pokaz koszyk
rozwiń menu
tylko:  
Tytuł książki:

Czwarta władza. Najważniejsze wydarzenia medialne III RP

Autor książki:

Witold Bereś

Dane szczegółowe:
Wydawca: Prószyński
Oprawa: miękka
Ilość stron: 428 s.
Wymiar: 160x230 mm
EAN: 9788372554154
ISBN: 83-7255-415-3
Data:2001-01-02
Cena wydawcy: 34.00 złpozycja niedostępna

Opis książki:

Dziesięć lat wolnego rynku wolnego słowa

Wszyscy pamiętamy tę scenę: zmartwiony Bob Woodward (w tej roli Robert Redford) do zaaferowanego Carla Bernsteina (Dustin Hoffman): - Brak nam dowodów. Gdybyśmy mieli chociaż jakiś świstek z adnotacją, że Hunt wypożyczał książki... Potem przez kilkanaście godzin mozolnie wertują setki tysięcy rewersów w Bibliotece Kongresu USA, szukając podpisu tego jednego niskiego rangą urzędnika. A wszystko po to, by podważyć jego zeznanie w innej sprawie. Ta z kolei doprowadzi do jeszcze innej, tamta do następnej i tak dalej. Wreszcie, po czterech łatach dziennikarskiego śledztwa prowadzonego na łamach "Washington Post", prezydent Richard Nixon zostanie zmuszony do podania się do dymisji. Tak zakończy się afera popularnie zwana aferą Watergate, która zaczęła się od złapania na gorącym uczynku pięciu ludzi włamujących się do siedziby szefa Partii Demokratycznej w Waszyngtonie. Na ich proces przyszedł właśnie Woodward. I tak to się zaczęło... (Hollywood i Alan Pakuła oczywiście natychmiast zrobili na tym wspaniały interes - i całkiem niezłe dzieło filmowe. Ale to już zupełnie inna historia).

