Dane szczegółowe: | |
Wydawca: | Zysk i S-ka |
Rok wyd.: | 2004 |
Oprawa: | miękka |
Ilość stron: | 524 s. |
Wymiar: | 115x183 mm |
EAN: | 9788372985965 |
ISBN: | 83-7298-596-0 |
Data: | 2001-01-15 |
Opis książki:
Druga, osadzona w nowym świecie (Miecz w burzy), powieść twórcy sagi Drenajów.
Upiory przeszłości powstają. A wszystko zaczęło się od ślubowania: "pewnego dnia wyrwę mu to jego parszywe serce!", złożonego przez pewnego młodzieńca. Ów młodzian to wyjęty spod prawa Bane zwany też Bękartem, chociaż nikt nie wyrzekł tego miana w jego obecności. Zrodzony jako owoc zdrady, noszący imię oznaczające klątwę, Bane wychował się wśród wojowników Rigante, którzy cenią go za waleczność, lecz obawiają się jego nieokiełznanej natury.
Siedemnastoletni Bane udaje się na dobrowolne wygnanie i trafia do gniazda os, które zdaniem nielicznych uosabia wszystko co wieczne i święte: do wielkiego Kamiennego Grodu. W tym mieście, w którym gladiatorzy zabijają dla uciechy gawiedzi; gdzie pod cienką warstwą wiedzy i kultury kryje się otchłań korupcji i zepsucia, Szkarłatni Kapłani sieją strach, gniew i nienawiść, które przetrwają wieki. A jednak nawet tam prześladowani wyznawcy Kultu Drzewa pod duchowym przywództwem tajemniczej Pani w Woalu odważyli się szerzyć swoją filozofię miłości i harmonii.
Żądny zemsty Bane Bękart szykuje się do bitwy, mającej zniszczyć mit Kamiennego Grodu. Krwawe starcie jest nieuchronne i syn niepokonanego króla-wojownika, słynnego Connavara Demoniczne Ostrze, musi stanąc do walki, aby ocalić świat.
Fragment tekstu:
Rozdział pierwszy
Parax łowca nie znosił próżności. Wiedział jednak, jak podstępnie potrafi ona podejść człowieka. Myśl ta była zimna i kąśliwa, niczym wiatr dmący nad okrytymi śniegiem szczytami gór Druagh. Z juków przy siodle wyciągnął wełnianą czapę, którą nasunął na swe rzedniejące siwe włosy. Spojrzenie jego starych oczu spoczęło na Caer Druagh, najstarszej z gór, ale Parax nie zdołał już dostrzec stromych, poszarpanych zboczy ani kęp odległych sosen. Widział tylko mgliste białe szczyty na tle surowego, szaroniebieskiego nieba.
Jego zdrożony kuc potknął się i stary chwycił za łęk siodła. Poklepał zwierzę po karku i delikatnie ruszył wodzami. Kobyłka miała osiemnaście lat. Zawsze była krzepka i wytrzymała - godna zaufania. Teraz jednak już nie. Te łowy przerastały i jej siły.
Stary westchnął. W czasach swojej świetności, jako trzydziestolatek, był jednym z najbieglejszych tropicieli Keltoi. Nie chełpił się tym przed nikim, wiedział bowiem, że los obdarował go bystrym wzrokiem i przenikliwym umysłem. Dobrze wyszkolił go ojciec, który sam był wielkim łowcą i tropicielem. Jako pięcioletni chłopiec, Parax potrafił rozróżnić tropy ponad trzydziestu różnych zwierząt: zwinnej wydry, ospałego borsuka, przebiegłego lisa i wielu innych. Jego talent graniczył z magią. Powiadano, że potrafi czytać w ludzkim życiu, patrząc na zdeptane obcasem źdźbło trawy. Oczywiście było to bzdurą i Parax uśmiechał się, gdy tego słuchał, nie rozpoznając w tym uśmiechu narodzin próżności. Jednakże istotnie umiał odczytać prawdę o człowieku z pozostawionych przezeń śladów: na przykład miejsce, w którym obozował i rozniecał ogień, świadczyło o tym, jak dobrze lub źle rozumie dzicz. Ilość popasów, na jakie pozwalał koniowi i szybkość, z jaką się poruszał, mówiły o tym, jak cierpliwie potrafi polować. Wszystko to mówiło o charakterze człowieka, a poznawszy charakter ściganego, Parax potrafił go znaleźć, choćby ten nie wiedzieć jak zręcznie ukrywał swój trop.
