Od słów do dialogu. Tysiące sposobów mówienia i słuchania
Giuseppe Colombero
Dane szczegółowe: | |
Wydawca: | Bratni Zew |
Rok wyd.: | 2005 |
Oprawa: | miękka |
Ilość stron: | 261 s. |
Wymiar: | 210x130 mm |
EAN: | 9788388903700 |
ISBN: | 83-88903-70-5 |
Data: | 2006-04-25 |
Opis książki:
Żyć to rozmawiać i słuchać. Życie wszystkich ludzi to zaślubiny ze słowami. Kroczymy wraz z nimi od rana do wieczora. Towarzyszą nam jak oddech. Rozmawianie jest koniecznością i przyjemnością; jest jednak również wyzwaniem.
Każde spotkanie z naszymi bliźnimi obnaża nasz stosunek wobec słów, tych właściwych i tych niewłaściwych, tych, które jednoczą i które dzielą. I jedne i drugie zamieszkują w nas. My jesteśmy naszymi słowa. Nic tak nas nie przedstawia i jednocześnie nie zdradza jak słowa.
Prezentowana książka jest analizą tego aspektu naszego życia, bogatego i subtelnego materiału komunikacyjnego, dzięki któremu komunikujemy się nawzajem: słów, odpowiedzi, słuchania, spojrzenia, chwil milczenia, uczuć, postaw etc. Zrodziła się z doświadczenia wielu spotkań i rozmów, z konstatacji, iż jakość naszego życia zależy w wysokim stopniu od słów, jakie sobie mówimy i od uczuć, z jakimi je wypowiadamy.
Każdy czytelnik z pewnością odnajdzie na niniejszych stronicach zarówno siebie jak i obszerne fragmenty swojego codziennego życia, jak gdyby były one stronicami jego własnej autobiografii.
FRAGMENT Podstawowe formy relacji 1. Być "wśród” Postanowiłem pogrupować niezliczone sposoby relacjonowania, jakie osoba może wybrać podczas swoich spotkań, w cztery główne kategorie: kategorie ściśle scharakteryzowane przez niektóre prepozycje – być wśród, być z, być dla, być w. Wyrażają one symbolicznie podstawowe sposoby zachowania się "w obliczu ...”. Rozróżnienia te zostały dokonane nie w oparciu o zewnętrzną postawę, jaką przyjmujemy podczas spotkania (chociaż one też odgrywają dużą rolę), ale o wewnętrzne uczucia, jakich doświadczamy podczas spotkania, i które ożywiają je i barwią na określoną tonację emocjonalną.
Zachowanie rodzi się z uczuć i to one decydują o emocjonalnej modulacji, którą następnie zachowanie przybiera i którą wyraża. Gdybyśmy mieli na myśli tylko zachowanie zewnętrzne, mówilibyśmy o savoirevivrze, o technikach czy taktykach relacjonowania, o dobrych manierach, które co najwyżej mogą zbiegać się z formalizmem czy nawet z maskowaniem się.
Wspomniane kategorie dotyczą natomiast prawdziwych sposobów traktowania "ty” podczas spotkania i wyrażają dystans bądź bliskość emocjonalną, wobec której rozmówcy ustosunkowują się oraz realizują określony stopień interakcji.
Byś wśród jest wskaźnikiem najuboższej ludzkiej relacji; jesteśmy wśród rzeczy i przedmiotów, z którymi nie zachodzi żadna interakcja ani wzajemność. One są dla nas obecne, ale my dla nich nie. Możemy nawet kochać przedmioty, głaskać je, zabrać do domu, aby odziać nimi nagość mieszkania; ale one nie odzieją nagości życia; z nimi nie ma dialogu.
Bez względu na to, jak cenne i fascynujące mogą być owe przedmioty, my nie żyjemy z nimi, ale tylko wśród nich.