Mit afery Watergate i dziennikarzy, którzy ją wytropili, bardzo szybko stał się żywym mitem światowego dziennikarstwa. Symbolem profesjonalnego investigative joumalism, a przy tym symbolem dziennikarstwa skutecznego. Skutecznego aż do zawrotu dziennikarskich głów i granic dziennikarskiej pychy: wpływu na odwołanie prezydenta najpotężniejszego kraju na świecie. I niezależnie od tego, do jakiego stopnia "sprawa Watergate" jest rzeczywiście znana i zrozumiała w środowisku dziennikarskim oraz niezależnie od tego, do jakiego stopnia RZECZYWIŚCIE miała wpływ na sytuację polityczną, wizja tak właśnie pojmowanego dziennikarstwa jest obowiązująca dla młodych dziennikarzy. Dotyczyło to szczególnie młodych demokracji, rosnących po upadku muru berlińskiego, a zwłaszcza - demokracji polskiej. To tu najszybciej zrealizowały się kanony nowoczesnego dziennikarstwa, pojmowanego jako służba prawdzie i wolności przy zachowaniu reguł profesjonalnego warsztatu. Trochę historii... Teoretycznie wydawać by się mogło, że wolne słowo zaistniało po raz ostatni 3 września 1939 roku, kiedy ukazały się ostatnie wydania specjalne największych dzienników, a odżyło dopiero w styczniu 1990 roku, kiedy to oficjalnie został zniesiony urząd cenzury prewencyjnej. Takie ujęcie byłoby jednak ogromnym nieporozumieniem. Po pierwsze, Polska była jedynym bodaj krajem okupowanej Europy, gdzie w czasie okupacji regularnie wychodził podziemny dziennik "Biuletyn Informacyjny". Po drugie, w latach powojennych nigdy nie doszło do całkowitego stłumienia wolności słowa - nawet w okresie reżimu stalinowskiego. Wolne dziennikarstwo w podporządkowanej Moskwie Polsce rozwijało się bowiem w specyficznych warunkach politycznych i kontekście historycznym. Choć Polska była jednym z nielicznych krajów komunistycznych, gdzie formalnie istniał urząd cenzury (podczas gdy w totalitarnej NRD czy Bułgarii go nie było), to jednak zakres wolności słowa był tu nieporównywalnie większy. Oczywiście mówiąc o wolności słowa, myślimy przede wszystkim o sołżenicowskiej dewizie wolności w komunizmie "żyć bez kłamstwa", o pewnej ograniczonej suwerenności w możliwości głoszenia swoich poglądów oraz (w zależności od okresu historii) o wolności informacji. I choć nie miejsce tu na szczegółowe analizy, istniały co najmniej cztery istotne czynniki budujące wolność słowa w okresie PRL. (Co ciekawe, w pewnym sensie wpłynęły one na nowy porządek informacyjny już po odzyskaniu suwerenności, po roku 1989). Były to: Kościół, partia komunistyczna, emigracja polityczna oraz zdolność społeczeństwa do samoorganizacji. Czynnik pierwszy to przede wszystkim siła polskiego katolicyzmu, który w warunkach polskiego Kościoła nie tylko dawał wolność duchową, ale i pole do działań społecznych tym rzeszom Polaków, dla których nie było miejsca w oficjalnych strukturach komunistycznego państwa. W ten sposób wolne słowo istniało najpierw w postaci katolickiego "Tygodnika Warszawskiego" (szybko zdelegalizowanego w 1948 roku) oraz oczywiście od marca 1945 roku w postaci krakowskiego "Tygodnika Powszechnego", noszącego podtytuł "Katolickie pismo społeczno-kulturalne".Ten drugi przykład, żywy po dziś dzień, to równocześnie piękny skrót historii walki o wolność słowa w Polsce. Najpierw postawienie na budowę Polski w nowych warunkach geopolitycznych, potem represje i charakterystyczna przerwa w wydawaniu w latach 1953-56, następnie zaangażowanie się w odwilż październikową, wreszcie czasy opozycji: podpisanie przez Jerzego Turowicza listu przeciwko cenzurze w 1964 roku, coraz śmielsze udostępnianie łamów opozycji politycznej, burza 1980-81, ponowne zawieszenie w stanie wojennym, po czym dynamiczny okres rozwoju aż po Okrągły Stół, którego obrady otwierał naczelny "Tygodnika". Do prasy oficjalnej, acz wolnej w powyższym sensie, należały też inne tytuły związane z Kościołem: na przykład miesięczniki "Znak" i "Więź", a w latach osiemdziesiątych "Powściągliwość i Praca", "W drodze" czy tygodnik "Niedziela". Wolne słowo działające w sferze wynikającej z siły polskiego katolicyzmu to również słowo poza zasięgiem cenzury. W latach pięćdziesiątych były to ho- milie kardynała Stefana Wyszyńskiego, masowo przepisywane na maszynie i sprzedawane na przykościelnych odpustach lub przekazywane sobie w tajemnicy z rąk do rąk, była to cyrkulująca w ten sam sposób i wbrew woli, a czasami nawet mimo utrudnień władz, literatura maryjno-religijna czy wreszcie fala podobnych wydawnictw na poły oficjalnych, lecz kościelnych, które towarzyszyły okresowi milenijnemu (1962-66). Czynnik drugi sprzyjający wolnemu słowu i wolnemu dziennikarstwu to stosunkowo silny i zawsze obecny w polskim ruchu komunizującym nurt kontestacyjny czy - jak mówili zwolennicy władzy za wszelką cenę - rewizjonistyczny. W połączeniu z polską tradycją wolnościową pozwalał on właściwie na każdym etapie wytyczać (czasami całkiem spore) pola wolności. Po raz pierwszy zaznaczył się w okresie przesilenia odwilżowego w latach 1955-57. Do czołowych - dziś już wręcz symbolicznych - tytułów należał tygodnik "Po prostu", silnie lewicujące i kontestujące pismo. W pewnym momencie doszlusowało do niego kilka innych tytułów i nawet zamknięcie tego tytułu jesienią 1957 roku nie zamknęło ust dziennikarzom - komunizującym kontestatorom. Najlepszym przykładem tego rodzaju prasy stał się tygodnik "Polityka", dzieło Mieczysława F. Rakowskiego, powszechnie przyjmowany jako pismo mające być wentylem politycznym po zniknięciu "Po prostu", a które to pismo bardzo szybko stało się ośrodkiem wyraźnie forującym partyjnych liberałów. W ćwierć wieku później, w roku 1981, znakomitym przykładem dziennikarstwa wysokiej próby wyrastającego z ruchu wewnątrzpartyjnego był dziennik "Gazeta Krakowska" redagowany przez Macieja Szumowskiego. Trzeci czynnik kształtujący wolne słowo w Polsce stanowiły silne ośrodki emigracji politycznej. Początkowo był rzecz jasna Londyn i "Wiadomości" prowadzone przez wielkiego Grydzewskiego, później Monachium i Radio Wolna Europa, gdzie ogromną rolę odegrał Jan Nowak-Jeziorański, oraz Paryż i Jerzego Giedroycia "Kultura" z