Historia Tobiasza / Jak Maciek spotyka anioła, chociaż nie wyrusza w daleką podróż
Mariateresa Zattoni, Gilberto Gillini
Dane szczegółowe: | |
Wydawca: | Salwator |
Rok wyd.: | 2002 |
Oprawa: | miękka |
Ilość stron: | 32 s. |
Wymiar: | 195x265 mm |
EAN: | 9788388119927 |
ISBN: | 83-88119-92-3 |
Data: | 2001-01-28 |
Opis książki:
Fragment książki:
Dwie pilne modlitwy
Pewnego dnia do uszu Pana Boga dotarły dwie pilne modlitwy przepełnione bólem i nadzieją. Ich autorzy wcale się nie znali.
Jednym z nich był Tobi - ojciec rodziny, który stracił wzrok i żył ubogo w Asyrii, w obcym dla Izraelitów mieście Niniwa, Drugą modlitwę wypowiedziała Sara - nieszczęśliwa młoda kobieta, mieszkająca w Medii, w mieście Ekabatan. Ona też była Izraelitką i żyła na obcej ziemi.
Tobi i Sara nie znali się, ale ich płynąca z serca modlitwa była podobna: O Panie, Ty postępujesz miłosiernie i lojalnie. Proszę, wspomnij o mnie: widzisz, że staję przed Tobą w bólu i cierpieniu. Uwolnij mnie, Panie.
Pan Bóg przyjął obie modlitwy i splótł je ze sobą tak, jak tylko On potrafi.
Ale jak się Panu Bogu udało połączyć ich modlitwy i losy? Wysłał anioła o imieniu Rafał, co oznacza "Bóg uzdrowił".
Ludzie często zapominają, że Bóg wysyła swoje anioły, by połączyć ich historie. Kiedy rozwiązują jakiś ważny problem, mówią sobie: Jestem geniuszem! Ale sobie świetnie poradziłem! Częściowo maja rację, bo zawsze potrzebna jest ich dobra wola. I posłuszeństwo.
Nie widzą jednak działań aniołów posłanych przez Boga i tego jak się trudzą, splatając ich historie. Gdyby to widzieli, byliby szczęśliwi i wdzięczni, a nie tylko mądrzy. Powiedzieliby: "Och, to mój anioł jest moim prawdziwym szczęściem" albo "Tu są twoje ślady. Poznaję cię!" I bardzo by się ucieszyli.
Człowiek wielkiej odwagi
Tak to już jest, że anioły są i pozostaną niewidzialne. Aby stać się anielskim detektywem, czyli odkryć je w działaniu, trzeba zrobić tak jak Tobiasz - jedyny syn Tobiego.
A było to tak.
Około sześciuset lat przed narodzeniem Chrystusa, w nieprzyjaznym dla Izraelitów mieście Niniwa, zamieszkanym przez czcicieli bożków, którzy nie znali Boga, Tobi pomagał swoim biedniejszym rodakom, rozdając jałmużnę i modląc się codziennie do Boga.
Pewnego razu, gdy Tobi wyprawiał świąteczne przyjęcie, dowiedział się, że wrogowie zabili jednego z izraelitów i zostawili jego ciało pośrodku placu, na pohańbienie. Tylko stary Tobi miał na tyle odwagi, żeby przenieść porzucone ciało i godnie pogrzebać.
Wieczorem sam pochował rodaka. Wrócił w nocy i położył się na murku na podwórku, bo chciał odpocząć trochę na świeżym powietrzu.
Tobi był zmęczony i zasnął. Wtedy wpadły mu do oczu odchody wróbli, które miały gniazdo nad murkiem, co spowodowało infekcję.
Była ona tak silna, że mimo leczenia Tobi stracił wzrok i nie był w stanie pracować, by utrzymać żonę Annę i syna Tobiasza. Nie dość tego rzekomi przyjaciele dokuczali mu:
- Widzisz co się dzieje, gdy się robi dobre uczynki?
