Kościół bez znieczulenia. Z bp. Tadeuszem Pieronkiem rozmawia Marek Zając
Tadeusz Pieronek
Dane szczegółowe: | |
Wydawca: | ZNAK |
Rok wyd.: | 2004 |
Oprawa: | twarda |
Ilość stron: | 376 s. |
Wymiar: | 149×212 mm |
EAN: | 9788324004942 |
ISBN: | 83-240-0494-7 |
Data: | 2001-01-09 |
Opis książki:
Tom rozmów przygotowany specjalnie na 70. rocznicę urodzin bp. Tadeusza Pieronka, wybitnego - i z pewnością nietuzinkowego - hierarchy, wieloletniego rzecznika prasowego Konferencji Episkopatu Polski, z wykształcenia kanonisty. Bp Pieronek z charakterystyczną otwartością odpowiada na pytania dotyczące postaw księży i stosunku świeckich do duchownych, pieniędzy Kościoła i znaczenia prawa kanonicznego (rozdział pt. Paragrafy zbawienia), obecności Kościoła w życiu publicznym i problemów episkopatu z o. Rydzykiem, wreszcie - gotowania (Ksiądz Biskup jest świetnym kucharzem) i... życia wiecznego. Duże zainteresowanie wzbudzi na pewno obszerny rozdział poświęcony małżeństwom ważnie i nieważnie zawartym. Trzeba iść wszędzie (O tym, dlaczego biskup Pieronek nie każe czekać dziennikarzom pod drzwiami) Czy zna Ksiądz Biskup taki kawał: Bóg zszedł z tronu i na moment opuścił niebo. Wtedy na tron wdrapał się biskup Pieronek... ... i nie chciał zejść. Pan Bóg zaraz wróci, wszyscy drżą przed Jego gniewem i błagają biskupa Pieronka, żeby zlazł z tronu. Prosi św. Piotr - nic. Proszą inni Apostołowie - biskup ani drgnie. Proszą archaniołowie, cherubini i serafinowie - bez skutku. Wreszcie przyfrunął mały aniołek, wyszeptał coś biskupowi do ucha, biskup się zerwał i pobiegł w siną dal. Zdumiony św. Piotr pyta aniołka: "Co mu powiedziałeś ". Aniołek na to: "A, że tam jest konferencja prasowa". Nie jest Księdzu Biskupowi przykro, że księża opowiadają takie dowcipy Jeżeli ten kawał ma być zarzutem, że staram się być medialną gwiazdą - wtedy mi przykro. Jeżeli jednak stanowi uznanie dla faktu, że chcę służyć dziennikarzom, którzy poszukują prawdy i objaśniają ludziom otaczający ich świat - wtedy mogę się tylko cieszyć. Prasa musi dotrzeć do źródła informacji, a skoro zdarza się, że tym źródłem jest akurat Tadeusz Pieronek, biskup Kościoła katolickiego, wtedy mam obowiązek okazać szacunek dla pracy dziennikarza i podzielić się z nim moją wiedzą. Skoro mogę przyjąć dziennikarza w tym momencie, skoro nie muszę kazać mu stać pod drzwiami, skoro mogę na moment wyjść z obrad Episkopatu do czekających od kilku godzin reporterów - dlaczego mam tak nie zrobić Ksiądz Biskup jest bez wątpienia najczęściej występującym w naszych mediach hierarchą. Dziennikarze tłumaczą, że biskup Pieronek nie boi się wypowiadać własnych sądów. Pamiętam, jak w tym roku w Strasburgu skrytykował Ksiądz Biskup Ligę Polskich Rodzin za manipulowanie wypowiedziami Jana Pawła II w sprawie wejścia Polski do Unii Europejskiej. Po tym wystąpieniu dziennikarz Katolickiej Agencji Informacyjnej spytał, czy Ksiądz Biskup nie obawia się, że stał się dla Ligi wrogiem. W odpowiedzi usłyszał: "A czegóż mam się bać Przecież powiedziałem prawdę". Faktycznie, nie boję się wyrażać własnych poglądów, choć często nie są popularne. Zdarza się, że budzą sprzeciw w środowiskach kościelnych; nieraz podczas zebrań