Mężczyzna od podstaw. Podróż pewnej kobiety do świata mężczyzn i z powrotem
Norah Vincent
Dane szczegółowe: | |
Wydawca: | Otwarte |
Rok wyd.: | 2006 |
Oprawa: | miękka |
Ilość stron: | 344 s. |
Wymiar: | 136x205 mm |
EAN: | 9788375150032 |
ISBN: | 978-83-7515-003-2 |
Data: | 2006-09-28 |
Opis książki:
Podobno mężczyznom żyje się łatwiej… Norah Vincent chciała się przekonać, czy to prawda, więc wyruszyła w półtoraroczną podróż w głąb męskiego świata. Z pomocą charakteryzatorki, nauczyciela emisji głosu i trenera na siłowni przeobraziła się w Neda i poznała tajemnice, których istnienia nie podejrzewają nie tylko kobiety, ale nawet sami mężczyźni. Umawiała się na randki z kobietami, grała w drużynie kręglarskiej, chodziła do klubów ze striptizem i wstąpiła do męskiego zakonu. Jako obserwator z zewnątrz zdołała dostrzec rzeczy, których świadomość całkowicie zmienia potoczne wyobrażenia o męskim świecie. Jej książka, napisana dosadnie, ale z wyczuciem, reporterską przenikliwością, empatią i humorem, jest pełna wyrazistych sądów i wolna od stereotypów. To opowieść z pierwszej ręki o tym, jak trudno być prawdziwym mężczyzną…
Dlaczego mężczyźni nie patrzą sobie w oczy?
Co tak naprawdę oznacza męski uścisk dłoni?
Czym w istocie jest męska przyjaźń?
Norah-Ned przekracza granice płci i konfrontuje swoje obserwacje z kulturowymi wyobrażeniami na ten temat. Na zakończenie swego eksperymentu stwierdza: "Teraz wiem, że bycie kobietą to przywilej".
FRAGMENT:
Miałam zatem nowe imię i punkt wyjścia do skonstruowania męskiej tożsamości. Kiedy już zdecydowałam, że zostanę Nedem, nadal czekało mnie jeszcze sporo pracy, abym mogła bez przeszkód uchodzić za mężczyznę w dziennym świetle.
Pierwszym i najważniejszym krokiem było znalezienie sposobu na stworzenie bardziej wiarygodnego zarostu od tej byle jakiej wersji, której nauczyła mnie kilka lat wcześniej znajoma drag king. Zarostu, który - jeżeli zaszłaby taka potrzeba - wyglądałby z bliska na prawdziwy zarówno w ciągu dnia, jak i wieczorem.
Tak się złożyło, że w tej sprawie dopisało mi szczęście.
Wielu moich znajomych pracuje w teatrze i niejeden pomógł mi w tworzeniu Neda.
Postanowiłam zasięgnąć porady Ryana, prawdziwego artysty- charakteryzatora, który zademonstrował mi sposób tworzenia zarostu, jaki zastosował przy okazji ostatniego przedstawienia.
Według niego, stosowany oszczędnie, powinien zupełnie wystarczyć do tego, bym mogła chodzić ulicami, nie budząc podejrzeń.
Jego metoda okazała się znacznie bardziej misterna i profesjonalna niż zabawa z klejem z Village, a mimo to w ostatecznym rozrachunku - znacznie prostsza.
Ryan przede wszystkim zasugerował wykorzystanie włosów z wełnianej krepy zamiast prawdziwych, obojętne - moich czy cudzych. Włosy z wełnianej krepy kupuje się w długich splecionych sznurach produkowanych przez specjalistyczne firmy kosmetyczne. Oferta obejmuje pełen zestaw kolorów, od platynowego blondu do czarnego, mogłam więc wybrać dokładnie taki, jaki pasował do moich włosów, i zawsze mieć pod ręką gotowy zapas bez konieczności masakrowania własnej fryzury.
Ryan zademonstrował, jak rozpleść sznur, uczesać włosy, aby leżały równolegle do siebie, a następnie chwycić je między palce i odcinać kawałeczki milimetrowej długości albo jeszcze krótsze. Czynność należało wykonać nad białą kartką papieru, następnie równo rozprowadzić po niej ucięte końcówki, dzięki czemu nie zbijały się w kępki podczas nakładania na twarz. Doradził, abym użyła pędzli do makijażu - dużego pędzla do różu do nakładania włosów na brodę i policzki oraz małego pędzelka do cieni do powiek do nakładania zarostu nad górną wargą.
(…)
Przy nakładaniu zarostu należało przede wszystkim zwracać uwagę, aby nie przesadzić z gęstością. Moja skóra, podobnie jak skóra większości kobiet, jest nie tylko gładka w dotyku, ale także wygląda na znacznie gładszą od męskiej. Jest również bledsza i bardziej zaróżowiona na policzkach. Kiedy występowałam jako Ned, ludzie zawsze mówili mi, że wyglądam na młodszą niż trzydzieści pięć lat, mimo że dodawałam do włosów sporo siwizny. Ale kiedy brzoskwiniowo-kremowe policzki sąsiadują z delikatnym zarostem à la Don Johnson, człowiek przypomina Freda Flinstone’a. Musiałam zatem uważać, aby nie przesadzić, i trzymać się takiej gęstości, która wyglądałaby wiarygodnie u mało owłosionego mężczyzny o gładkiej skórze.