Ale Tobi nie stracił wiary: Również w nieszczęściu - mówił - trzeba ufać Bogu.
Właśnie wtedy Tobi przypomniał sobie, że zostawił na przechowanie sporo pieniędzy u swojego dalekiego krewnego Gabaela, który mieszkał w Radżi, na terenie Medii (dzisiejszy Iran). Odłożył je w czasach, gdy dobrze mu się powodziło, a teraz - będąc w trudnej sytuacji - musiał te pieniądze odzyskać.
Było to dziesięć talentów srebra, a każdy z nich ważył około trzydzieści pięć kilogramów. Pomyśl, jaka to była fortuna, zważywszy, że srebro było wtedy równie cenne jak złoto!
Tego trudnego zadania musiał podjąć się jego syn Tobiasz.
Towarzysz podróży
Kiedy Tobiasz dowiedział się, że musi odbyć tak długą podróż do nieznanego miejsca, trochę się przestraszył.
A jego matka - Anna, przestraszyła się jeszcze bardziej:
- A jeżeli nie wróci? A jeżeli napotka niebezpieczeństwa? Jak poradzimy sobie bez niego - źrenicy naszych oczu? - mówiła.
Tobi wysłał syna, żeby poszukał sobie towarzysza podróży, znającego dobrze okolice i który mógłby z nim wyruszyć.
Na głównym placu Niniwy Tobiasz znalazł anioła Rafała przygotowanego już, żeby mu towarzyszyć. Ale nie wiedział, że to był anioł.
- Szukam pracy - powiedział mu anioł. Tobiasz wypytał goę, czy dobrze zna drogi Medii i czy chce mu towarzyszyć. Nieznajomy okazał się ekspertem i był gotowy udać się w drogę więc zaprowadził go do domu, chcąc przedstawić ojcu.
Tobi pobłogosławił wędrowców, zaopatrzył ich w potrzebne rzeczy i dał im dokument, który mieli pokazać Gabaelowi, by odebrać pieniądze. I tak wyruszyli w daleką podróż. Poszedł też za nimi wierny pies, merdając ogonem.
Tobiasz bardzo dobrze czuł się z tym młodzieńcem, który był bardzo doświadczony, dotrzymywał mu towarzystwa i dawał rady.
Tobiasz stawał się dorosły: rozstał się z rodzicami, wyruszył w długą podróż, która była podobna do misji. Nie wiedział, co nowego wydarzy się w drodze.
Wieczorem pierwszego dnia wędrówki zatrzymali się na brzegu rzeki Tyger. Tobiasz chciał sobie umyć nogi i zanurzył je w wodzie. Nagle wielka, straszna ryba złapała go za stopę, chcąc ją pożreć.
Biedny Tobiasz już chciał krzyknąć z przerażenia, ale jego towarzysz powiedział: Złap ją! Nie pozwól jej uciec! No, dalej odwagi! Rafał, postępując jak to zwykle anioły, nie uspokoił ryby zamiast Tobiasza, ale udzielił mu dobrych rad, które pomogły przezwyciężyć niebezpieczeństwo.
Tobiasz słysząc jego słowa, wykazał się wielką odwagą i wyrzucił rybę na brzeg, przecież mogła być dobrym posiłkiem!
Ryba jako lekarstwo
- Teraz rozetnij ją - powiedział anioł - i wyciągnij serce, wątrobę i żółć, przydadzą się jako lekarstwo.
Tobiasz podzielił rybę, odłożył na bok serce, wątrobę i żółć i usmażył na rozżarzonych węglach kawałek ryby, który był bardzo miękki i smaczny.
Kiedy rankiem znowu wyruszyli w drogę, Tobiasz zapytał swojego mądrego towarzysza: Ale jakie może być lekarstwo w rybim sercu, wątrobie i żółci?
Anioł udzielił mu wyjaśnień, ale dla młodego Tobiasza brzmiały one dość tajemniczo. Było jednak coś, co szczególnie go uderzyło, mianowicie, że żółć leczyła "białe plamy" na chorych oczach. Natychmiast pomyślał o swoim niewidomym ojcu.
