pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
Tytuł książki:

O uczuciach i innych trudnych ludzkich sprawach. Seria: Poznaj siebie

Autor książki:

o. Józef Augustyn SJ

Dane szczegółowe:
Wydawca: Wydawnictwo M
Oprawa: miękka
Ilość stron: 214 s.
Wymiar: 120x180 mm
EAN: 9788375950250
ISBN: 978-83-7595-025-0
Data: 2005-03-10
Cena wydawcy: 14.90 złpozycja niedostępna

Opis książki:

Przywoływanie na modlitwie naszych negatywnych emocji ma swoje granice. Jeżeli bowiem stając przed Panem, więcej uwagi poświęcamy naszym uczuciom i bólowi, które nam one sprawiają, niż Panu Bogu, wówczas modlitwa traci swój duchowy smak i staje się formą autoanalizy. Zamiast nabierać wolności i dystansu. Modląc się przywołujemy nasze problemy nie po to, by się w nie wpratrywać i przejmować się nimi, ale by prosić Boga o siłę i odwagę do powierzenia Mu całego naszego życia i ponoszenia odpowiedzialności za nie mocą Jego łaski. FRAGMENT 2. Co robić z uczuciem zazdrości Często towarzyszy mi uczucie zazdrości. Ma ono charakter niemal neurotyczny. Czasem myślę, że ktoś jest lepiej traktowany, ma większe względy niż ja. Wewnętrznie czuję, że to nieprawda, jednak żadne rozumowe racje nie przemawiają do mnie. Jak leczyć się z uczucia zazdrości W naszej zachodniej cywilizacji, w której kult sukcesu przybiera niebotyczne wprost rozmiary, zazdrość jest uczuciem, które towarzyszy wielu ludziom, szczególnie niepewnym siebie, zagubionym, zakompleksionym, mającym ukryte chore ambicje. Stąd też zazdrość rodzi się nie tylko na tle osobistych problemów jednostki, ale jest także owocem cywilizacyjnej "psychozy sukcesu". Warto zwrócić uwagę na zawarte w pytaniu stwierdzenie: "Czasem myślę, że ktoś jest lepiej traktowany (...). Wewnętrznie czuję, że to nieprawda, jednak żadne rozumowe racje nie przemawiają do mnie". Jest ono istotne z tego względu, że ukazuje wewnętrzne zmaganie się dwóch sił oddziałujących na osobistą wolność: ślepych uczuć oraz rozumu. "Racje rozumowe" nie pomagają przekroczyć ślepego uczucia zazdrości, ponieważ problem zazdrości nie leży w niewłaściwym myśleniu, ale przede wszystkim w braku harmonii wewnętrznej oraz braku pewnego wyższego systemu wartości, który przekracza zarówno racje rozumowe, jak i racje uczuciowe. Dla przedstawienia tego problemu posłużmy się obrazem wozu zaprzężonego w dwa konie. U człowieka dojrzałego emocjonalnie i duchowo racje rozumowe i racje uczuciowe wzajemnie się dopełniają i współpracują ze sobą. Oba konie ciągną wóz zgodnie w jednym kierunku. Jest to znak integracji ludzkich emocji i rozumu, wyraz dojrzałości człowieka. W człowieku zaś niedojrzałym, znerwicowanym emocje są oddzielone od rozumu i nie są w stanie z nim współdziałać. Te dwie siły zamiast współpracować - walczą ze sobą. Brak im bowiem wspólnego, wyższego punktu odniesienia w sferze wartości. Wyobraźmy sobie sytuację, kiedy do jednego wozu zaprzęgamy dwa konie, ale po dwóch przeciwnych stronach: jednego z przodu, drugiego z tyłu. Oba konie popędza ten sam woźnica. Im konie silniejsze, im bardziej usiłują ruszyć z miejsca, tym większe niebezpieczeństwo dla wozu, woźnicy i samych koni. W tej próbie sił silniejszy koń może zwyciężyć, przeciągając słabszego na swoją stronę, ale za cenę połamania mu nóg. Jest to pewien obraz nerwicy człowieka, w którym toczy się nieustanna walka pomiędzy światem emocji a światem rozumu. Jeżeli wygrywa rozum, dławiąc świat uczuć, człowiek staje się nieczuły, twardy, niewrażliwy na innych. Kiedy zaś uczucia zwyciężą nad rozumem, człowiek staje się emocjonalnie przewrażliwiony, niestały czy wręcz histeryczny. Jeśli rozum i uczucia nie współpracują zgodnie z sobą, wówczas emocjonalność ludzka w jakiś sposób zostaje okaleczona. Nie ma dojrzałego myślenia bez dojrzałego życia uczuciowego i nie ma też dojrzałej emocjonalności bez właściwego rozumowania. Współpraca rozumu i uczuć dokonuje się w człowieku na bazie głębszego doświadczenia