Być wśród jest bardzo często występującą i niezwykle rozpowszechnioną formą relacji. Przeżywamy ją wtedy, kiedy przebywamy wśród osób, jak gdyby były przedmiotami, z emocjonalną neutralnością. Osoby zostają w pewnym sensie uprzedmiotowione, urzeczowione. Relacja nie posiada charakteru Ja-Ty, lecz Ja-Ono, Ja-Rzecz. Alter nie jest socius, z którym realizuję pewną interakcję, nie prowadzę z nim prawdziwego dialogu; jest alienus, jest obcym pozostającym emocjonalnie nieznajomym; nie nienawidzę go, po prostu ignoruję. Nie interesuje mnie. Jeśli nawet spojrzenia spotykają się, dzieje się tak z czystej ciekawości, gdyż każdy z nas pozostaje zamknięty we własnej indywidualności.
Można by zapytać się, czy obcość składa się raczej z nienawiści, czy z obojętności. Bez wątpienia z obojętności. Osoba znienawidzona nie jest bynajmniej nieobecna. Jest nieustannie obecna, żywa w myślach i orze wzdłuż i w szerz nasz biedny mózg, przeszywając go nieprzyjemnymi myślami i emocjami. Nie ma cięższej i bardziej wyniszczającej pracy od nienawiści. Nienawiść działa w nas bez ustanku, w dzień i w noc, dewastuje umysł i duszę. Nienawiść jest jak małpiszon, którego niesiemy na ramionach, wczepionego mocno palcami w nasze ciało, w dzień i w noc.
Trzeba być naprawdę bardzo niemądrym, aby żywić nienawiść. Normalny człowiek nie da się na nią nabrać.
Prawdziwym obcym jest ten, kto nie wzbudza ani miłości, ani nienawiści: jest emocjonalnie odległy: nic nam nie komunikuje, jak gdyby go nie było.
Uczucia przeżywane w tego rodzaju relacji to ciekawość, niewzruszoność, nieufność, brak zaangażowania, spryt, chłodna kalkulacja; często również współzawodnictwo, a w związku z tym postawa obronna, strzeżenie się przed...
Można nawet połączyć się z drugą osobą i pozostać razem pod znakiem owego wśród, dzieje się to jednak ze względu na okazję albo też skuteczność wspólnego działania w celu osiągnięcia określonych korzyści. Związek trwa dopóty, dopóki się opłaca. Jego historia to historia suchej kalkulacji. Ludzie pozostają razem ze względu na interesy a nie na uczucie.
"Ty” może być postrzegane wręcz jako ograniczenie; wówczas staje się przeszkodą, która uniemożliwia dalsze kroczenie, albo też rywalem, który zabiera przestrzeń i określone korzyści – chociaż ma do tego prawo. Bycie wśród jest formą relacji przeżywaną podczas podróży, w supermarketach, w środkach komunikacji i w innych tego typu skupiskach ludzkich; często także w miejscu zamieszkania, w środowisku pracy, a nawet w rodzinach i we wspólnotach.
Istnieje pewne miejsce, w którym chłodne i powściągliwe bycie wśród objawia się ze szczególną wyrazistością: jest nim dworzec kolejowy.
Hol i poczekalnie dworców to przeźroczyste witryny pełne ludzi i sytuacji, jakie oferują spóźnienia pociągów, to film pełen żywych postaci ukazujących to, co oznacza żyć wśród a nie z innymi. Można stwierdzić, iż dworzec kolejowy jest symbolem życia, jakich mało: ten prowizoryczny dom, miejsce tranzytowe przypomina, iż życie to tylko przejazd: dojechanie, krótki pobyt, odjazd i zniknięcie z oczu, jak pasażerowie krótkiej trasy.