Episkopatu krytykowano moje publiczne wypowiedzi. W przerwie między obradami podchodzą wtedy do mnie koledzy i mówią: "Przykro mi, Tadeusz, że tak ostro cię potraktowali". Pozostaje tylko odpowiedzieć: "Czemu w takim razie milczałeś, zamiast mnie bronić ". Zdarza się też, że moje słowa bywają nie w smak prasie. Nieraz odnoszę wrażenie, że dziennikarze - dzwoniąc do mnie - z góry zakładają, co powiem. Ksiądz Biskup czuje się dotknięty, gdy prasa nazywa go "kościelnym liberałem" Skądże znowu, nie obrażam się nawet wtedy, gdy nazywa się mnie masonem, zdrajcą, sprzedawczykiem albo żydokomuną. W jednej z gazet ukazał się kiedyś artykuł o tym, że jestem Żydem, bo mój brat Mieczysław jest... Żydem. Miażdżąca argumentacja, nieprawdaż Ksiądz Biskup zbiera też bardzo dobre recenzje. Mówi się na przykład, że jako sekretarz generalny Episkopatu zrewolucjonizował politykę informacyjną Kościoła. Bez przesady. Wiem, że tak się mówi, ale o uzasadnienie proszę pytać autorów tych opinii. Po prostu wszedłem do Episkopatu bez kompleksów, jako człowiek zupełnie nowy. Wcześniej nie miałem kontaktów ani z władzami, ani z prasą. Wszystko zaczęło się od dzwoniących telefonów. Jeżeli dziennikarz prosił o kilka słów, po prostu odpowiadałem na jego pytania. Prawda, że takie postępowanie stanowiło nieznaną dotąd w Episkopacie jakość. Nie zrodziło się jednak na skutek objawienia ani nie było efektem z góry zaplanowanej polityki informacyjnej. Po prostu zachowywałem się naturalnie. O telefonach komórkowych mało kto jeszcze słyszał, dlatego redakcje dzwoniły do mnie do domu. W Episkopacie nikt mnie nie kontrolował, a sam nie miałem żadnych oporów, żeby rozmawiać z prasą. Kłopoty zaczynały się z reguły następnego dnia, gdy moją wypowiedź można było przeczytać w gazecie. Pierwszą reakcją było zdziwienie: "Widziałem, że Ksiądz Biskup gdzieś coś tam powiedział" - mówi do mnie jeden z biskupów. "A powiedziałem coś złego" - pytam. "No nie, ale po co Ksiądz Biskup w ogóle mówił ". To generalna zasada: opory ze strony Episkopatu budziła zawsze nie treść moich wypowiedzi, ale sam fakt, że wypowiadam się publicznie. Kiedyś ksiądz prymas Glemp powiedział o mnie: "Jeżeli chodzi o teologię, nie popełnia błędów. Ale czy jest jeszcze Polakiem ". Dlaczego Ksiądz Biskup miałby nie być Polakiem Bo na przykład twierdziłem, że Konstytucja Rzeczypospolitej powinna respektować zasadę neutralności światopoglądowej. "Jak tak można - dziwili się niektórzy biskupi. - Jak tak może mówić Polak i katolik ". Zaraz na początku mojej pracy w Episkopacie największe kontrowersje wzbudziła jednak moja rozmowa z Moniką Olejnik, wydrukowana - o ile pamiętam - w tygodniku "Wprost". Gdy w styczniu 1992 roku przyjechałem do Watykanu, wywiad już tam leżał - widocznie ktoś życzliwy postanowił poinformować Ojca Świętego o moim nagannym postępowaniu. Biskup Stanisław Dziwisz pokazał mi artykuł, więc pytam: "A co, źle jest ". "Nie - mówi - w porządku. Jedną rzecz niezręczną powiedziałeś". Chodziło o zdanie, że katolik może należeć do każdej partii. Faktycznie, był to niezbyt zręczny skrót myślowy. Zresztą podczas pobytu w Watykanie spytałem Papieża, czy mogę udzielić wywiadu niemieckiemu tygodnikowi "Der