duchowego. To właśnie wartości duchowe integrują ludzką osobę i wszystkie jej wewnętrzne energie. Jak zacząć leczyć się z zazdrości Nie należy siłowo niszczyć uczucia zazdrości poprzez rozbudowywanie racji rozumowych. Trzeba najpierw zrozumieć swoją zazdrość i przyjąć ją jako wyzwanie. Ona ma także swoje racje. Zazdrość bowiem, szczególnie wówczas kiedy jest doświadczeniem długotrwałym i dominującym, posiada zwykle głębokie korzenie w odległej historii życia: w dzieciństwie i okresie dojrzewania. Zauważmy także, iż zranienie spowodowane grzechem pierworodnym sprawia, iż zazdrość jest niemal "naturalnym" wyposażeniem człowieka. Św. Augustyn wspomina w Wyznaniach, iż widział na własne oczy zazdrość niemowlęcia, które jeszcze nie umiało mówić, a już było blade ze złości na swego mlecznego brata. Neurotyczna zazdrość nie spada jednak na nas w jednej chwili. Ona narasta długo, często właśnie od samego dzieciństwa. Ma ona swoje korzenie nieraz w całej dotychczasowej historii życia. Nierzadko jest skutkiem pewnego typu wychowania rodzinnego czy też oddziaływania szkoły, która zamiast uczyć współpracy między uczniami, pobudza ich zbytnio do wzajemnej rywalizacji. Można skazić duszę młodego człowieka zazdrością bądź to poprzez oddziaływanie na jego niezdrowe ambicje, bądź poprzez poniżanie go i upokarzanie. Głębsza świadomość siebie wyzwala nas i uwalnia od najbardziej zniewalających uczuć, także od zazdrości. Uczucie zazdrości opuszcza człowieka wówczas, kiedy zaczyna on siebie i innych widzieć realistycznie. Zazdrość bowiem polega z jednej strony na pomniejszaniu swoich własnych osiągnięć, cech i darów, z drugiej zaś na powiększaniu tych samych wartości u innych. Im zazdrość jest większa, tym głębiej zniekształca ona ludzką rzeczywistość: własną i bliźnich. Trzeba więc uczyć się demaskować w sobie zniekształcenia spowodowane przez zazdrość. Postawa głębokiej zazdrości sprawia, że zazdrośnik wszystko, co jest w nim samym oraz w jego otoczeniu, interpretuje przez pryzmat tego uczucia. Nieustanne porównywanie się z innymi, duch rywalizacji, walka o uznanie, podziw i pierwszeństwo, poniżanie się lub też wywyższanie wobec innych - są to owoce ulegania uczuciu zazdrości. Ważne jest, aby nie racjonalizować i nie uzasadniać słuszności tego typu reakcji w sobie. Jeżeli głębiej przeanalizujemy uczucie zazdrości, to stosunkowo łatwo dostrzeżemy, że posiada ono ścisły związek z potrzebą i pragnieniem miłości. Ludzie, których dręczy zazdrość, czują się nieakceptowani, odrzuceni, niekochani, pomijani, lekceważeni. I tak na przykład uczucia rywalizacji i wzajemnej zazdrości pomiędzy rodzeństwem rodzą się bardzo łatwo w tych rodzinach, w których dzieci nie czują się dość kochane przez swoich rodziców. Zazdrość i rywalizacja są wówczas w swej istocie walką o "te resztki miłości", które ofiarują rodzice dzieciom. Najlepszym więc lekarstwem na uczucie zazdrości jest doświadczenie miłości. Człowiek zazdrosny winien więc nie tyle walczyć ze swoimi uczuciami czy też walczyć z innymi o sukces, ile raczej szukać miłości: u ludzi i u Pana Boga. Kiedy zaczniemy doświadczać miłości, kiedy poczujemy się kochani, akceptowani, szanowani przez bliźnich, wówczas zazdrość i związana z nią walka o miłość stają się bezsensowne. Aby wyleczyć się z zazdrości, nie trzeba więc ślepo z nią walczyć, ale najpierw odszukać w sobie te zranienia w miłości, które stają się jej źródłem, i leczyć się z nich. Odkrycie miłości, ludzkiej i Boskiej, stopniowo uspokoi w zazdrośniku owo nienasycalne pragnienie bycia kochanym, zauważonym i docenionym oraz sprawi, iż będzie on w stanie pokochać swoje własne życie. Kochając zaś siebie, będzie dostrzegać nie tylko swoje braki, ale także wszystkie łaski i dary, którymi jest ciągle na nowo obdarzany przez Boga i ludzi. 