Maisons-Lafitte. Dla wolności słowa w kraju szczególne znaczenie miały te dwa ostatnie ośrodki. O ile, zwłaszcza w pierwszych latach powojennych, w Londynie koncentrowała się praca ośrodków wysyłających do kraju wolną prasę, a czasem wręcz emisariuszy (słynna, na poły szpiegowska, afera Bergu), o tyle "akcent misyjny" w służbie wolnego słowa wzięły na siebie Instytut Literacki Paryż oraz RWĘ. Jako jeden z przykładów można wymienić wysłanie nad Polskę za pomocą balonów CIA tysięcy broszur z zeznaniami Józefa Światły w latach 50. oraz przemyt innych broszur politycznych w latach następnych. Jednak największe znaczenie miało codzienne nadawanie do Polski wielogodzinnego programu informacyjnego RWĘ o silnej wymowie politycznej. Z kolei paryska "Kultura" wzięła na siebie - choćby z racji tego, że to miesięcznik - przede wszystkim rolę polityczno-opiniotwórczą oraz kulturalną. Ten model, przy swojej jednoznaczności politycznej, był tym bardziej ciekawy dla dopiero kształtujących się w Polsce, a powszechnych w cywilizacji zachodniej, wzorów niezależnego dziennikarstwa, ponieważ promował myśl niezawisłą od zmieniającej się koniunktury politycznej, a zawsze nieodmiennie na wysokim poziomie intelektualnym, merytorycznym i warsztatowym. Wreszcie czynnikiem czwartym, last but not least, szalenie istotnym dla bu- dowania systemu wolnego słowa w Polsce, był sam opór polskiego społeczeń- stwa przybierający formy zorganizowane poza kościelnym, a tym bardziej państwowym, systemem. Faktyczna siła tej samoorganizacji bywała rzecz jasna różna w zależności od okresu historycznego. Najpierw były więc organizacje podziemne publikujące swe biuletyny aż do roku 1950, z którego to roku datuje się ostatni znany mi egzemplarz prasy niezależnej ("Biuletyn Ruchu Wolność i Niepodległość"). Następne lata, choć presja terroru była przemożna, to z kolei tak zwana niezależna literatura jarmarczna, jaką na przykład były przepisywane na maszynie senniki czy przedwojenne romansidła (znanym przebojem targowisk była "Trędowata"). Znaczenie takich materiałów dziś wydawać się może wątpliwe, warto jednak pamiętać, że "powielanie i rozpowszechnianie literatury burżuazyjno-dekadenckiej" kwalifikowane byle w ówczesnych latach jako "szeptana propaganda, zmierzająca do obalenie ustroju", za co odpowiadało się niemal tak, jak za działalność polityczną. U schyłku lat 60. pojawiły się pierwsze przykłady stricte politycznego wolnego dziennikarstwa. Najpierw marzec roku 1968 przyniósł falę studenckich maszynopisów. Koniec lat 60. to grupa "Ruch" organizowana między innymi przez braci Czumów i Stefana Niesiołowskiego, która na powielaczu wydała kilka numerów swojego pisma, a została skazana za rzekomy terroryzm. Gierek swoją epokę otworzył również sprowadzeniem pierwszych urządzeń kopiujących i poligraficznych. Coraz częściej zaczęły się pojawiać kserokopie emigracyjnych książek. Jednak początki zorganizowanego społecznego i niezależnego ruchu wydawniczego sięgają wiosny 1976 roku, kiedy to Piotr Jegliński sprowadził do Lublina powielacz z zamiarem uruchomienia podziemnego wydawnictwa. W ten sposób jeszcze przed czerwcem 1976 roku ukazał się "Folwark zwierzęcy" George a Orwella. Po radomskich protestach robotników powstał Komitet Obrony Robotników, a we wrześniu tego samego roku ukazał się pierwszy numer "Biuletynu Informacyjnego KOR-u", początkowo przepisywany na maszynie w Warszawie, a potem powielany w Lublinie. W rok później (1977 jest datą przyjmowaną za początek wolnego ruchu wydawniczego) powstała tam Nieocenzurowana Oficyna Wydawnicza NOWA, która za sprawą Mirosława Chojeckiego przeniosła się potem do Warszawy, gdzie przyjęła ostateczną nazwę "Niezależna Oficyna Wydawnicza". Wkrótce zaczęły powstawać kolejne wydawnictwa; w Warszawie "Głos", z którego później wyłonił się "Krąg", następnie "Wydawnictwo 3 Maja" (do dziś istniejące pod nazwą "Rytm"), w Lublinie "Spotkania", w Krakowie "Krakowska Oficyna Studentów" (do dziś istniejąca pod nazwą "Oficyna Literacka"). Pojawiły się też pierwsze pisma: "Res Publica" (dziś ukazująca się legalnie, z tytułem "Res Publica Nowa"), "Glos", "Puls" czy najgłośniejsze z nich - kwartalnik literacki "Zapis", gdzie publikowali Andrzejewski, Barańczak, Drawicz, Nowakowski, Michnik i wielu innych, oraz kwartalnik polityczny "Krytyka". Szacuje się, że do sierpnia 1980 roku ukazywało się około 200 pism, wyszło ponad 300 książek i broszur, działało około 35 wydawnictw. Jednak prawdziwy wybuch wolnego słowa to oczywiście szesnaście miesięcy pierwszej "Solidarności". Dość powiedzieć, że liczba tytułów pism wydawanych poza oficjalnym obiegiem wzrosła do 3,5 tysiąca, wydawnictw do blisko 160, a wydanych tytułów książkowych do 2,5 tysiąca. Jeśli doliczyć do tego wydawnictwa oficjalnego obiegu, ale przy tym przestrzegające norm wolnej prasy, to kto wie, czy nie okaże się, że okres 1980-81 należy do najbardziej rewolucyjnych w historii mediów całego świata. Paradoksalnie, jakościowa zmiana w strukturze i funkcjonowaniu systemu wolnej prasy nastąpiła po roku 1981. Co prawda nawet w szczytowym momencie "wojennego" drugiego obiegu (przełom 1982/83) łączna liczba wydawnictw była około trzech razy mniejsza niż dwa lata wcześniej, jednak bardzo szybko podniósł się poziom merytoryczny pism spoza obiegu oficjalnego, stały się one bardziej profesjonalne, mniej upolitycznione i - w pewnym sensie nastąpiła normalizacja pracy dziennikarsko-wydawniczej. W ten sposób coraz częściej domeną wolnego słowa bywała nie propaganda i walka z kłamliwą ideologią, lecz prezentacja ważnych doświadczeń intelektualnych współczesności i świadome zacieranie granic pomiędzy tym, co oficjalne, a tym, co nielegalne. W ten sposób pojawiły się opracowania literackie, naukowe, edukacyjne, a także - znakomitym przykładem tutaj "Tygodnik Mazowsze" czy "Tygodnik PWA" - wysokiej próby dziennikarstwo. Istotnym elementem dopełniającym obraz sytuacji była bardzo liberalna polityka władz, w ramach której nie tylko pisma dotychczas trwale sytuujące się poza systemem, ale i media systemowe, drukowały coraz więcej wartościowych materiałów.

