich z misia, mięciutkich, puchatych i rzecz jasna cieplutkich. Wymieniła też torebkę, ponieważ zauważyła, że jej koleżanki zaczęły nosić jeansowe torebki z naszytymi różnymi numerkami albo innymi aplikacjami. Agata miała na przykład naszyte serduszko, a Zosia taką śmieszną dziewczynkę na rolkach. Na torebce Kasi widniał duży, kontrastowy numerek 27, a niebieską cyferkę 55 miała na swojej torbie Gabrysia. Chłopcy też nosili ­naszyte numerki, ale na bluzach, kurtkach i czapkach. Wspomniała również o książce, ale liczyła, że rodzice kupią jej książeczkę niezależnie od urodzin. - Zamknij oczy - powiedziała mama. - Będzie podglądać - rzekł tato, trzymając w ręku szal mamy. - Zawiąż jej oczy - dodał. - Będzie musiała zgadnąć, co to jest. Marlenka była zdziwiona. Jeszcze nigdy rodzice nie zachowywali się tak tajemniczo. Tatuś zawiązał dziewczynce oczy szalem i poprosił, aby wyciągnęła przed siebie ręce. Marlenka poczuła dotyk czegoś mięciutkiego, ale tatuś zaraz odsunął to coś. - Kapcie! - zawołała. - Nie - odpowiedzieli rodzice. To coś było mięciutkie i puchate, całkiem jak wymarzone kapcie Marleny. Teraz tatuś pozwolił troszeczkę dłużej dotknąć córeczce prezent, ale to także trwało zaledwie chwilkę. - Torebka z futerka - próbowała zgadnąć dziewczynka. - Nie - odparli rodzice. - Mięciutki kocyk - zgadywała dalej. - Nie - śmiała się mama. - Bluza z futerkiem. - Nie - zanosił się od śmiechu tato. - Wiem! - wykrzyknęła Marlena. - Pluszak! To jest pluszak! Jakaś milutka pluszowa zabawka! - ucieszyła się. - Tylko jaka ­Misiek, zajączek, króliczek, kaczuszka, tygrysek... - wymieniała jednym tchem. - Nie, nie, nie... - padały odpowiedzi z ust rodziców. - Osiołek, małpka... - wyliczała dalej dziewczynka. W pewnym momencie, dotykając tajemniczego prezentu, poczuła niezwykłe ciepełko, a potem ktoś najwyraźniej oblizał jej rączkę. - To niemożliwe! - Marlenka zdarła z oczu szal. - To nie może być prawda! - zawołała, wpatrując się w malutkiego białego pieska, którego trzymał na rękach tatuś. Szczeniaczek wyglądał jak puchowa kuleczka i miał śmieszną czarną łatkę na oczku. - To dziewczynka - rzekł tatuś. - Będzie miała na imię Łatka - wyszeptała wciąż zaskoczona dziewczynka. - Tatusiu, uszczypnij mnie, bo nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Tatuś uszczypnął Marlenkę tak, że aż podskoczyła. - Tatusiu! - zrobiła groźną minkę. - Oszalałeś To boli! Nie miałeś mnie szczypać tak mocno! - uśmiechnęła się. - Tatusiu, proszę... daj mi potrzymać Łatkę - i wzięła na ręce małą, białą kruszynkę. - Tak bardzo was kocham - powiedziała i wtuliła twarzyczkę w ciepłe futerko pieska. Czuła, że jest najszczęśliwszą dziewczynką na świecie! * * * Marlenka opiekowała się Łatką wspaniale. Wyprowadzała ją na spacery latem, gdy było ciepło na dworze, ale także jesienią, gdy padał deszcz, a wiatr zapraszał ich do tańca czasem łagodnie, a innym razem strojąc sobie z nich żarty i zabierając Marlence czapkę z głowy. Gdy podbiegała, aby ją złapać, wiatr przerzucał czapkę w inne miejsce i tak figlował, targając jej włosy i ubrania. Czasem prosiła: - Przestań już, bo Łatka nie ma siły biegać. Popychasz ją na boki. Zrobisz jej krzywdę, głuptasie! - i zagniewana na wiatr brała pieska na ręce i wracała do domu. Nigdy się jednak długo nie gniewała i już po kilku godzinach znów zabierała swego podopiecznego na spacer. - Wiatr to taki figlarz - tłumaczyła Łatce. - Bywa nieznośny, ale też i pomocny. Latem miewa lepsze humory. Wtedy usypia do snu, chłodzi w upalne dni i kołysze drzewa, trawy i zboża z