3. Święty i nieświęty gniew Jak odróżnić zwyczajny ludzki gniew od świętego gniewu Jakie kryteria zastosować w rozróżnieniu tych rodzajów gniewu Sam gniew, jak każde ludzkie uczucie, jest moralnie obojętny. Analizując go, trudno odkryć jego wartość moralną. Aby móc rozeznać własny gniew, winniśmy z jednej strony odkryć postawę wewnętrzną, z której się on rodzi, z drugiej zaś - rozeznać jego owoce w codziennym życiu. Poznajemy nasz gniew po jego skutkach. Nie badając przyczyn i nie rozeznając owoców, możemy łatwo pomylić nasz ludzki gniew, zwyczajne oburzenie wypływające z nieuporządkowanych postaw, ze świętym gniewem, którego przykład daje nam Jezus na kartach Ewangelii. Winniśmy unikać taniego identyfikowania własnych odczuć z odczuciami Jezusa czy też wielkich świętych i mistyków. Liczy się bowiem nie tyle zewnętrzne podobieństwo naszych przeżyć z ich doznaniami, ale przede wszystkim najgłębsza postawa serca. To ona decyduje o ocenie moralnej naszych emocji. Ludzkie serce w chwilach gniewu bardzo często bywa niepodobne do serca Jezusa czy też Jego świętych. Podchodząc do sprawy powierzchownie, zbyt pochopnie stwierdzamy nieraz, że nasz gniew jest święty, ponieważ Jezus w podobnych zewnętrznie sytuacjach również odczuwał gniew. Kontemplując uczucia Jezusa, które stosunkowo często przywołują Ewangeliści, trzeba pamiętać, że jest On Bogiem-Człowiekiem, najniewinniejszym z niewinnych. Wszystko w Nim jest pełne ładu i harmonii. Jest święte. Wszystkie uczucia Jezusa są odruchem Jego Boskiego Serca rozmiłowanego w Ojcu i oddanego nam "aż do końca". Także Jezusowy gniew i oburzenie (por. Mk 3, 5; 10, 14), Jego gwałtowne słowa wypowiadane do uczniów czy też do faryzeuszów (por. Mt 16, 23; 23, 13) miały swe źródło w Jego Boskiej świętości. Wszystkie uczucia Jezusa rodzą dobre owoce. Jego ostro brzmiące słowa demaskowały fałsz oraz zakłamanie i wzywały do prawdy. Gwałtowne reakcje Jezusa opisane w Ewangeliach mają charakter proroczy - odsłaniają nie tylko Jego człowieczeństwo, ale wskazują także na Jego Bóstwo. Gniew Jezusa, jak gniew Jahwe, trwa tylko przez chwilę, a Jego łaskawość - przez całe życie (Ps 30, 6). Jest on wyrazem zaangażowania w sprawy Ojca: Jego miłości do Niego oraz do człowieka. W gniewie Jezusa nie ma nic destruktywnego. On niczego nie niszczy, ale wszystkim, co mówi i czyni, buduje. Jezus swoimi gwałtownymi emocjami wzywa do nawrócenia nie tylko tych, do których są one bezpośrednio skierowane, ale wszystkich żyjących w zakłamaniu i nieprawdzie. Możemy kontemplować gwałtowne reakcje Jezusa jako zaproszenie do naszego osobistego nawrócenia. Rozeznawanie naszych gwałtownych uczuć wymaga od nas znajomości siebie samych - naszych wewnętrznych postaw, z których rodzi się gniew, oraz krytycznego spojrzenia na jego owoce: wybory, decyzje, słowa i czyny. Nasze gwałtowne reakcje i związane z nimi czyny mają zwykle bardzo złożoną motywację. Wypływają nie tylko z nieuporządkowanych postaw i zachowań, ale są częścią dziedzictwa grzechu, wewnętrznego zranienia, z którym przychodzimy na świat. Analizując ludzki gniew, można wyróżnić trzy jego rodzaje: Po pierwsze - może to być nieuporządkowany gniew wypływający z postaw naznaczonych niewiernością i grzechem: egoizmem, pychą, zmysłowością, zamknięciem w sobie, brakiem współczucia dla bliźnich, chciwością, przewrażliwieniem na swoim punkcie itp. Kiedy nie przezwyciężamy tego gniewu, rodzi on zawsze zło: raniące słowa, gesty, postawy, zachowania. Autorzy natchnieni bardzo surowo oceniają ten rodzaj gniewu: Niemądry ujawnia cały swój gniew, mądry stara się go uśmierzyć (...). Ciężki jest kamień i piasek nie lekki, lecz gniew głupiego jest cięższy od obu (Prz 29, 11; 27, 3). Nie bądź skory w duchu do gniewu, bo gniew przebywa w piersi głupców (Koh 7, 9). Drugim rodzajem gniewu jest nasze słuszne oburzenie, jakie powstaje w nas na skutek krzywdy. Gniew ten rodzi się z bólu i cierpienia zadawanego nam w sposób niesprawiedliwy przez innych. Kiedy ktoś w sposób nieuprawniony ogranicza naszą wolność, rani nas - gniew jest wówczas