Wyjąłkowość okresu po roku 1989 A jednak, pomimo tak silnie obecnego wolnego słowa i niezależnego (w różnym stopniu) dziennikarstwa, powszechnie przyjęło się twierdzenie, że wolna prasa nadeszła wraz z wolną Polską, a zatem mniej więcej około połowy roku 1989, w okolicach zwycięskich dla "Solidarności" wyborów czerwcowych. Przy wszystkich zastrzeżeniach - uznać trzeba, że jest to twierdzenie bardzo prawdziwe. Cóż bowiem było rzeczywistym wyróżnikiem i gwarancją istnienia wolności słowa i powstawania naprawdę wolnych, nieskrępowanych przez monopolistycznego suwerena państwowego, materiałów dziennikarskich Oczywiście wyróżniki były dwa: demokratyczny system polityczny pozwalający na bezkrwawe przesunięcia we władzy i oddawanie jej w pokojowy sposób przedstawicielom innej opcji politycznej, oraz element drugi, kto wie czy nie decydujący: działanie wolnego rynku. Czym bowiem różnił się zakres nawet najbardziej wolnego i niezależnego dziennikarstwa w Rzeczypospolitej Drugiej i Pół od tego, którym dysponujemy w Rzeczypospolitej Trzeciej A zatem po pierwsze: niestabilnością układu politycznego. Wolne słowo i jego zakres wynikały w prostej linii z politycznych ustępstw rządzącej władzy (nieodmiennie tego samego charakteru, pomimo wszelkich przetasowań i różnic w stopniach ideologiczności poszczególnych ekip komunistycznych). Był to więc czynnik niezależny od samych dziennikarzy. Ale z tego wynikał też czynnik w pewnym sensie zależny od nich, który można by nazwać rewolucyjnym uniesieniem. Nawet w czasach, gdy następo- wał kolejny polityczny przełom, najbardziej niezależne i wolne dziennikarstwo stawało się dziennikarstwem upolitycznionym a rebour, głównie walczącym z władzą, dziennikarstwem de facto kiepskim profesjonalnie. Po drugie: nawet stosunkowo najnormalniejszy okres w dziejach wolnego słowa, jakim był schyłek lat 80., kompletnie nie poddawał się weryfikacji czytelnika. W systemie totalnego niedoboru (nawet oficjalnej prasy) i niemal absolutnej kontroli cen padały najbardziej szczytne założenia dziennikarskie. Czasami zostawało albo ideowe i nachalne zaślepienie, albo artystowskie pięknoduchostwo, albo nawet i wybitna, profesjonalna żurnalistyka - tyle że wszystkie te rodzaje podlegały jednemu bardzo istotnemu ograniczeniu - były dotowane. Dotowane w różny sposób. Najczęściej z pomocą systemów rozwiniętego Zachodu (w tym zachodnich dziennikarzy, zachodnich fundacji i organizacji, ale i zachodnich służb specjalnych). W dużej mierze - z pomocą niezależnych struktur politycznych działających w kraju, głównie w oparciu o pieniądze "Solidarności", także dzięki pomocy finansowej polskiej emigracji politycznej. Ale również - paradoksalnie - dzięki dotacjom rządowym. Jaki bowiem był faktyczny koszt wydrukowania jednego pisma drugoobiegowego, przy korzystaniu (nawet wraz z łapówkami i dojściami) z papieru reglamentowanego, którego cena była dotowana Tego dziś nie sposób wyliczyć. Zatem choć wolne dziennikarstwo w Polsce (w różnym natężeniu, rzecz jasna) istniało od lat, to jednak o wolnej prasie możemy mówić dopiero w chwili formalnego przełamania politycznego rządzących komunistów, zdemonopolizowania państwa oraz urynkowienia gospodarki. Jasne jest zatem, że mówić należy o roku 1989. Czy będzie to data zwycięskich wyborów z 4 czerwca, czy data sformowania nowego rządu Tadeusza Mazowieckiego, czy może dopiero uchwalenie przez Sejm kontraktowy pakietu reform tak zwanego planu Balcerowicza Nie jest to istotne. Ważne, że wraz z końcem stulecia mija około dziesięciu lat od chwili, gdy obywatele Rzeczypospolitej zaczęli korzystać z (pełnego zalet i wad) wolnego słowa w systemie wolnych mediów działających na wolnym rynku. A dla czysto technicznego ułatwienia można przyjąć jedną datę graniczną -wydanie pierwszego numeru "Gazety Wyborczej", pierwszego niezależnego dziennika na wschód od Łaby po 44 latach od zakończenia drugiej wojny światowej. Tytuł ten ważny jest również z jeszcze jednego powodu: nim właśnie dokonano pierwszego kroku w demonopolizacji rynku prasy.

