Dane szczegółowe: | |
Wydawca: | ZNAK |
Rok wyd.: | 2006 |
Oprawa: | twarda |
Ilość stron: | 156 s. |
Wymiar: | 127x200 mm |
EAN: | 9788324007059 |
ISBN: | 83-240-0705-9 |
Data: | 2006-05-18 |
Opis książki:
Nowa książka autora Oskara i pani Róży oraz Małych zbrodni małżeńskich.
Eric-Emmanuel Schmitt powraca do wątków poruszonych w Ewangelii według Piłata. Przedstawia swoją wizję dramatu dwóch bohaterów: Chrystusa i Poncjusza Piłata. Pierwszy na kilka dni przed śmiercią przeżywa moment zwątpienia. Drugi szuka racjonalnych wyjaśnień cudu. Obaj stają wobec tajemnicy. W swojej nowej książce Schmitt zadaje pytanie o sens i celowość ludzkiego życia. Czy są nam one dane z góry, czy też powinniśmy je odnaleźć sami?
Moje Ewangelie, podobnie jak poprzednie książki Schmitta, nie schodzą z francuskich list bestsellerów.
FRAGMENT:
Noc w Ogrodzie Oliwnym
Za kilka godzin po mnie przyjdą.
Już się szykują.
Żołnierze czyszczą broń. Posłańcy biegają po ciemnych ulicach, żeby zwołać trybunał. Stolarz gładzi dłonią krzyż, na którym jutro będę krwawił.
Mój Boże, oby zabili mnie szybko! I umiejętnie! Dziś wieczór mógłbym być gdzie indziej. W domu, którego nie mam, czekałaby żona, której także nie mam, a w drzwiach, zachwycone, że znów widzą ojca, kędzierzawe i uśmiechnięte maluchy. Tymczasem na co mi przyszło: czekać w tym ogrodzie na śmierć, która przejmuje mnie strachem.
Jak to się wszystko zaczęło? Czy przeznaczenie ma początek?
Przeżyłem dzieciństwo pełne marzeń. W Nazarecie co wieczór fruwałem ponad wzgórzami i polami. Kiedy wszyscy zasypiali, przechodziłem przez bezszelestne drzwi, rozpościerałem ramiona, brałem rozbieg i moje ciało wzlatywało w powietrze. Osły podnosiły głowy, by swymi pięknymi dziewczęcymi oczami patrzeć, jak szybuję wśród gwiazd.
Aż zdarzyła się ta zabawa w berka. I potem nic już nie było takie jak kiedyś.
Było nas czterech nierozłącznych, Mosze, Ram, Kesed i ja. Bawiliśmy się w kamieniołomie w Gzet. Wspiąłem się na wysoką skałę; w dole koledzy wyglądali jak czupryny na cienkich nóżkach.
Krzyknąłem głośno, żeby zwrócić na siebie uwagę. Wykręcili szyje, zobaczyli mnie i zaczęli klaskać.
– Brawo Jeszua! Brawo!
Nie spodziewali się po mnie, że wdrapię się tak wysoko.
A potem Kesed krzyknął:
– Chodź teraz do nas! We czterech lepiej się bawić.
Wstałem, żeby zejść na dół i nagle obleciał mnie strach. Nie miałem pojęcia, jak wrócić… Przykucnięty, zlany potem, kurczowo trzymałem się skały niezdolny do jakiegokolwiek ruchu…
Nagle doznałem olśnienia: sfrunąć! Wystarczy, że wzniosę się w powietrze. Jak co wieczór.
Zbliżyłem się do krawędzi z rozłożonymi na bok ramionami… Powietrze nie było gęste, płynne jak w moich wspomnieniach… Nie czułem, że mnie unosi… Zwykle wystarczało lekko poderwać pięty, żeby wystartować, ale teraz moje pięty, oporne, mocno stały na ziemi…
Opadły mnie wątpliwości, ramiona stały się ciężkie. Czy w ogóle kiedyś latałem? Wszystko się rozmyło.
Ocknąłem się na plecach mojego ojca Josefa, który schodził ze skały, znajdując niedostrzegalne punkty oparcia.
Na dole mnie pocałował.
– Przynajmniej czegoś się dzisiaj nauczyłeś.