Ale dworzec to przede wszystkim miejsce wyobcowania. Przebywamy tam w dużej ilości, czasami przez wiele godzin: ale nie razem, gdyż każdy pozostaje obcy dla innych. Nikt niczego o innych nie wie, ani też nie pragnie się dowiedzieć. Patrzymy na siebie i ignorujemy się nawzajem. Spacerujemy tam i z powrotem po peronie, spoglądamy na reklamy bez większego zainteresowania, siadamy, wstajemy, wychodzimy, przychodzimy. Każdy myśli tylko o swoim pociągu. Patrzymy na ludzi tylko po to, aby mieć na co popatrzeć: ktoś zjada kanapkę, ktoś inny obiera jabłko, jeszcze inny siorbie kawę z termosu; ktoś zapala papierosa, inny go gasi; ktoś przegląda gazetę czy czasopismo, inny trzyma na rękach śpiące dziecko; ktoś mocniej zaciska węzły wokół pudeł kartonowych. Pracownik stacji wchodzi do poczekalni ze wzrokiem utkwionym w podłodze: miotłą to tu, to tam zagarnia do szufelki śmieci, kawałki papieru, puste paczki po papierosach; idzie dalej wpatrując się uparcie w podłogę. Nikogo nie widział, nie potrafiłby powiedzieć, czy w tym pomieszczeniu pozbawionym dźwięków siedzą żywi czy umarli, mężczyźni czy kobiety. Dwójka dzieci zaczyna się sprzeczać, aby jakoś zabić nudę. Dwoje młodych ludzi całuje się z czułością. Zawsze znajdzie się ktoś, kto ożywi atmosferę! W tym przedsionku czekania i melancholii o niewiarygodnie wysokim suficie, szerokich i dużych oknach tylko z jednej strony pomieszczenia, ławkach na skos ustawionych pod ścianą, aby nikt nie znalazł się zbyt blisko drugiej osoby i aby nie musiał jej zauważyć i być może zagadnąć, wszyscy jesteśmy nikim. Każdy nie jest niczym więcej, jak tragarzem siebie samego, czekającym na pociąg, do którego mógłby załadować własny sekret. Także siedzenia w środku sali zestawione są ze sobą oparciami, aby siadający mogli wygodnie odwrócić się plecami, nikogo za to nie przepraszając; można z pełną swobodą ignorować się nawzajem.
Nikt nie wie, ani też nie chce wiedzieć, jakie słowa można by ze sobą zamienić; kto kryje się za tą twarzą? Wyjeżdża gdzieś, czy wraca do domu? Co chowa w sobie? Ucieka, czy wyjeżdża komuś na spotkanie? Płacze czy się śmieje? Co przyprowadziło go tu i każe czekać na pociąg? Praca, miłość, nostalgia, żałoba, choroba, desperacja, złudzenia? Każdy jest osobą, historią, której nie może nikomu powierzyć, gdyż nikogo to nie interesuje. Jakże doskonała i jak fantastycznie funkcjonalna jest ta maska, którą zwiemy twarzą! Dzięki niej każdy może pozostać enigmą. Wszyscy kroczymy po tej samej drodze, ale każdy dystansuje się od pozostałych. Obojętność jest naszym schronieniem. Jak trudno nawiązać kontakt! Jak trudno chcieć to zrobić. Jesteśmy samotnym tłumem. Nawet wspólna wszystkim samotność nas nie łączy.
2. Być "z” Być "z” jest formą relacji wskazującą na wspólnotę w jej nieograniczonych modulacjach. Elementem wiążącym nie jest już zasadniczo skuteczność, lecz uczucie a w każdym razie radość z bycia z.... Relacja rozgrywa się po linii Ja-Ty, a nie Ja-Ono.
Wspólnie z znajduje się w opozycji do obojętności: ludzie się znają i rozpoznają, przyjmują do wiadomości, że druga osoba istnieje i są z tego powodu zadowoleni. Przyznają jej prawo posiadania własnej przestrzeni życiowej i pojęciowej, swojego proprium; przyznają jej prawo bycia innym i szanują elementy, które takim ją czynią. Akceptują ją taką, jaka jest, tu i teraz. I zachowują to wszystko na uwadze podczas działań i określania zakresu swoich celów.