Najważniejszym jednak dziedzictwem wyniesionym przez wolne dziennikarstwo w Polsce z epoki komunistycznej było, poza naturalnym dla mediów dziennikarstwem śledczym, silne przekonanie o misji medialnej. Misji kulturalnej, edukacyjnej, politycznej wreszcie. Ta misyjność wydaje się szczególną cechą różniącą media polskie od mediów zachodnich, w których - choć rzecz jasna misyjność obecna jest również, to jednak dominuje rynkowe traktowanie produktów pracy dziennikarskiej. Materiały dziennikarskie są zatem przede wszystkim towarem, który ma swoją wartość produkcyjną i cenę rynkową. Oczywiście, w przeważającej liczbie wypadków to korzystna różnica - wszak nawet najbardziej wystrzałowy polski dziennik bulwarowy, "Super Express", nie posuwa się do skrajnych i niesmacznych chwytów typowych na przykład dla brukowców niemieckich. A założenie edukacyjne, tak widoczne w wielu, nawet wysokonakładowych tytułach, może tylko cieszyć - wszak mimo to (a może dzięki temu ) odnotowują wysoką sprzedaż tytułu. To zresztą dzięki owej misyjności na liście "stu najważniejszych materiałów dziennikarskich" znajdują się poważne kulturalne eseje, trudna publicystyka czy ambitne wywiady. Ale bywa i tak, że deklarowana "misyjność" przykrywa nieudolność warsztatową, miałkość myśli czy wręcz zamienia się w nachalną propagandę kulturalną, środowiskową czy polityczną. Z tego oczywiście nie można się cieszyć, ale też nie sposób nie zauważyć, że jest to stosunkowo mała cena jak na rozwinięty rynek mediów.