objawem samoobrony: bronimy własnej autonomii, wolności i godności. Ludzie nie mają prawa nas krzywdzić, poniżać czy upokarzać. Owo słuszne oburzenie z powodu doznanej krzywdy może być przez nas wypowiedziane: możemy wyrazić nasz protest na wzór Jezusa, który zwrócił się do sługi, kiedy ten w czasie procesu spoliczkował Go: Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz (J 18, 23). Jezus zaprotestował przeciwko niesprawiedliwemu traktowaniu. Każdy z nas ma prawo protestować, kiedy jest niesłusznie karany, krzywdzony, upokarzany albo wykorzystywany, kiedy ludzie manipulują nami czy naszą wolnością. Ale i ten rodzaj gniewu wymaga wysiłku i wewnętrznej pracy. Bo choć sam odruch owego gniewu jest słuszny, to jednak - gdyby nie był przez nas opanowany - może rodzić zło. Upust dany słusznemu oburzeniu może łatwo przerodzić się w niechęć, nieżyczliwość, agresję czy zemstę. Poddając się temu gniewowi, możemy szukać sprawiedliwości na własną rękę. Taką postawę reprezentowało prawo Starego Przymierza. Jeżeli bliźni poniesie jakąś (...) szkodę - czytamy w Księdza Wyjścia - wówczas on odda życie za życie, oko za oko, ząb za ząb, rękę za rękę, nogę za nogę, oparzenie za oparzenie, ranę za ranę, siniec za siniec (Wj 21, 23-25). Bywamy kuszeni, aby wyrównywać krzywdy, wprowadzać własny ład, naprawiać naruszony przez wroga porządek. Takie szukanie sprawiedliwości nie przywraca jej jednak, ale jeszcze bardziej niszczy. Zło bowiem rodzi zło, zemsta rodzi zemstę, gniew rodzi gniew. Trzeci rodzaj gniewu, jakiego doświadczamy, można porównać (z zachowaniem wszystkich proporcji) z gniewem proroków, Jana Chrzciciela i Jezusa. Podobnym gniewem pałali nieraz święci oraz mistycy. I w nas rodzi się częste święte oburzenie, kiedy obserwujemy w życiu politycznym, społecznym czy też kościelnym postawy zakłamania, nieprawdy, nieuczciwości i niewrażliwości. Cywilizacja współczesnego świata naznaczona relatywizmem filozoficznym i moralnym, daje liczne powody do budzenia się w nas świętego gniewu. Oburzamy się na przykład, kiedy ludzie mający wielkie wpływy polityczne, społeczne, religijne w sposób nieuczciwy kwestionują podstawowe wartości ludzkie i prawa moralne: podważają instytucje małżeństwa, rodziny, zacierają różnice pomiędzy kobiecością a męskością, propagują relatywizm etyczny i religijny. Słusznie oburzenie budzi się szczególnie wówczas, kiedy pod przykrywką wprowadzania młodzieży w dorosłe życie instytucje czy też osoby mające pomagać jej - demoralizują ją. Święty gniew budzi "porządek" (czy raczej nieporządek) prawny, który zdaje się przyznawać większe prawa przestępcy niż jego ofierze. Budzi się w nas nieraz święte oburzenie, kiedy obserwujemy pewne trendy sztuki współczesnej. Gotowa jest ona "towarzyszyć człowiekowi w odwiedzaniu toalety, gdzie przecież jest w stanie poradzić sobie sam, a pozostawia go samego w innych sytuacjach, w ważnych momentach życia, kiedy rzeczywiście potrzebuje pomocy, kiedy czuje się zupełnie bezradny" (Katarzyna Jabłońska). Nasze oburzenie wywołuje również freudyzacja sfery międzyludzkich relacji, która "wszędzie tropi toksyczne związki, neurotyczne zachowania i kompleks Edypa" (Katarzyna Jabłońska). I choć te odruchy gniewu są słuszne czy nawet święte, to jednak nie są one święte świętością Jezusa. Jest to ludzki gniew, uwikłany w naszą kruchość moralną i duchową. Oburzając się świętym gniewem, pozostajemy ułomnymi ludźmi. Nasz święty gniew winien jednak rodzić protest. Rozeznając sytuacje i okoliczności, trzeba zabierać głos, bronić podstawowych ludzkich wartości: zdrowego rozsądku, podstawowego ładu, świętości życia, prawa do wolności religijnej, do prawdy. Kiedy bywają szargane świętości, winniśmy przeciwstawiać się temu. Winniśmy też domagać się poszanowania praw ludzi słabych, wydziedziczonych, upokorzonych, ubogich. Psalmista zachęca nas do walki w obronie wiary i sprawiedliwości: Przypasz do biodra swój miecz, swą