Gdy skończył trzydzieści pięć lat, jego sława dotarła aż do ziem Perdii, których król, Alea, zwerbował go do swej służby. Nawet wtedy jednak Parax nie pozwolił zapanować nad sobą przesadnej dumie. Dopiero w wieku pięćdziesięciu lat i w służbie króla Connavara zaczął się sycić swoimi osiągnięciami. Choć jego wzrok nie był już tak dobry jaki niegdyś, jego umiejętność czytania śladów wydawała się obserwatorom prawie magiczna. Nawet jako sześćdziesięciolatek potrafił tropić lepiej niż inni, ponieważ nabyte podczas długiego życia doświadczenie dawało mu przewagę nad młodszymi. Tak przynajmniej uważał i ta wiara, niczym podstępny chwast, niepostrzeżenie zakorzeniła się w jego sercu. Dopiero kiedy przekroczył siedemdziesiątkę, zrozumiał, że nie jest już najlepszy. Nie jest nawet dobry. Ta myśl sprawiła staremu przykrość. Gorsza jednak była świadomość tego, iż okłamał w tej sprawie człowieka, którego kochał jak nikogo na świecie - króla.
Parax służył Connavarowi od blisko trzydziestu lat - od dnia, w którym młody wojownik wyrwał go z łap handlarzy niewolników Kamiennego Grodu i zabrał z sobą, wracając w wyniosłe rodzinne góry Druagh. Tropiciel służył mu, kiedy młodzik został Lairdem, potem wodzem, aż wreszcie pierwszym od kilkuset lat królem. Był przy nim tego krwawego dnia na polu Cogden, gdy niezwyciężoną dotąd armię Kamiennego Grodu rozbił napór Żelaznych Wilków Connavara. Stary znów się wzdrygnął. Król Connavar ufał Paraksowi - i oto podeszły wiek oraz starcze zniedołężnienie sprawiły, że wiekowy tropiciel zdradził pokładane w nim zaufanie.
- Znajdź młodego Bane`a - powiedział król. - Znajdź go, zanim zabiją go łowcy, albo zanim on ich pozabija.
Spoglądając w osobliwe oczy króla, jedno zielone, drugie koloru ciemnego złota, Parax chciał wyznać prawdę i powiedzieć po prostu: - Stary przyjacielu, moja zręczność mnie opuściła. Nie potrafię ci pomóc.
Ale nie mógł. Słowa uwięzły mu w krtani, zatrzymane przez szpony fałszywej dumy. Był jednym z zaufanych królewskich doradców. Był Paraksem - najlepszym tropicielem na świecie, żywą legendą. W chwili, gdy wyjawiłby tę prawdę, stałby się po prostu bezużytecznym starcem, odepchniętym i zapomnianym. Zamiast tego skłonił się niezgrabnie i wyruszył ze Starych Dębów z zamętem w głowie i strachem w sercu. Jego stare oczy nie mogły już czytać śladów i od wielu dni musiał podążać za grupą łowców, licząc na to, iż zawiodą go do młodego banity.
Aż wreszcie doznał najgorszego upokorzenia. Zgubił trop łowców. Dwudziestu jeźdźców!
Zapłakał wtedy, łykając łzy goryczy. On, który kiedyś potrafił wytropić wróbla w locie, teraz nie umiał odnaleźć śladu dwudziestu koni. Jechał za nimi w odległości mili i zdrzemnął się w siodle. Jego kobyłka, zdrożona i spragniona, zwęszyła wodę i zeszła ze szlaku, zbaczając na wschód. Parax obudził się nagle, kiedy zaczęła się piąć na strome, porośnięte lasem zbocze wzgórza. I niemal spadł z siodła. Słońce zasnuły grube chmury i stary zrozumiał, że zabłądził. Kobyłka tymczasem doczłapała do bulgoczącego raźno strumienia, gdzie Parax zsunął się z siodła. Bolał go grzbiet i miał spieczone gardło. Przyklęknąwszy, zaczerpnął wody w złożone dłonie i napił się.