Wolność słowa nade wszystko W Polsce czasów PRL publiczne skandale obyczajowe były równie egzotyczne jak ananasy. Odwrotnie niż na Zachodzie: najpierw było przesilenie polityczne, a potem niedawni towarzysze obrzucali błotem i kłamstwem niedawnych wspólników: miał "krwawy Maciej Szczepański" mieć półnagie hostessy, a tow. Stasia Gierkowa "rembrandty". A kiedy gen. Jaruzelski chciał usunąć Stefana Olszowskiego, na posiedzeniu Komitetu Centralnego zorganizowano polowanie z nagonką, ujawniając, iż tow. O. ma romans i w dodatku pozamałżeńskie dziecko, co miało być obrzydliwe z punktu widzenia moralności socjalistycznej. W pierwszych latach nowych porządków afer gospodarczych było co niemiara, ale tematów godnych dziennika "The Suń" brakło. Kwestia przypadku, tradycji czy braku okazji Rzeczywiście - znane są przykłady, gdy wolność słowa przekracza granice przyzwoitości, dając czasami objawy wręcz chorobliwie (przykład paparazzich, fotografów polujących na zdjęcia sławnych ludzi w intymnych sytuacjach). Pozornie, głosy argumentujące za zakazem tego typu żurnalistyki w Polsce nie byłyby więc pozbawione sensu. Tak, pewnie nie jest to dziennikarstwo budujące, ale też nie każdy musi je uprawiać i korzystać z niego, a w sytuacji, kiedy przez pół wieku społeczeństwo pozbawione było wolnego słowa, każda próba ograniczenia może grozić poważnymi następstwami w sferze mentalnej. Poza tym: dlatego, że demokracja i wolny rynek dopiero docierają się w Polsce, mamy do czynienia z rozmaitymi zagrożeniami: od katolickich fundamentalistów po populistyczną lewicę. W tej sytuacji szczególną rolę odgrywać winny media, nieustannie kontrolując elity polityczne i patrząc im na ręce - każdy tytuł jest tu niezbędny i pożyteczny, choćby nazywał się "Nie". Zresztą nie chodzi tylko o okres przejściowy - po doświadczeniach z cenzurą lepiej, aby wolności słowa było za dużo niż za mało. Oczywiście niezbędnym warunkiem jest porządek prawny i takie regulacje, które umożliwią skuteczne ściganie tego wolnego słowa, które ingeruje w wolność jednostki, a więc każdego pomówienia i kłamstwa. Uzyskanie wolności politycznej, a co za tym idzie wolności słowa, pociągnęło za sobą oczywiste konsekwencje wpływające na zakres korzystania z owej wolności. Od wolności w naturalny sposób ograniczanej przez wydawców i właścicieli mediów, poprzez wolność ograniczaną przez prawo i obyczaje (dysputy na ten temat ciągnęły się przez cały dziesięcioletni okres III RP) aż po element najważniejszy: wolność samoograniczaną przez siebie. W dużym skrócie rzecz polega na wewnętrznym i nierozwiązywalnym konflikcie między osądem prywatnym, który jest rdzeniem wolności, a odpowiedzialnością jednostki wobec społeczeństwa, która z tej wolności często czyni ciężar. "Wolność musi być. ograniczona, by mogła zostać osiągnięta" (Edmund Burkę, "List do Szeryfa Miasta Bristol"). Prasoznawca, profesor Jerzy Mikułowski-Pomorski akcentował ten problem inaczej w wypowiedzi dla "Tygodnika Powszechnego": Wolność nigdy nie powinna ulec ograniczeniu, natomiast jak najszybciej powinna się zwiększyć ilość rozumu w dziennikarstwie. Wszystko mieści się w pojęciu odpowiedzialności, która winna być zawarta w swego rodzaju kodeksie moralności dziennikarskiej połączonej z szanowaniem wartości państwa. Co prawda źle się to może kojarzyć, bo kiedyś było to rozumiane jako chęć obrony socjalizmu, sądzę jednak, że należałoby przywrócić szacunek słowu "państwo". Chciałbym też, aby czytelnicy wyrobili sobie opinię o odpowiedzialności redaktorów naczelnych, by zadecydowała presja czytelników, a nie paragrafy. By znalezienie raz czy drugi nierzetelności w gazecie spowodowało, iż jeżeli pojawi się tekst rzetelny, to czytelnik już nie uwierzy i gazetę wyrzuci do kosza. Natomiast niczego nie należy zakazywać, tym bardziej że coraz częściej widać, że istnieje ogromny rozziew między opinią publiczną wykazywaną w sondażach a opinią polityków. Gdyby zabrakło w tej sytuacji gazet artykułujących inne opinie, to kto wie, do czego mogłoby dojść... Wszystkie media, również te w najbardziej stabilnych i dojrzałych demokracjach, chętnie obwiniamy o wszelkie możliwe (prawdziwe i urojone) grzechy. Mają więc być pyszne, chciwe zysków, nieczyste, czyli brukowe, zazdrosne, nieumiarkowane, gniewne i leniwe. Przyznać trzeba, że często owe zarzuty są uzasadnione - współczesna historia świata pełna jest przykładów łamania przez media ludzkich biografii, często nie tylko w sposób bestialski i nieuzasadniony, ale i kłamliwie. Śmierć lady D. zaszczutej przez paparazzich, zippergate Clintona obłudnie podchwycony przez media całego świata czy lekceważąco drukowane w polskiej prasie dokumenty mające świadczyć o czyjejś paskudnej przeszłości - to wszystko jedna strona tego samego medalu. A co dopiero, gdy dopisać do niej po polskiej stronie rażące błędy warsztatowe czy uwikłania polityczne dziennikarzy... Ryszard Kapuściński tak ujmuje dzisiejsze zagrożenia płynące ze strony mediów: Media dziś pełnią podwójną rolę: to jest bóg o dwóch obliczach. Jest źródłem informacji, ale nie tylko informacji, bo wpływa też na kształtowanie myślenia masowego odbiorcy, który jest odbiorcą 99 procent telewizji, więc w tym sensie odgrywa rolę integrującą. Publiczność dostaje dokładnie to, co chce dostać, gdyby tego nie miała, to nie będzie oglądać, nie będzie płacić, nie będzie reklam i firma tbankrutuje. Trzeba zatem ciągle trafiać w gusta publiczności, a one z kolei są kształtowane przez media; to oczywiście dzieje się bardzo finezyjnie, na zasadzie dopasowania się gustów i dzięki temu, ze nadszedł czas cywilizacji telewizyjnej. A z drugie] strony przyspieszeniu obiegu informacji towarzyszy zupełne jej spłycenie, to znaczy pokazywany jest jakiś fragment rzeczywistości zupełnie wyrwany z kontekstu. W tym sensie media odgrywają rolę dezintegrującą, sprowadzając wszystko do jednego znaku. Można wręcz powiedzieć, ze niegdysiejsza funkcja cenzury została zastąpiona systemem filtracji - wiemy tylko to, co szefowie mediów chcą nam pokazać. Nic więcej (za "TP"). A jednak media to jeden z ważniejszych, jeśli nie najważniejszy wyznacznik nowej ery - multimedialnej ery informacji i informatyki, która niczym śniegowa kula rośnie z każdym rokiem od chwili upadku muru berlińskiego i tak naprawdę nikt nie wie, jak media będą wpływać na cywilizację za 10-15 lat. Próba oceniania ich jest w gruncie rzeczy próbą oceny naszego świata i w podtekście niesie za sobą przesłanie "zmieniajcie ten świat na lepszy". Po pierwsze jednak - choć to truizm - ten świat to również świat mediów, jest taki jak dzisiejsze społeczeństwa, jak my sami. Po drugie - i to jest szczególnie istotne - trawestując na potrzeby dziennikarstwa pewne znane powiedzenie: "Filozofowie starali się ten świat zmieniać, idzie jednak o to, aby go rzetelnie opisać". Opisać, a więc zrozumieć, zastanowić się, dostrzec ogólniejsze tendencje i mechanizmy. Dlatego tak ważne jest nie tyle nieustanne narzekanie na media, ile próba opisania ich i zrozumienia.