Nie od razu do mnie dotarło, czego się nauczyłem.
Teraz to wiem: pożegnałem się wtedy z dzieciństwem. Rozsupłując nitki marzeń i rzeczywistości, odkrywałem, że z jednej strony był sen, w którym unosiłem się w powietrzu jak drapieżne ptaszysko, z drugiej zaś świat prawdziwy, twardy jak te skały, o które omal się nie rozbiłem.
Dotarło do mnie też, że mogę umrzeć. Ja! Jeszua! Na ogół śmierć mnie nie dotyczyła. A jednak tam, ukryty na skale, poczułem na karku jej wilgotny oddech. W następnych miesiącach otworzyły mi się oczy, które wolałbym zachować zamknięte. Nie, nie wszystko mogłem zrobić. Nie, nie wszystko wiedziałem. Nie, może nie byłem nieśmiertelny. Słowem: nie byłem Bogiem.
Albowiem jak wszystkie dzieci z początku utożsamiałem się z Bogiem. Do siedmiu lat nie zdawałem sobie sprawy z oporu, jaki stawia świat. Czułem się królem, wszechmocnym, wszechwiedzącym i nieśmiertelnym… Uważać się za Boga to nagminna skłonność szczęśliwych dzieci.
Dojrzewanie oznaczało zawód. Świat stawał się rozczarowaniem. Czymże jest człowiek? Po prostu kimś-kto-nie-może… Kimś-kto-nie-może wszystkiego wiedzieć. Kimś-kto-nie-może wszystkiego zrobić. Kimś-kto-nie-może nie umrzeć. Świadomość ograniczeń sprawiła, że na jajku mojego dzieciństwa pojawiła się rysa. Jako siedmiolatek na dobre przestałem być Bogiem.
Ogród jest dzisiaj spokojny, banalny jak wiosenna noc. Świerszcze śpiewają pieśń miłosną. Uczniowie śpią. Lęku, który mnie dręczy, nie czuje się w powietrzu.
Może kohorta nie wyszła jeszcze z Jerozolimy? Może Jehuda stchórzył? Śmiało, Jehudo, wydaj mnie!
W jaki sposób wypełnia się los?
– Co będziesz robił później?
– Nie wiem… To, co ty? Będę cieślą?
– A może byś został rabinem?
Spojrzałem na ojca, nie rozumiejąc. Rabinem? Rabin naszej wioski, rabbi Izaak, wydawał mi się tak stary, tak zgrzybiały ze swoją zatęchłą brodą pewnie starszą jeszcze od niego samego, że nie mogłem sobie siebie takim wyobrazić. Poza tym zdawało mi się, że rabinem się nie zostaje; jest się nim od początku; od urodzenia. Ja urodziłem się jako Jeszua. Jeszua syn Josefa, Jeszua z Nazaretu, to znaczy niewiele wart.
– Dobrze się zastanów.
I ojciec wziął hebel, żeby wygładzić deskę. Propozycja ojca tym bardziej mnie zaskoczyła, że w szkole byłem kłopotliwym uczniem, nazywano mnie nawet "Jeszuą od tysiąca pytań”. Wszystko chciałem wyjaśniać. Dlaczego nie pracujemy w Szabat? Dlaczego nie jemy wieprzowiny? Dlaczego Bóg karze zamiast wybaczać? Kiedy odpowiedzi mnie nie zadowalały, rabbi Izaak kwitował to stwierdzeniem "Takie jest Prawo”. Wtedy nalegałem: "A skąd bierze się Prawo? Na czym opiera się tradycja?” Domagałem się tylu wyjaśnień, że nieraz na cały dzień odbierano mi prawo zabierania głosu.
– Tato, czy rabbi Izaak ma o mnie dobre zdanie?
– Bardzo dobre. Wczoraj wieczorem przyszedł porozmawiać. Świątobliwy człowiek uważa, że tylko poprzez religię możesz odnaleźć spokój.
Ta uwaga uderzyła mnie bardziej niż inne. Spokój? Ja miałbym poszukiwać spokoju?
Książka "Moje Ewangelie" - Eric-Emmanuel Schmitt - oprawa twarda - Wydawnictwo ZNAK. Książka posiada 156 stron i została wydana w 2006 r.