W dawnych czasach były tylko naturalne leki, które pozyskiwano z roślin i zwierząt. Anioł Rafał chciał powiedzieć, że do rozwiązywania problemów musimy wykorzystywać naszą wiedzę, a nie oczekiwać magicznych sztuczek. To Bóg wkłada nam do rąk narzędzia nauki, byśmy mogli mądrze z nich korzystać.
Walka z rybą przygotowała Tobiasza do nowego etapu w jego życiu. Tajemniczy towarzysz złożył mu taką oto propozycję:
- Wypada, abyśmy zatrzymali się u twojego dalekiego krewnego - Raguela. Ma on córkę o imieniu Sara. Możesz ją poprosić o rękę i wrócić z nią do twojego ojca.
Serce Tobiasza podskoczyło z radości: był już mężczyzną i mógł przyjąć na siebie obowiązki związane z małżeństwem.
Musicie jednak wiedzieć, że piękna Sara była nieszczęśliwa i płakała od rana do nocy. To właśnie ona wypowiedziała modlitwę, która dotarła do Pana Boga w tym samym dniu, co modlitwa Tobiasza.
Sarę prześladowało szczególne nieszczęście: siedmiu jej mężów zmarło w noc zaślubin. Ludzie mówili, że to straszny demon - Niszczyciel - uśmiercał ich, zanim zbliżyli się do żony.
Jednak Rafał i tym razem udzielił Tobiaszowi mądrych rad, by mógł pokonać również to niebezpieczeństwo.
Radosne dni
Bądź błogosławiony młodzieńcze za to, że chcesz pojąć za żonę moja nieszczęsną Sarę! - powiedział Raguel, gdy Tobiasz wyjawił mu swoje zamiary.
W sercu Sary znów rozgorzała nadzieja. Rozpoczęły się przygotowania do ślubu w wielkim stylu. Ojciec Sary obiecał nawet, że odda Tobiaszowi połowę swojego majątku, chociaż powinno być odwrotnie: to pan młody powinien ofiarować pieniądze, by zdobyć żonę. Jednak stary ojciec obawiał się, że również biednemu Tobiaszowi przeznaczona jest śmierć.
Wieczorem po zaślubinach Tobiasz przypomniał sobie słowa tajemniczego kompana. Spalił serce i wątrobę ryby, żeby przepędzić złe duchy i zaprosił Sarę do modlitwy:
- Żono moja - powiedział - stańmy przed Bogiem, prośmy o błogosławieństwo naszych zaślubin i ufajmy Mu, bo od niego nie pochodzi żadne zło.
Tak zrobili.
Kiedy rankiem wyszli zdrowi i szczęśliwi z sypialni, rozpoczęło się wielkie świętowanie. Zwykle uroczystości weselne trwały siedem dni, ale uradowany Raguel błagał Tobiasza, by został czternaście dni. - Potem odjedziesz z moją córką Sarą i połową mojego majątku - obiecał.
Rodzice Sary cieszyli się jej szczęściem, ale musieli równocześnie przygotować się na rozstanie z córką, która miała wyjechać do odległego miasta - Niniwy.
Tobiasz rozumiał uczucia teściów, ale myślał też o swoim starym ojcu, który czekał na jego powrót.
Dlatego powiedział Rafałowi (chociaż ciągle nie wiedział, że ma do czynienia z aniołem Bożym!): Bracie, zabierz ze sobą czterech służących i dwa wielbłądy i udaj się do Ragi, do Gabaela, który pilnuje pieniędzy mojego ojca. Pokaż mu te dokumenty, odbierz pieniądze i zaproś Gabaela na przyjęcie weselne.
Książka "Historia Tobiasza / Jak Maciek spotyka anioła, chociaż nie wyrusza w daleką podróż" - Mariateresa Zattoni, Gilberto Gillini - oprawa miękka - Wydawnictwo Salwator. Książka posiada 32 stron i została wydana w 2002 r.