Jest jeszcze jeden aspekt mediów, szczególnie istotny we współczesnej Polsce. I choć oczywiście autor jest w jakimś sensie stroną sporu o media (od lat jest z nimi związany), to stara się patrzeć na nie również jako widz. Wówczas okazuje się, że wielką wartością jest przejawiająca się w nich różnorodność postaw, mód, opinii, barwność i niespodzianki codziennego życia, w których nawet wróg ideowy bywa ciekawy. A co dopiero mówić o mediach w aspekcie wolnego rynku. Cóż bardziej krzepiącego dla zwolenników ojców demokracji i ojca niewidzialnej ręki niż widok kwitnących (czasem padających) tytułów, sprzedających się gazet, rozgłośni radiowych kipiących pomysłami przyciągającymi słuchaczy oraz stacjami telewizyjnymi oferującymi widzom czasem wymyślną grę intelektualną, a czasem (częściej) trywialną rozrywkę. Z tego punktu widzenia różnorodność polskich mediów, łącznie z prawem do ich wielkich triumfów, ale i spektakularnych porażek czy błędów, jest wyznacznikiem wolności politycznej kraju, wolności obywatelskiej człowieka, wolności myślenia. Po latach nudy, cenzury i politycznej zawisłości okres dziesięciolecia 1989-1999 jest nie tylko ożywczym okresem zdolności kreatywnych polskiego społeczeństwa, ale i dowodem na siłę idei społeczeństwa otwartego. Niniejsza książka jest niewątpliwie efektem fascynacji różnorodnością i silą wolnego wreszcie świata mediów. Zamierzeniem autora nie było więc wartościowanie poszczególnych ważnych wydarzeń w świecie mediów (choź nieraz nie uda się uciec od własnych, subiektywnych opinii), ale ich opisanie i nakreślenie towarzyszącego im tła. Chwyt formalny organizujący książkę jest czytelny: "Największe wydarzenia dziennikarskie dziesięciolecia III Rzeczypospolitej". Ale ten formalny, a jednocześnie bardzo subiektywny chwyt przy bliższym oglądzie może wzbudzić rozmaite zastrzeżenia: czytelnicze, dziennikarskie, środowiskowe i polityczne wreszcie. Uprzedzając je choćby w części, warto wytłumaczyć kilka podstawowych zasad konstrukcyjnych książki. Dokonując wyboru najważniejszych wydarzeń dziennikarskich, autor sięgał do trzech zasadniczych kategorii medialnych. Pierwsza - to ważna publicystyka, częstokroć mająca swoje następstwa polityczne (jak np. słynny tekst Michnika "Wasz prezydent, nasz premier") lub przynajmniej wzbudzająca w mediach szeroki odzew i dyskusje (publicystyka Jacka Żakowskiego). Druga kategoria to klasyczne dziennikarstwo śledcze, tropiące nadużycia i kłamstwa popełniane przez osoby publiczne (np. afera Bogatina czy tzw. afera żelatynowa). Kategoria trzecia to materiały wnikliwie opisujące rzeczywistość, w tym ważne wydarzenia historyczne i społeczne. Tu zatem znajdzie się miejsce na dopełnienie tzw. afery Oleksego, ujawnienie listy domniemanych agentów SB czy ważne reportaże opisujące polską rzeczywistość. Oczywiste jest, że zawsze istotna była jakość warsztatowa powstałych materiałów. Przede wszystkim trzeba jednak pamiętać, że książka ta jest subiektywnym zapisem historii polskiej prasy w ostatnim dziesięcioleciu. Pamiętając jednak o subiektywności własnych sądów, autor dokładał starań, aby przedstawić cały wachlarz polityczny, środowiskowy i regionalny polskich mediów. A mimo to nie sposób było się opędzić od myśli, że wiele spośród nich z racji przyjętej formuły nie znajdzie się w książce, podobnie jak nie znaleźli się w niej wszyscy wybitni współcześni dziennikarze. Na koniec powiedzieć trzeba wyraźnie, że te blisko sto cytowanych materiałów dziennikarskich niekoniecznie oznacza listę bezwzględnie najlepszych i najważniejszych, które pojawiły się w polskich mediach w ostatnim dziesięcioleciu, lecz jest raczej pewną ramą, w którą można ująć historię ostatniego dziesięciolecia.