czułością. Taka właśnie była Marlenka. Kochała wodę, lasy, łąki i bardzo lubiła rozmawiać. Miała wiele koleżanek, lecz nie miała bliskiej przyjaciółki, gdyż była dziewczynką bardzo nieśmiałą. Opowiadała więc o wszystkim Łatce. Nie miała przed nią żadnych tajemnic. Wiedziała, że cokolwiek powie, Łatka nikomu nie zdradzi i nigdy nie będzie się z niej śmiała, co najwyżej poliże ją po rączce. Gdy nastała zima, Marlenka zjeżdżała z górki na sankach, a Łatka biegała obok, merdała ogonkiem i wesoło szczekała. W domu dziewczynka starannie czyściła jej zaśnieżone łapki mięciutką ściereczką, a Łatka w zamian tuliła się do stóp Marlenki i ciepłe kapcie były już zupełnie niepotrzebne. Zdarzało się też tak, że Łatka rozrabiała. Podczas jej pierwszych świąt, gdy dziewczynka ubierała choinkę, Łatka nie potrafiła wysiedzieć na miejscu. Biegała wokół drzewka, ujadała i ściągała wszystkie włosy anielskie. Ileż się Marlena musiała natrudzić, aby jej te włosy z pyszczka powyciągać! A gdy już choinka była ubrana, a Marlenka wyszła na chwilę do kuchni, usłyszała głośne "łup!". Biegiem wróciła do pokoju. Łatka leżała nieruchomo, wystraszona, z ­pyszczkiem opartym na przednich łapach i smutnymi oczyma wpatrywała się w dziewczynkę. Obok leżała przewrócona choinka. - Niegrzeczna jesteś! - skarciła pieska Marlena, ale nie potrafiła się długo gniewać. Kochała Łatkę całym swoim malutkim serduszkiem. * * * To był najgorszy dzień w życiu dziewczynki! Tak jej się przynajmniej wydawało. Tatuś rano odjechał samochodem, a Łatka ile sił w łapach popędziła za nim. Tatuś jej nie zauważył. Zdarzało się już tak, że Łatka biegła kawałek za autem tatusia, ale prawie natychmiast wracała. Tym razem biegła tak długo i daleko, że Marlenka straciła ją z oczu. - Łatka! Łatka! - wołała dziewczynka, szukając swojej czworonożnej przyjaciółki. - Mamusia nigdy nie widziała tak spuchniętej od płaczu buzi córeczki. Poszukiwania trwały kilka dni. Rodzice rozwiesili ogłoszenia i zdjęcie Łatki. Szukano jej wszędzie, ale na próżno. Marlenka nie potrafiła o niczym innym myśleć. Tęskniła tak bardzo, że tęsknota, smutek i żal wypełniały ją całą. Każde szczeknięcie, każdy dziwny odgłos, szurnięcie stawiało dziewczynkę na równe nogi. Nie wahając się, natychmiast biegła sprawdzić, czy to nie Łatka szczeka pod oknami, a może skrobie w drzwi wejściowe Za każdym razem, gdy wracała rozczarowana, smutek był coraz większy. Marlenka przestała płakać. Wypłakała już wszystkie łzy. Po jakimś czasie rodzice zrezygnowali z poszukiwań pieska. - Musimy się z tym pogodzić - tłumaczyli spokojnie Marlence. - Powinniśmy mieć nadzieję, że dostała się w ręce dobrych ludzi, którzy nie wiedzą, że jej szukamy. Dziewczynka jednak nie rezygnowała. Chodziła do pobliskiego parku, nad rzekę. Nawet do centrum miasta wybrała się w poszukiwaniu pieska. Wieczorami rozmyślała, gdzie też Łatka może się podziewać. I wtedy wpadła na pomysł, że pojedzie do schroniska dla bezdomnych zwierząt. Tak też zrobiła. Oglądała każdy boks, każdego psiaczka, od tych najmniejszych do tych dużych. Zatrzymywała się przy każdym z nich i przemawiała do nich łagodnym głosem. - Nie smućcie się. Pewnego dnia przyjdzie po was ktoś, kto będzie was kochał tak bardzo, jak ja kocham Łatkę. Nagle spostrzegła, że w pobliżu stoi dziewczynka w czerwonej sukience i przygląda się jej uważnie. - Nie gniewaj się - zwróciła się do Marleny. - Mieszkam niedaleko i często przychodzę do schroniska. Moja mama tu pracuje - wyjaśniła. - Podsłuchiwałam, co mówisz, bo rzadko się zdarza, aby ludzie tak długo rozmawiali