chlubę i ozdobę! Szczęśliwie wstąp na rydwan w obronie wierności i łagodnej sprawiedliwości, a prawica twoja niech ci wskaże wielkie czyny! Strzały twoje są ostre - ludy poddają się tobie - [trafiają] w serce wrogów króla. Tron Twój, o Boże, trwa wiecznie, berło Twego królestwa - berłem sprawiedliwym (Ps 45, 4-7). Święty gniew nie daje nam jednak prawa do potępiania ludzi i oskarżania ich. Gdybyśmy dali się ponieść naszym emocjom, święty gniew mógłby stać się okazją do ataku, agresji czy manipulowania innymi. Kiedy jesteśmy krzywdzeni czy też niesprawiedliwie traktowani, nie mamy prawa czynić podobnie. Kierowani świętym gniewem nie możemy dzielić ludzi na dobrych i złych, wyrokować o ich zbawieniu i potępieniu, karać i nagradzać. Święty gniew nie daje nam prawa do świętej wojny. Jezus jej nie głosił i nie wzywał do niszczenia. Wręcz przeciwnie. Niesprawiedliwe prześladowania z powodu Jego imienia każe przyjmować cierpliwie i z poddaniem się woli Ojca, jak On sam przyjął okrutną mękę i śmierć na krzyżu. Jezus wzywał do miłości nieprzyjaciół, do przebaczenia i pojednania. Opisane trzy rodzaje gniewu nie występują na ogół w czystej postaci. Najczęściej nakładają się na siebie, są pomieszane. Do naszego słusznego czy nawet świętego gniewu dołącza się często gniew wynikający z nieuporządkowanych postaw: lęku o siebie, pychy, egoizmu, frustracji itd. Każda trudna sytuacja, która wywołuje nasz gniew, domaga się rozeznania: na modlitwie, w codziennym rachunku sumienia, poprzez sakrament pojednania, kierownictwo duchowe. Rozeznając swój gniew, winniśmy pytać, ile w nim jest słusznego oburzenia czy świętego gniewu, a ile chaotycznej reakcji. Ponieważ nasz gniew jest tylko ludzkim odruchem, zawsze będzie domagał się oczyszczenia. Często bywamy w sytuacji, w której jest nam trudno rozeznać się w naszym gniewie. Z każdym więc rodzajem gniewu trzeba stawać przed Bogiem w całej prawdzie, szczerości i otwartości. Psalmiści z zaufaniem wyrażają przed Bogiem swoje uczucia oburzenia i gniewu, domagając się od Niego obrony i sprawiedliwości: Wymierz mi, Boże, sprawiedliwość i broń mojej sprawy przeciw ludowi, co nie zna litości; wybaw mnie od człowieka podstępnego i niegodziwego. Boże, wybaw mnie, w imię swoje, swoją mocą broń mojej sprawy (Ps 43, 1; 54, 3). Kiedy ujawnia się w nas jakiekolwiek pragnienie zemsty, trzeba nam składać je w ręce Boga. On pomoże rozwiązać zaistniałe problemy i konflikty z naszymi braćmi. Nasz gniew oczyszcza się, kiedy powierzamy go Bogu. To właśnie w spotkaniu z Nim możemy rozpoznać prawdziwe źródła naszego gniewu i rozeznać jego owoce. Duch Święty, który jest Duchem prawdy i szczerości, da nam światło dla poznania naszych gniewnych odruchów i reakcji. On sam podpowie nam, które gniewne reakcje wypływają z pychy i lęku, które są słusznym ludzkim oburzeniem, a które świętym gniewem. Wypowiadając nasz gniew przed Bogiem, stajemy się jednocześnie gotowi wypowiedzieć go w kierownictwie duchowym. Nieraz długo trzeba nam trwać przed Ojcem niebieskim z naszym gniewem, zanim staniemy się gotowi z Jego inspiracji podjąć jakiekolwiek działanie, które mogłoby rodzić dobre słowa i dobre czyny. 4. Cnota odwagi W trudnych chwilach opanowuje mnie niekiedy lęk. Pod jego wpływem podejmuję czasami decyzje, które później oceniam jako małoduszne. Jak można nauczyć się odwagi, kiedy z natury jest się człowiekiem lękliwym Robiąc rachunek sumienia z odwagi, należy z pewnością uwzględnić naturalne "wyposażenie", z którym wchodzimy w życie. Doświadczenia dzieciństwa i wczesnej młodości mają niewątpliwie wpływ na nasze postawy w życiu dorosłym. Nie bez znaczenia jest więc pytanie, w jakim klimacie wychowawczym wzrastaliśmy: odważnego stawiania czoła trudnościom czy też lękliwego wycofywania się z nich. Rodzice nastawieni lękliwie do życia zarażają nieraz swoimi obawami dzieci. Ciągłe mówienie o grożących niebezpieczeństwach w domu, szkole, na podwórku czy