Jest to reguła wzajemności: uczucia, w którym żywa pozostaje świadomość siebie i drugiego człowieka; zasada, według której "wszyscy rezygnują z czegoś, aby wszyscy coś zyskali”. W tego typu relacji uczę się, jak nie czynić z drugiego człowieka mojej własnej projekcji i jak nie wymagać, aby zaofiarowała mi kopię mnie samego; szanuję jego odmienność jako prawo i jako wartość. Uczę się: ponieważ wśród wszystkich zdobyczy człowieka ta jest jedną z najtrudniejszych. I z pewnością najbardziej niezbędna.
Doświadczenie "ty” osiąga swoją kulminację w miłości. Miłość jest najwyższą celebracją bycia z, ponieważ jest najwyższym wyrazem przyjaźni i życzliwości. W miłości człowiek osiąga to fundus animae, to ukryte w jego wnętrzu miejsce, w którym istnieje jako osoba. W żadnym innym uczuciu czy emocji nie czuje się w takim stopniu zjednoczony z własnymi energiami i nie posiada siebie w takiej pełni. W żadnym innym wrażeniu człowiek nie doświadcza dotarcia do samych źródeł własnego bytu.
W miłości małżeńskiej odnajdujemy najwyższy wymiar zbieżności nie tylko dwóch osób, ale i dwóch istnień. Bycie z staje się związkiem żyć, dwóch żyć połączonych ze sobą, połączonych wspólnym losem, wspólnym przeznaczeniem, w którym wszystko staje się wspólne.
Bycie z jest także wskaźnikiem gotowości do spotkania: nie jest tylko wydarzeniem, ale także postawą czy zwyczajowym nastawieniem. Ten, kto potrafi przyjąć taką postawę, posiada wyjątkową umiejętność wchodzenia w harmonię z "ty”. Nie ucieka od ludzi, kocha ich, kroczy z podniesioną głową; nie boi się spotkania; jego dłoń jest otwarta, gotowa uścisnąć inną dłoń; potrafi zwrócić na drugiego uwagę, zwłaszcza jeśli on tej uwagi potrzebuje; nie udaje, że niczego nie zauważa. Jest człowiekiem stworzonym do dialogu i do pracy opartej na ludzkich spotkaniach. Szczęściarzem jest ten, kto wykonuje zawód będący jednocześnie jego pasją.
Kto wpoi sobie nawyk widzenia innych, wyostrzy w sobie tę wyjątkową umiejętność poznawczą, jaką jest intuicja – pełna kolorów chwila poznawania, której niczym nie da się zastąpić w przeżywaniu ludzkich relacji.
Istnieją osoby, które dzięki wrodzonemu darowi od razu dogłębnie poznają innych; są oni urodzonymi psychologami. Są to osoby nawykłe do kochania innych.
Istnieje pewna sytuacja, podczas której miłość celebruje bycie z w sposób niezwykle dramatyczny: jest nią chwila agonii i śmierci. Śmierć to przerwanie bycia z; agonia to bezsilne czuwanie przy owym przerwaniu. Kiedy ludzie się kochają, przeżywają agonię i śmierć wspólnie, a agonia i śmierć zdrowej osoby nierzadko jest bardziej bolesna od prawdziwej śmierci chorego, gdyż bardziej świadoma. Być może wówczas po raz pierwszy człowiek odkrywa, że bywają momenty, kiedy nawet miłość nie jest już w stanie niczego uczynić.
Wydawać się to może rzeczą paradoksalną albo wręcz znieważającą: odkrywamy naszą prawdziwą miłość do osoby i prawdziwą wartość, jaką ona dla nas stanowi właśnie wtedy, kiedy ją tracimy, albo kiedy jej już nie ma. Często słyszymy zwierzenia członków rodziny umierającego: "Nie wiedziałam, że aż tak bardzo go kochałam!”, "Nie wiedziałem, że była dla mnie aż tak bardzo ważna!”, "Teraz, kiedy umiera, inaczej na to wszystko patrzę”, "To smutne żyć tyle lat z osobą i nie zdawać sobie sprawy, czym dla nas naprawdę jest! Gdybym mógł cofnąć się w czasie chociażby o rok!”.