Stern" - i Ojciec Święty nie miał żadnych zastrzeżeń. Z czasem nabrałem wyczucia w kontaktach z prasą. Pomogły mi rozmowy z biskupem Janem Chrapkiem i nuncjuszem, arcybiskupem Józefem Kowalczykiem, którzy zwracali uwagę, jeżeli coś powiedziałem nie tak, gdy można było lepiej, precyzyjniej itd. Uczyłem się, nabierałem doświadczenia. Jednak w ogniu pytań, na skutek dziennikarskich błędów, a czasem manipulacji, trudno uniknąć pomyłek i wpadek. Przykłady manipulacji Kiedyś wystąpiłem w publicznej telewizji w programie na temat konkordatu, w którym rzecznik praw obywatelskich Tadeusz Zieliński zrobił ze mnie i innych uczestników wariatów. Najpierw zabraliśmy głos, a potem rzecznik tendencyjnie skomentował nasze wypowiedzi - nie mieliśmy już okazji, żeby bronić naszych opinii. To był skandal. Innym razem brałem udział w debacie z Aleksandrem Kwaśniewskim. Ten program nosił tytuł Protokół zbieżności i również został nadany w telewizji publicznej. W studio siedziały dwie komisje i za pomocą mechanizmu dwóch pól, które się zbiegały albo rozchodziły, miały pokazywać, czy nasze poglądy są zbieżne czy rozbieżne. Mechanizm jednak zawiódł i nasze pola bez przerwy się stykały i zachodziły na siebie. Po tym programie okrzyknięto mnie żydokomuną. Z kolei w TVN tak zmontowano moją wypowiedź na temat organizowania hucznych zabaw w okresie Adwentu i Wielkiego Postu, że wyszedłem na skończonego głupka. W takich sytuacjach zawsze trzeba się zastanowić, czy mamy do czynienia ze świadomie dokonaną manipulacją czy też nieświadomie popełnionym błędem. Dookoła słychać głosy, że prasa kłamie, manipuluje, mataczy itd. Nie zgadzam się z taką filozofią, choć sam mam sporo zarzutów pod adresem mediów. Staram się jednak wierzyć w dobre intencje dziennikarzy i jeżeli jakaś moja wypowiedź zostanie przekręcona, z reguły zakładam, że doszło do nieporozumienia, a nie nadużycia.
Książka "Kościół bez znieczulenia. Z bp. Tadeuszem Pieronkiem rozmawia Marek Zając" - Tadeusz Pieronek - oprawa twarda - Wydawnictwo ZNAK. Książka posiada 376 stron i została wydana w 2004 r.
Spis treści:
Chłopiec bez legitymacji (O rodzinie, przeżyciach wojennych i powojennej szkole)
Tak mi życie Pan Bóg usłał (O seminarium, polskich księżach i o tym, jak jeden przyszły biskup dostał "kocówkę" od drugiego przyszłego biskupa)
Paragrafy zbawienia (O tym, jaką rolę pełni w Kościele prawo kanoniczne i jak wygląda proces przed sądem biskupim)
Kościół daje szansę (O małżeństwach ważnie i nieważnie zawartych i o innych dylematach kościelnego prawnika)
Czarne skarpetki kardynała Wojtyły (O tym, jak z przyszłym papieżem ksiądz Pieronek uczył się Rzymu)
Bez bólu brzucha (O Soborze, synodach i reformowaniu Kościoła)
Zetrzeć kurz z papieskich encyklik (O sile i słabości polskiego katolicyzmu i o tym, dlaczego biskup Pieronek słucha Radia Maryja)
Z tacą przez ucho igielne (O tym, z czego i jak żyją księża i dlaczego Kościół nigdy nie będzie ubogi)
Jaka taka normalność (O relacjach państwo-Kościół w III Rzeczypospolitej i o tym, czy katolikowi może być dobrze w demokracji)
Smak życia (O własnym i cudzym gotowaniu i o tym, co nas czeka po śmierci)
Bóg nie jest myśliwym (O tym, w co wierzymy)
Indeks osób