pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
Tytuł książki:

Niezłomna Czeczenia

Autor książki:

Zuzanna Dawidowicz

(red.)
Dane szczegółowe:
Wydawca: ARCANA
Oprawa: miękka
Ilość stron: 110 s.
Wymiar: 235x265 mm
EAN: 9788386225514
ISBN: 83-86225-51-3
Data:2001-01-09
Cena wydawcy: 28.00 złpozycja niedostępna

Opis książki:

Jest w Polsce swoista fascynacja Czeczenią i jej zwycięską, miejmy nadzieję, wojną o niepodległość. Ta fascynacja łączy się z niemal elementarnym brakiem wiedzy (wyłączając, rzecz jasna, specjalistów) o historii tego kraju, jego kulturze i tradycji. I odwrotnie - jest w Czeczenii fascynacja Polską, przy niemal powszechnej, czasami zaskakującej szczegółami, wiedzy na temat naszego kraju. Te oba zachwyty łączy bez wątpienia jedna nić: jest nią podobieństwo losów. Zarówno Polacy, jak i Czeczeni mieli przez stulecia wspólnego wroga, który odebrał im niepodległość i pragnął zniszczyć tożsamość - Rosję. I oba narody walcząc o prawo do wolności, zapłaciły w tej walce ogromną cenę krwi, Czeczeni nawet większą niż Polacy. Obecny zachwyt postawą Czeczenów wynika również w Polsce ze swoistego kompleksu. Wychowane w półwieczu PRL-u pokolenia Polaków, w warunkach niby- wolności i upokarzającego podporządkowania rosyjskiemu imperium, gdzie do rangi narodowej doktryny awansowała zasada "politycznego umiarkowania i rozsądku", nie mogły się nadziwić, jak niespełna milionowy naród mógł rzucić wyzwanie wszechpotężnej, budzącej respekt całego świata, Rosji. Toż to szaleństwo, przywódcy czeczeńscy są nieodpowiedzialni, doprowadzą do zagłady swojego narodu - jakże często słyszałem takie opinie, gdy w grudniu 1995 roku pancerne kolumny rosyjskie ruszały na Groźny. I mimo miażdżącej przewagi liczebnej i technicznej po stronie przeciwnika Czeczeni zwyciężyli, zmusili Rosję do wycofania swoich wojsk. Będąc w maju 1996 roku w Czeczenii, kiedy toczyła się wojna i jej końca nie było widać, zadawałem Czeczenom pytanie: jak długo zamierzacie walczyć Co niezwykłe,nigdy nie otrzymałem wtedy odpowiedzi: do zwycięstwa. Tylko za każdym razem: do ostatniego Czeczena. Kiedy usłyszałem taką odpowiedź od Szamila Basajewa, nie musiałem mu wierzyć. On sam nie mógł się już cofnąć, musiał tak mówić i bez wątpienia tak musiał myśleć: wybrał wszak rolę smiertnika. Gdy usłyszałem identyczną odpowiedź od zwykłego żołnierza czeczeńskiego - mogło być w jakimś stopniu podobnie i też nie musiałem mu do końca wierzyć. Ale, gdy takie same słowa usłyszałem od starej Czeczenki, która mając pięciu synów, dwóch już straciła w wojnie, a o trzech pozostałych mówiła z dumą, że walczą w oddziałach Achmeda Zakajewa, mało tego, przyprowadziła dwóch nastoletnich wnuków, którzy również sposobili się do wojaczki - to jej uwierzyłem, że Czeczeni będą walczyć do ostatniego Czeczena. Niezależnie wszak od szerokości geograficznej, matki tak samo kochają (i opłakują) swoje dzieci. Stawiając tak wysoko poprzeczkę wolnościowych i niepodległościowych aspiracji, znacznie przekraczając - według europejskiego myślenia - granicę utraty narodowego instynktu samozachowawczego, można tylko zwyciężyć. Można, oczywiście płacąc straszliwą cenę, gdyż na szczęście eksterminacja całych narodów według wzorów Hitlera i Stalina, pod koniec XX stulecia nie jest już możliwa. Widząc zniszczony i wypalony Groźny, szkielety opery, filharmonii, uniwersytetu, oglądając tysiące świeżych grobów, pytałem Czeczenów: czy warto płacić taką cenę I wtedy słyszałem odpowiedzi, które mnie zdumiały, świadczyły bowiem o niezwykłej wśród Czczenów znajomości polskiej historii. Na okoliczność zniszczenia stolicy jedni przywoływali Powstanie Warszawskie, drudzy - na okoliczność walki partyzanckiej - Powstanie Styczniowe. Któregoś dnia w maleńkiej wiosce Gechi, u podnóża gór Kaukazu wciągnął mnie w