Śmierć ukochanej osoby jest obrazą dla naszego uczucia, ponieważ osoba ta nadal żyje w nas a przestrzeń naszego istnienia zamieszkana jest przez jej obecność. Jej śmierć wstrząsa naszym jestestwem, sensem miłości i samego istnienia, które jest zasadniczo wspólnotą, natomiast w chwili śmierci postrzegane zostaje jako separacja. Źródło absurdu i tragedii śmierci mieści się właśnie w jej sprzeczności z miłością.
Kto przeżywa bycie z jako wewnętrzne nastawienie, zafascynowany jest przez codzienny spektakl, jakim jest pojawianie się rzeczy i osób. Pojawienie się jest ich samoprzedstawieniem się nam, ich oczekiwanym bądź nieoczekiwanym przybyciem i pukaniem do drzwi naszego pola widzenia i naszej czujności. W większości przypadków wcale nie proszą o wysłuchanie: zachęcają nas jedynie do tego, abyśmy uświadomili sobie, że są i to pod dostatkiem, każdego dnia naszego życia. Proszą, abyśmy o tym nie zapominali.
Pragnę podkreślić magię owych wyjątkowych chwil, którymi usiane są różne momenty dnia i całego życia: chwil pojawienia się rzeczy i osób, na każdym kroku, w każdym miejscu, w mieście i na wsi; ich bezinteresowne wychodzenie nam naprzeciw, jako dar, ich patrzenie na nas. Są to uprzywilejowane momenty, które przepełniają naszą duszę nieokreślonym oczekiwaniem a nasze bycie w drodze radością płynącą z niespodzianki i odkrycia. A pamiętać należy, iż "niespodzianka jest wielkim źródłem emocji” .
To wrażenie przeżywamy ze szczególną intensywnością, kiedy podróżujemy pociągiem, siedząc w kierunku jazdy, koło okna: rzeczy płyną ku nam jak rzeka. Pojawiają się w oddali, malutkie, przybliżają się, stają się coraz większe, przepełniają sobą oczy; objawiają się w całej pełni kształtów i barw. Odnosimy wrażenie, że to już nie my jedziemy ku nim, lecz one przybywają do nas, rzucają się niejako na nas, jak wysoka fala, która nas zalewa.
Jeśli od czasu do czasu spojrzymy w okno po drugiej stronie, poczujemy, jak gdybyśmy płynęli statkiem po środku morza pełnego pól, drzew, wozów, domów, osób, samochodów, rzek, mostów, peronów, wzgórz, skał, wiosek i miast, otaczających nas z jednej i z drugiej strony. Podróż to spotkanie. Wielkim szczęściem jest umiejętność zachowania zdolności dziwienia się i czekania na takie chwile.
Kiedy natomiast podczas podróży siedzimy w kierunku przeciwnym do jazdy pociągu, nie odnosimy już tego wrażenia, ponieważ nie wyjeżdżamy na spotkanie rzeczy, lecz zostajemy od nich odseparowani. Pojawiają się nagle i to nie przed nami, lecz z boku, wychylają się spoza ramienia i natychmiast odpływają w dal. Dostrzeżenie ich i widzenie, jak oddalają się, jest jednym i tym samym: w chwili, w której się pojawiają, już się rozpływają. Nie zbliżają się do nas, nie stają coraz większe, lecz oddalają, od razu maleją i znikają. Nie przybywają, lecz odchodzą.
Nie odczuwamy wówczas radości z jechania ku nim z szeroko otwartymi i chłonnymi oczami i duszą; odczuwamy natomiast smutek z uporczywie ofiarowywanego nam i ciągle nie zrealizowanego spotkania.