ulicy może młodego człowieka nastawić do życia lękliwie. Doświadczenia wyniesione z domu rodzinnego odgrywają ważną rolę w kształtowaniu naszego charakteru, nie przesądzają jednak o tym, czy jesteśmy odważni, czy nie. Odwaga jest wyrazem siły moralnej i duchowej człowieka, stąd też decyduje o niej nasza wolność, zaangażowanie, twórczy wysiłek, wewnętrzna praca i ofiarność. Prawdziwa odwaga jest cnotą, nawykiem dzielnego stawiania czoła trudnościom życiowym. Jednak cnota odwagi nie gwarantuje nam odważnego postępowania we wszystkich życiowych okolicznościach. Każda skomplikowana sytuacja wymaga od nas odrębnego zaangażowania, wewnętrznej pracy, wyboru i decyzji. Nie możemy zaplanować odważnego zachowania we wszystkich momentach naszego życia. Wielkość naszej odwagi objawia się dopiero w czasie prób, dotykających niekiedy naszych granic. Istotą odwagi nie są same szlachetne czyny, ale postawa serca, które oddane jest Bogu i ludziom. To w odważnym sercu rodzą się decyzje podejmowania odważnych czynów. Dla rozeznania naszej odwagi należałoby postawić jedno podstawowe pytanie: Dla kogo żyjemy, komu poświęcamy nasze życie Tchórzostwo jest zawsze pewną formą egoistycznego zatrzymania swojego życia tylko dla siebie. Wycofujemy się lękliwie z sytuacji trudnych, kiedy nie chcemy, by to, co nasze, zostało w jakiejś formie naruszone: wygoda życiowa, dobra materialne, pozycja towarzyska, kariera, zdrowie. Małoduszność rodzi się z zamknięcia we własnym życiu, z uznania go za jedyną i najwyższą wartość. Zachowanie swojego życia dla siebie staje się wówczas największym osiągnięciem. Odwaga natomiast jest wyrazem dzielenia się własnym życiem z innymi. Człowiek odważny doświadcza, że poza jego istnieniem (które w ludzkim wymiarze jest najwyższą wartością), są znacznie większe wartości, dla których warto życie to poświęcić. Życie stawia nas nieraz w sytuacjach, w których nie ma miejsca na zastanawianie się, deliberacje, wybory, rozważania za i przeciw, ale potrzeba natychmiastowej decyzji. W takich chwilach bardzo pomocna jest cnota odwagi - przyzwyczajenie, nawyk moralny mężnego stawiania czoła trudnościom. Cnota odwagi stanowi fundament nie tylko życia moralnego jednostki; na niej oparte jest także funkcjonowanie społeczności i państw. (Z pewnością także odwagę miał na myśli Jan Kochanowski, pisząc o cnocie: "Cnota skarb wieczny; cnota klejnot drogi"; "Cnota mój kompas"; "Cnotę miłuj, [...] bo tym państwa stoją"). Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że odwagi nie uczymy się poprzez sztuczny trening. Celowe stawianie się w sytuacjach zagrażających życiu tylko po to, aby udowodnić sobie własną odwagę, jest niemoralne. Człowiek nie ma prawa wystawiać swojego życia na ryzyko z błahych powodów. Odwagi uczymy się przede wszystkim poprzez moralne wybory. Rzeczywistą szkołą odwagi jest ofiarność i szlachetność w małych, zwyczajnych codziennych sprawach, które wymagają zmagania się z własnymi słabościami: egoizmem, małodusznością, schlebianiem sobie. Takie właśnie doświadczenie staje się podstawą odważnego zachowania się w sytuacjach trudnych. Dzięki odwadze możemy udzielić pomocy osobom będącym w potrzebie, a także dochować wierności Bogu w chwilach prześladowania i pokus. Doświadczenie pokazuje, że odwaga jest cnotą ludzi pokornych. Subiektywne przekonanie o wielkiej odwadze zwykle nie sprawdza się w sytuacjach rzeczywistego zagrożenia. Człowiek mający wysokie mniemanie o swojej odwadze, deklarujący, że jest gotów poświęcić życie dla innych, często zawodzi w chwilach rzeczywistej próby. Jest on podobny do Piotra Apostoła, który zbyt lekkomyślnie deklaruje Jezusowi, że "odważnie" poniesie śmierci razem z Mistrzem. Człowiek, który chwali się odwagą, najczęściej przecenia swoje siły. Przekonanie o własnej odwadze zwykle nie pomaga zachować się odważnie w sytuacjach zagrożenia. Rzeczywistą odwagą częściej odznaczają się ludzie cisi, mający skromne