ze zwierzętami. Często przychodzą, wybierają najpiękniejszego i odchodzą. Marlenka zawstydziła się. Pomyślała, że w oczach dziewczynki wyszła na jakieś dziwadło, co rozmawia z każdym psem po kolei. - Ja też tak robię - rzekła nieoczekiwanie dziewczynka. - Kocham zwierzęta. Czasem widzę, jak mama opatruje rany jakiemuś psiakowi potrąconemu przez samochód. Gdy już go opatrzy, pocieszam go, nawet bajki niektórym opowiadam - roześmiała się. - Pewnie myślisz, że jestem stuknięta - No coś ty! - zaprotestowała Marlena i na potwierdzenie swoich słów opowiedziała dziewczynce o przyjaźni z Łatką, o tym, jak powierzała jej wszystkie tajemnice, jak opowiadała jej przed snem o swoich marzeniach, a potem o tym, jak ją straciła. Zaskoczyło ją, gdy po policzkach zaczęły jej spływać łzy, gdyż dawno myślała, że wypłakała już wszystkie. Dziewczynka podeszła do Marlenki i przytuliła ją mocno. - Będę tu zawsze na ciebie czekała - oznajmiła. - I powiem ci, jak tylko Łatka się znajdzie. A w ogóle to mam na imię Ola. Mama mówi do mnie Oleńka. - Ja mam na imię Marlena - odpowiedziała Marlenka i wyciągnęła przed siebie dłoń. * * * Dziewczynki spotykały się codziennie po lekcjach. Tatuś Marlenki pojechał nawet z córką do schroniska i długo rozmawiał z mamą Oleńki. Chciał mieć pewność, że Marlenka jest w schronisku bezpieczna i że nie przeszkadza. - Na pewno nie będzie przeszkadzała. Tutaj jest tyle pracy. Jeśli Marlenka zechce, może tylko pomóc - odparła wesoło mama Oli. Dziewczynki pomagały w opiece nad bezdomnymi pieskami. Robiły to z sercem i prawdziwą radością, a do tego nagadać się ze sobą nie mogły. Wciąż miały sobie tyle do ­opowiedzenia. Tatuś Marlenki zabierał też często Oleńkę do ich domu. Mamusia piekła wtedy ciasto i robiła ciepłe kakao. Dziewczynki pałaszowały przysmaki i paplały wesoło. Tak mijały dni, tygodnie, miesiące. Marlenka nigdy nie zapomniała o Łatce, ale ogromny smutek powoli przeradzał się w radość i szczęście. Bo przecież Marlenka doznała prawdziwej przyjaźni, wielkiej i wspaniałej, takiej, która przytrafia się niezwykle rzadko i potrafi przetrwać wszystko. - Wiesz, mamusiu - powiedziała któregoś dnia poważnie Marlenka - gdyby Łatka nie zginęła, nigdy nie poznałabym Oleńki i nie wiedziałabym, że istnieje na świecie tak wspaniała przyjaźń. Mama uśmiechnęła się do córeczki i mocno przytuliła ją do siebie. - Kochanie - szepnęła jej do ucha. - Czasem w życiu bywa tak, że musimy najpierw coś stracić, aby w to miejsce dostać coś innego, coś równie wyjątkowego. Tak, Marlenka wiedziała o tym. Wtuliła się jeszcze bardziej w mamusię. Jej skóra tak pięknie pachniała spokojem i lawendą. Koniec Jeżeli doczytałeś do końca, młody przyjacielu lub młoda przyjaciółko, to pomyślisz, że jest to smutne zakończenie. Ja zapewniam cię, że tak nie jest. Kiedyś to na pewno zrozumiesz. Lecz jeśli jeszcze jesteś mały i nie chcesz, aby tak skończyła się ta opowiastka, to zdradzę ci pewien sekret. Jakiś czas później, może rok, a może dwa... tatuś Marlenki pojechał na wieś. Tam w pewnym małym domku pod lasem zobaczył białego pieska merdającego na jego widok ogonkiem. To była Łatka! Trafiła w dobre ręce, do dobrych ludzi. Przybłąkała się, a oni nie wiedzieli, czyj to piesek. Nakarmili ją, przygarnęli i pokochali. Nie wróciła już do Marlenki, bo przyzwyczaiła się do nowych gospodarzy. Jednak zawsze, kiedy Marlenka z Oleńką i tatusiem jadą do niej w odwiedziny, merda wesoło ogonem i oprowadza ich po lesie.

Książka "Opowiastki familijne. Tom 6" - Beata Andrzejczuk - oprawa twarda - Wydawnictwo Rafael.