- Żyję już zbyt długo i żaden ze mnie pożytek - rzekł głośno. Kobyłka zarżała i uderzyła w ziemię kopytem. - Wiesz, ile mam lat? - zwrócił się do niej z pytaniem. - Siedemdziesiąt dwa. Kiedyś tropiłem rozbójnika przez trzy tygodnie. Dopadłem go wysoko w górach, na stromym zboczu. Król zapłacił mi dwadzieścia srebrnych monet i ogłosił Księciem Tropicieli. - Zdjąwszy wełnianą czapę, spryskał sobie wodą twarz i brodę. Był głodny. Miał w jukach owinięte w cienkie płótno paski wędzonego bekonu, razem z czarnym chlebem i małą gomółką sera. Zamierzał je rozpakować i przygotować ognisko, ale akurat słońce przedarło się przez chmury i znów się zdrzemnął, oparłszy głowę o okrągły kamień.
Śnił o lepszych czasach, kiedy wzrok go jeszcze nie zawodził; o dniach śmiechu i radości, które nastały po tym, jak król wyparł z Północy żołdaków Kamiennego Grodu. Śmiech i radość były dla wszystkich - tylko nie dla króla. Był Królem Demonem, jak go nazywano ze względu na jego porywczość, a także dlatego, iż ludzie pamiętali, jak straszną wywarł zemstę na mordercach swojej żony. Connavar, który był wtedy zwykłym Lairdem Rigante, sam jeden wyciął w pień całą wioskę, puszczając ją z dymem i zabijając mężczyzn, kobiety i dzieci. Od tamtego dnia Parax nigdy nie usłyszał jego śmiechu i nigdy nie zobaczył radości w jego oczach.
Teraz we śnie ujrzał króla, stojącego w blasku księżyca na murach Starych Dębów. Wokół krążyły duchy - młodej kobiety o długich ciemnych włosach i bladej twarzy oraz ogromnego mężczyzny z brodą zaplecioną w warkocze. Oba widma wyciągały do króla ręce. Na ich widok poorana bliznami twarz Connavara pobladła. Parax znał obie te postacie. Dziewczyna była żoną króla, a mężczyzną był Ruathain, jego przybrany ojciec.
- Nie dotrzymałeś obietnicy, mój mężu - odezwał się duch Tae.
Connavar pochylił głowę.
- Och, Tae - powiedział. - Tak mi wstyd!
- Czy teraz zabierzesz mnie na przejażdżkę?
Connavar jęknął boleśnie i padł na kolana. Parax stał, milcząc, znał bowiem powód królewskiej rozpaczy. Król obiecał żonie, że zabierze ją na przejażdżkę do odległego jeziora, ale wracając do domu, spotkał kobietę, którą kiedyś kochał. Arian zatrzymała go i poszedł z nią do łoża. Po kilku godzinach, gdy wrócił do Starych Dębów, odkrył, że Tae wyjechała w towarzystwie Ruathaina i została zabita przez napastników, którzy od dawna żywili urazę do jego ojczyma. Teraz Connavar wciąż klęczał ze zwieszoną głową, gdy pochylił się nad nim ogromny Ruathain.
- Conn, rodzina jest wszystkim. Myślałem, że choć tego cię nauczyłem.
- Nauczyłeś, Wielkoludzie. Nigdy tego nie zapomnę. Dbam o Skrzydło, Brana i matkę.
- A Bane?
Twarz Connavara wykrzywił gniew...
Książka "Nocny sokół" - David Gemmell - oprawa miękka - Wydawnictwo Zysk i S-ka. Książka posiada 524 stron i została wydana w 2004 r.