zdanie o sobie. Tak odbierani są również przez osoby postronne, nie znające ich dobrze. Są świadomi nie tylko swojej kruchości moralnej i duchowej, ale także potrafią prawidłowo ocenić sytuacje niebezpieczne, w jakich stawia ich życie. Ludzie odważni wiedzą, że najgłębsze źródło ich męstwa w trudnych chwilach leży poza nimi. Nie chcą wykorzystywać swojej siły wewnętrznej, właśnie odwagi, do kreowania własnej wielkości. Pragną świadczyć miłość ludziom będącym w trudnych sytuacjach i dochować wierności Bogu, mimo pokus i prześladowań. Ludzie odważni dziwią się nieraz swojej postawie: Skąd - będąc z natury tak lękliwym - nagle znalazłem tyle siły, by stawić czoła takim trudnościom. Odkrywają, że odwaga jest darem i łaską samego Boga. Dar odwagi - dar męstwa jest jednym z darów Ducha Świętego. Stąd też uczymy się odwagi nie tylko poprzez pracę nad sobą i własnymi lękami, ale także poprzez codzienną modlitwę o jej łaskę - zarówno w małych powszednich sprawach, jak też w wielkich nadzwyczajnych zagrożeniach naszego życia czy też życia bliźnich. 5. Nie opuszcza mnie lęk Nie odstępuje mnie lęk o własne życie i życie bliźnich: mojego męża zagrożonego nałogiem, dorastających synów, krzywdzonych dzieci w rodzinie sąsiadów. Jak sobie z tym poradzić W naszych lękach może być pewien element troski o siebie i innych. Trzeba jednak stawiać granice źle rozumianemu zatroskaniu. Nie możemy zadręczać się złem, jakie istnieje w nas samych, w naszym otoczeniu i na świecie. Rodzice na przykład często obawiają się, czy ich dziecko nie wpadnie w złe towarzystwo, nie sięgnie po narkotyki, nie rozpije się, nie będzie krzywdzić innych. Jednak nikt tak naprawdę nie jest w stanie tego przewidzieć. Na niewiele zda się tanie i sztuczne uspokajanie: "O, na pewno nic złego dzieciom się nie przydarzy, proszę się uspokoić; pan(-i) dobrze wychował(-a) syna, to będzie dobry chłopak". Żaden człowiek nie może tak powiedzieć, ponieważ tego nie wie. Możemy jednak żywić taką nadzieję, ale nie możemy mieć pewności. Nadzieję tę czerpiemy z Boga i Jego łaski, a nie z obserwacji życiowej. Aby bronić się przed własnymi i cudzymi obawami, konieczne jest zaufanie. Owocem zaufania jest nadzieja. Bez zaufania nie da się żyć. Jak więc chronić się przed lękami Modlić się o zaufanie, powierzać Bogu swoje i cudze życie. Nie mamy innej ochrony. W jaki sposób Bóg będzie nas chronił, pozostaje Jego tajemnicą. Musimy rezygnować z własnych strategii obronnych, nie możemy też narzucać Bogu, jak ma się objawiać Jego Opatrzność w naszym życiu. Konieczna jest również świadomość, że celem naszego życia duchowego i naszej modlitwy nie jest przede wszystkim osiąganie spokojnego i dostatniego życia. Powinniśmy modlić się o pomyślność życiową dla siebie i bliskich, o zdrowie, mieszkanie, pracę, dostanie się na studia, dodając jednak zawsze: Jeżeli taka jest Twoja wola. Kiedy Jezus dowiedział się, że w Siloam zawaliła się wieża i zabiła osiemnastu robotników, nie szukał winnych ani też nie litował się nad zmarłymi i ich rodzinami, lecz powiedział do tych, którzy Go słuchali: Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie (Łk 13, 3). Twarda mowa. Jezus mówi i nam: "Wasze prawdziwe bezpieczeństwo jest tylko w Bogu. Tylko w Nim możecie zabezpieczyć swoje życie". Trzeba uczyć się radzić sobie z lękami, pracować nad nimi, przezwyciężać je. Życie nasze stanie się wtedy spokojniejsze, ale jego ostateczne bezpieczeństwo i tak zależeć będzie tylko od Boga. Piękne świadectwo tego, jak modlić się w zatroskaniu o siebie i bliskich, daje nam Etty Hillesum: "Liczne małe troski o przyszłość, które trawią najlepsze twórcze siły człowieka, należy stale zwalczać niczym pchły. Próbujemy w myślach podejmować decyzje, które dotyczą nadchodzących dni, ale wypadki przyjmują inny obrót, całkiem inny. Każdy dzień ma dość własnych strapień. Musimy robić rzeczy, które tego wymagają, ale poza tym nie dajmy się zarazić mnóstwem