Aby nadać mojej twarzy bardziej kwadratowy kształt, udałam się do fryzjera i kazałam sobie przyciąć włosy na płasko na czubku głowy - uczesanie, którego zazwyczaj nie cierpię u mężczyzn, ale które często stosowałam, aby upodobnić moją głowę do głowy mężczyzny. Następnie poszłam do optyka i wybrałam dwie pary okularów z prostokątnymi ramkami - w tym samym celu. Kupiłam jedną parę z metalowymi oprawkami do noszenia w sytuacjach, gdy chciałam wyglądać bardziej pospolicie, a drugą z oprawkami w kolorze skorupy żółwia na takie okazje, które wymagały bardziej eleganckiego wyglądu (jak praca albo randka).
Wszystko razem: zarost, nowa fryzura i okulary w dużym stopniu pomogły mi zobaczyć w sobie kogoś innego, choć przeobrażenie musiało się dokonać bardziej w mojej psychice niż w wyglądzie i upłynął jakiś czas, zanim moja świadomość zaakceptowała Neda. Na początku przeglądając się w lustrze, widziałam po prostu siebie z przyklejonym do twarzy zarostem.
Oglądałam swoją twarz przez całe życie. Poza tym zazwyczaj miałam krótko ścięte włosy. Zarost naprawdę niewiele pomagał.
To nadal byłam ja. Dopiero okulary coś zmieniły, a przynajmniej zaczęły zmieniać. Rozpoczęła się gra z moim umysłem, a wkrótce potem również z umysłami innych ludzi.
Na początku tak bardzo się bałam, że nikt nie nabierze się na przebranie i zostanę przyłapana, że aby czuć się pewniej, zawsze zakładałam okulary, często również bejsbolówkę, nie mówiąc oczywiście o precyzyjnie wykonanym zaroście. Jednak w miarę upływu czasu coraz pewniej czułam się w skórze Neda i bardziej wtapiałam się wymyśloną postać. Zaczęłam w naturalny sposób tworzyć męski wizerunek, a w związku z tym rekwizyty, które na początku wykorzystywałam, stawały się coraz mniej istotne, aż wreszcie w ogóle przestałam ich potrzebować.
Ludzie wierzą w obraz, który stawia im się przed oczami, jeżeli oczywiście robi się to w odpowiednio przekonujący sposób.
Nawet ja z coraz większą łatwością wierzyłam w obraz, który widziałam w lustrze, tak jak później uwierzyli w niego inni ludzie.
Kiedy skończyłam przeobrażanie głowy i twarzy, skupiłam się na reszcie ciała.
Najpierw musiałam znaleźć sposób na rozwiązanie problemu piersi. Pomimo ich niewielkich rozmiarów sprawa okazała się trudniejsza, niż można by się spodziewać - przede wszystkim dlatego, że z przodu musiałam być tak płaska, jak to tylko możliwe. Najpierw spróbowałam najbardziej oczywistego rozwiązania - bandaży. Kupiłam dwa, szerokie na dziesięć centymetrów, i mocno się nimi obwiązałam, mocując je taśmą chirurgiczną. Musiałam mieć pewność, że cała konstrukcja nie rozpadnie się w środku dnia. Miałam dzięki temu bardzo płaską klatkę piersiową, ale zarazem każdy oddech sprawiał mi trudność i wywoływał ból. Co więcej, w zależności od pozycji, jaką przyjmowałam, siedząc, bandaż zsuwał się często w dół, wypychając piersi do góry i zbliżając je do siebie, a powinien kierować je w dół i na boki. Jak na mężczyznę wyglądałam niespecjalnie.
W końcu okazało się, że najlepszy efekt dają spłaszczające biustonosze sportowe. Kupiłam sobie kilka sztuk o dwa numery za małych. Nago nie wyglądałam jak "deska", ale w luźnej koszulce prezentowałam się w sam raz. To rozwiązanie wydawało się najodpowiedniejsze. Biustonosz nigdy się nie przemieszczał.
Nigdy nie opadał. Wrzynał mi się jednak pod ramionami i w plecy, szczególnie kiedy przybrałam na wadze.
A naprawdę utyłam. Kolejnym krokiem w przekształcaniu mojego ciała było bowiem podnoszenie ciężarów. Podnoszenie dużej ilości ciężarów. Zasięgnęłam porady trenera w pobliskiej siłowni, wprowadzając go w mój projekt i prosząc o wskazówki, jak nadać ciału jak najbardziej męski wygląd bez użycia sterydów. Doradził rozbudowę mięśni ramion.
Proces budowania masy mięśniowej składa się z dwóch etapów.
Po pierwsze, podnosi się duże ciężary w krótkich seriach powtórzeń. Po drugie, spożywa się dziennie co najmniej tyle gramów protein, ile kilogramów wynosi masa ciała.
Każdego dnia kształtowałam inny mięsień. W ciągu całego tygodnia pracowałam nad każdą częścią ciała aż do stanu całkowitego wyczerpania, natomiast w weekend przynajmniej jeden dzień poświęcałam na odpoczynek. W czasie wolnym jadłam i piłam tyle produktów zawierających proteiny, ile tylko byłam w stanie. Po sześciu miesiącach przytyłam siedem kilogramów.
Według normalnych kryteriów nadal byłam zbyt drobna jak na faceta, ale moje ramiona w widoczny sposób poszerzyły się i stały się bardziej spadziste, co samo w sobie stanowiło kolejny krok w kierunku męskości.
Książka "Mężczyzna od podstaw. Podróż pewnej kobiety do świata mężczyzn i z powrotem" - Norah Vincent - oprawa miękka - Wydawnictwo Otwarte. Książka posiada 344 stron i została wydana w 2006 r.
Spis treści:
Rozdział 1 Początki
Rozdział 2 Przyjaźń
Rozdział 3 Seks
Rozdział 4 Miłość
Rozdział 5 Życie
Rozdział 6 Praca
Rozdział 7 Ego
Rozdział 8 Koniec podróży
Podziękowania