Książka "Od słów do dialogu. Tysiące sposobów mówienia i słuchania" - Giuseppe Colombero - oprawa miękka - Wydawnictwo Bratni Zew. Książka posiada 261 stron i została wydana w 2005 r.
Spis treści:
I. Dialog albo nas buduje, albo rujnuje
1. Akt tylko pozornie prosty
2. Słowo, której jednoczy i słowo, które dzieli
3. Zawsze istnieje lepszy dialog
II. Żyć to spotykać się
1. Osoba jako podmiot relacji
2. Czemu służy przebywanie z innymi?
3. Trudna dyscyplina nauczenia się, jak być z innymi.
III. Podstawowe formy relacji
1. Być „wśród”
2. Być „z”
3. Być „dla”
4. Być „w”
IV. Żyć to komunikować się
1. Wszechświat przekazywanych informacji i odpowiedzi
2. Język ciała
3. Słowo: najstarsze narzędzie
4. Człowiek to wypowiedziane przez niego słowo.
5. Komunikacja: wymiana przekazów i dzielenie się uczuciami
V. Dwa niezbędne warunki
1. Autentyczność: trudny pokój z sobą samym
2. Zaufanie: pewność, że nie zostaniemy zdradzeni
VI. Poza słownictwem i gramatyką
1. Tysiąc sposobów mówienia i słuchania
2. Odrobina psycho-ekologii
VII. Negatywne i pozytywne zachowanie podczas dialogu
1. Postawa defensywna - Postawa ufności
2. Postawa oceniająca – Postawa akceptacji
3. Postawa wyższości-Postawa równości
4. Postawa obojętności-Postawa empatyczna
5. Postawa manipulacyjna – Postawa spontaniczna
6. Postawa nieugiętości – Postawa elastyczna
VIII. Umiejętność słuchania
1. Potrzeba mówienia
2. Dar wysłuchania
3. Słyszeć a słuchać
IX. Dobrodziejstwa płynące z mówienia
1. Mówić to postrzegać się
2. Mówić to być razem
3. Słowa to idee: im więcej słów, tym więcej idei
4. Mówić to zachować kontakt z rzeczywistością
5. Mówić to widzieć jasno i wyraźnie
6. Mówić to egzorcyzmować
7. Mówić to jeszcze raz przeżywać
X. Być rozpoznanym i być oczekiwanym: dodatkowa energia
1. Rozpoznanie: być kimś dla kogoś
2. Obietnica otrzymania oblicza
3.„Szczęśliwa konwersacja”
4. „Poczekaj na mnie, a ja wrócę”
XI. Słuchanie jako sztuka i służba
1. Słuchanie całą osobą
2. Słuchać to pozwolić mówić
3. Kiedy milczenie staje się domem
4. Czas słowa i czas w słowie
5. Czas słuchania: czas podarowany czy czas stracony
6. Słuchać to przerwać własne zdanie, by pozwolić mówić
7. Słuchać to chcieć zrozumieć
8. Słuchać to nie bać się ciszy
9. Słuchać to nastawić komunikację na „ty”
10. Odpowiedź – powtórzenie
11. Ucho nastawione na emocje
12. Każdy wybiera własny dialog
XII. Na tropie właściwego słowa
1. Słowa nigdy nie pozostawiają rzeczy takimi, jakimi je zastały
2. Słowo właściwe to słowo uważne
3. Okoliczności
4. Relacja uczuciowa a sytuacja emocjonalna
5. Status społeczny i zawodowy
6. Intencje
7. Konsekwencje
8. Potrzeby
XIII. Słowo – lekarstwo
1. Zwyczajna potrzeba drugiego człowieka
2. Człowiek to istota stworzona, by patrzeć przed siebie
3. Kiedy przybliżamy się do nicości
5. Stać się przyjaciółmi przypadków
6. Życie na pełnych żaglach
7. Słowa jako „wspólne poszukiwanie”
8. Pomagać, a nie wyręczać
9. Słowa, które dotrzymują towarzystwa