dyskusję miejscowy nauczyciel historii. Rozmawialiśmy o Konfederacji Barskiej, rozbiorach, powstaniach: Listopadowym i Styczniowym; mój rozmówca snuł analogię między Romualdem Trauguttem i Dźocharem Dudajewem (obaj, zanim stanęli na czele irredenty, byli oficerami w armii zaborczej), by na koniec stwierdzić: "Przecież to wasz Piłsudski mawiał, że niepodległość musi więcej kosztować niż jedną kroplę krwi i jedną kopiejkę." Szukając źródeł fascynacji Polską wśród Czeczenów, ale również powszechnej wiedzy o naszym kraju - znalazłem bardzo proste wyjaśnienie. Do legendy, przekazywanej z pokolenia na pokolenie, trafiło autentyczne zdarzenie z czasów powstania Szamila. Kilkunastu Polaków, oficerów i żołnierzy, zdezerterowało z armii carskiej i przeszło na stronę powstańców. Ponoć nawet tworzyli straż przyboczną Szamila. Wszyscy przeszli na Islam, pożenili się z Czeczenkami. Po upadku powstania rosyjskie - jak byśmy to dzisiaj powiedzieli - służby specjalne z uporem starały się odnaleźć i aresztować dezerterów. Bezskutecznie. Polacy zapuścili brody, fizycznie upodobnili się do Czeczenów, a łańcuch zbiorowej lojalności okazał się skuteczny. A tak na marginesie: cóż to za ciekawy temat dla dziennikarza, może nawet etnografa, poszukać wśród czeczeńskich górali śladów polskości. Może coś dałoby się znaleźć, minęło wszak raptem od tamtych czasów półtora wieku. Jeśli zaś chodzi o wiedzę Czeczenów na temat Polski, to tym szczególnym "uniwer- sytetem" stał się dla nich Kazachstan. Wywiezieni w komplecie zimą 1944 roku do Kazachstanu, w ramach czystek etnicznych realizowanych przez Stalina, trafili na tereny, na które wcześniej przesiedlono przedstawicieli innych narodów. Byli wśród nich Polacy i to właśnie oni, jako jedyni - co starzy Czeczeni z naciskiem podkreślali - wyciągnęli do nich pomocną dłoń. Mimo różnicy języka, religii, obyczaju - Polacy i Czeczeni potrafili w Kazachstanie dogadać się i zaprzyjaźnić. Jedną z najbardziej niezwykłych historii z tamtych czasów opowiedział mi Osman Magomed, komendant małej osady Duba-Jurt. "Gdy wywozili nas miałem cztery lata. Ojciec był na froncie, bił faszystów i nawet nie wiedział, że w tym samym czasie Związek Sowiecki zmienił jego narodowi (i rodzinie) miejsce zameldowania. Odnalazł nas w Kazachstanie dopiero latem 1946 roku. Mieszkaliśmy tam razem z Polakami i mój ojciec bardzo zaprzyjaźnił się z nauczycielem ze Lwowa. A ten opowiadał o polskiej historii, również przekazywał treść polskich książek z literatury pięknej. Był głód, może dlatego wolno rosłem i mój ojciec, kawał chłopa, bardzo nad tym ubolewał. Kiedy miałem 12 lat, a wyglądałem na 8, usłyszałem od niego, że w takiej polskiej książce Pan Wotodyjowski, był bardzo dzielny żołnierz, również niewielkiego wzrostu. I że jemu, gdy był chłopcem, jego ojciec mawiał: Gdy się nie będą ciebie bali, to się będą z ciebie śmiali. Zapamiętałem to na całe życie." Czeczeni bez wątpienia mają wyidealizowany obraz Polaków. Uważają, że jesteśmy narodem, który - tak jak oni - nigdy nie ugiął karku pod moskiewskim butem. Że jesteśmy szlachetni, wspaniałomyślni i honor - też jak oni - cenimy nade wszystko. Kiedy po raz drugi, w styczniu 1997 roku byłem w Czeczenii jako zaproszony przez rząd czeczeński oficjalny obserwator wyborów prezydenckich i parlamentarnych, zobaczyłem, w centrum zrównanego z ziemią Groźnego krzątających się robotników. Odbudowywali... symboliczny cmentarz rodaków, którzy zostawili swoje kości w Kazachstanie. Gdy spytałem pracującego robotnika, dlaczego zaczęli od cmentarza, a nie na przykład od zrujnowanego wojną szpitala - usłyszałem odpowiedź: "Pamięć jest najważniejsza, bez niej już dawno nie bylibyśmy narodem." Andrzej Gelberg

Książka "Niezłomna Czeczenia" - Zuzanna Dawidowicz (red.) - oprawa miękka - Wydawnictwo ARCANA.