drobnych lęków, zmartwień i równie częstym wetom nieufności wobec Boga". Jakież prawdziwe są słowa Etty. Każdy dzień ma dość własnej biedy. Codziennie przed snem trzeba nam stawać przed Bogiem w całej szczerości i powierzać Mu lęki dnia dzisiejszego - swoje i cudze. Nie trzeba jednak myśleć o lękach dnia jutrzejszego. Nazajutrz będzie nowy dzień, który przyniesie wprawdzie nowe zagrożenia, ale także i nowe łaski, moce i światła. Dosyć ma dzień [każdy] swojej biedy (Mt 6, 34). Nie trzeba gromadzić własnych i cudzych lęków. Jeżeli będziemy martwić się tylko o dzień dzisiejszy, będziemy żyć w większym pokoju i radości. Jezus nie każe się nam modlić: "Chleba powszedniego daj nam na cały tydzień, miesiąc czy cały rok". To diabeł mówi: "O, gdybyś miał chleba na cały rok, zapomniałbyś o przyziemnych sprawach i mógłbyś się modlić w spokoju". Brak chleba ma swoje miejsce w naszej modlitwie. Bezrobocie, trudności materialne, konflikty rodzinne, cierpienia bliźnich, niepokój wewnętrzny - to sytuacje, które mogą być okazją do szukania świętości. Nasza świętość jest świętością ludzi, a nie aniołów. Wróćmy na zakończenie raz jeszcze do dziennika Etty Hillesum. W lipcu 1942 roku na rozpoczęcie dnia modli się, pisząc: "Boże, dodaj mi sił, nie tylko duchowych, ale i fizycznych. Chcę wyznać Ci coś uczciwie w chwili słabości: jeżeli będę musiała opuścić dom, nie będę wiedziała, co robić, poczuję się bezradna. Nie mam jednak zamiaru ani przez moment trapić się tym na zapas. Rozprosz te zgryzoty, bo jeśli i je musiałabym taszczyć oprócz innych brzemion, w ogóle nie byłabym w stanie żyć. Całe moje ciało odczuwa dziś ogromne zmęczenie i nie mam za wiele energii do pracy. Nie wierzę zbytnio w jej sens, jeśli ta sytuacja dłużej potrwa: groziłaby mi - jak sądzę - słabość i apatia. Mimo to jestem wdzięczna za to, że nie posadziłeś mnie za tym spokojnym biurkiem, lecz wsadziłeś w sam środek cierpienia i zgryzot tych czasów. Sielankowe życie z Tobą w przytulnym gabinecie nie byłoby żadną sztuką. Chodzi jednak o to, bym nosząc Cię ze sobą, nie uszkodziła Cię i zawsze pozostała Ci wierna, tak jak obiecywałam. (...) Nie ma we mnie ani odrobiny goryczy, ani nienawiści. Jest za to spokój, który nie ma nic wspólnego z uległością, jak również swoiste zrozumienie tych czasów, jakkolwiek dziwnie by to zabrzmiało. Za to właśnie jestem bardzo wdzięczna. Jeżeli rozumiemy ludzi, musimy umieć pojąć ten rozdział, bo przecież on bierze swój początek w nas, ludziach. Czasy są takie, jakie są, więc musi istnieć możliwość ich zrozumienia, jak wielkie by było czasem nasze osłupienie".

Książka "O uczuciach i innych trudnych ludzkich sprawach. Seria: Poznaj siebie" - o. Józef Augustyn SJ - oprawa miękka - Wydawnictwo M.

Spis treści:

Świat naszych uczuć

1. Jak przeżywać negatywne uczucia?
2. Co robić z uczuciem zazdrości?
3. Święty i nieświęty gniew
4. Cnota odwagi
5. Nie opuszcza mnie lęk
6. Obawy i niepokoje powracają
7. Nie akceptuję...
8. W rozmowach czuję się skrępowana
9. Czuję się nikomu nie potrzebny
10. Niewolnictwo ludzkich opinii
11. Pragnę podobać się innym
12. Ja jestem OK, ty jesteś OK
13. Przemijanie budzi we mnie smutek
14. Zbuntowanie wobec życia
15. Podejrzliwość bliźnich na co dzień
16. Moja własna podejrzliwość
17. Bardzo trudne noce
18. Czekając na sen
19. Czy Bóg przemawia przez sny
20. Szukając prawdy
21. Przed kim wypowiadać swoje uczucia?
22. Na czym polega prawdziwa szczerość
23. Pomoc psychologiczna i duchowa

Inne trudne ludzkie sprawy

1. To nie jest przyjemna epoka
2. Internet a moralność
3. Kościół wobec seksualności
4. Kto stworzył mózg?
5. Zagubienie współczesnego człowieka
6. 11 września 2001
7. Pomagać młodzieży dzisiaj
8. Nie jesteś sam
9. Bieda społeczna i pieniądze
10. Bieda w rodzinie
11. Wyznaniowy dialog
12. Kapelan w szpitalu
13. Zgorszenie
14. Wzajemne upominanie się
15. Jak zachować czystość?
16. Przyjaźń a celibat
17. Czy jestem zdrajcą?