Książka "Czwarta władza. Najważniejsze wydarzenia medialne III RP" - Witold Bereś - oprawa miękka - Wydawnictwo Prószyński.

Spis treści:

WSTĘP: Dziesięć lat wolnego rynku wolnego słowa

1989
JERZY TUROWICZ: Przemówienie na otwarcie obrad Okrągłego Stołu; 6.02.1989
REDAKCJA: [wstępniak do pierwszego numeru], „Gazeta Wyborcza" nr l, 8.05.1989
STEFAN KISIELEWSKI: „Sam sobie sterem: Złe ptaki i prorocy przy urnie"; „Tygodnik Powszechny" nr 26,18.06.1989
ADAM MICHNIK: „Wasz prezydent, nasz premier"; „Gazeta Wyborcza" nr 40, 3.07.1989
TIMOTHY GARTON ASH, LAJOS KIŚ, ADAM MICHNIK: „Tysiąc słów"; „Gazeta Wyborcza" nr 44/„Magyar Nemzet"/„The Independent"/„El Pais`7 „Siiddeutsche Zeitung" 8.07.1989
REDAKCJA: [Komentarz do kazania Prymasa na Jasnej Górze]; „Przegląd Wiadomości Agencyjnych" nr 36, 9.09.1989 + REDAKCJA: „Bez komentarza: tak mówi Prymas"; „Promieniści" nr 40,13.02.1989 + DYSKUSJA RADIOWA: „W sprawie Karmelu"; Radio Wolna Europa, Monachium, 17.09.1989
ADAM KRZEMIŃSKI rozmawia z ERICHEM HONECKEREM: „Młot, kłos i cyrkiel"; „Polityka" nr 36, 9.09.1989
LECH WAŁĘSA: „Przemówienie przed Kongresem USA";VoA, RWĘ, Polskie Radio pr. I, TVP1 - 5.10.1989
JOANNA SZCZEPKOWSKA: wypowiedź w DTV; „Dziennik Telewizyjny" TVP1, godz. 19.30,28.10.1989
JACEK SNOPKIEWICZ i zespół: pierwsze wydanie „Wiadomości"; „Wiadomości" TVP1, godz. 9.30,18.11.1989
PIOTR WIERZBICKI: „Familia, świta, dwór"; „Tygodnik Solidarność" nr 23 (60);10.11.1989

1990
JANUSZ JANKOWIAK: „Plan Balcerowicza miesiąc pierwszy";„Gazeta Wyborcza" nr 24; 7.02.1990
ANDRZEJ SZCZYPIORSKI: „Demokracja to nie tylko większość. List otwarty do premiera rządu RP"; „Gazeta Wyborcza" nr 66,19.03.1990
EDWARD GIEREK i JANUSZ ROLICKI: „Przerwana dekada"; wydawnictwo Polska Oficyna Wydawnicza BGW, Warszawa 1990
Ks. JÓZEF TISCHNER: „Homo sovieticus między Wawelem a Jasną Górą"; „Tygodnik Powszechny" nr 25, 24.06.1990
JERZY JACHOWICZ: „Spec od prowokacji"; „Gazeta Wyborcza", 28.09.1990
AGNIESZKA KUBLIK rozmawia z TYMIŃSKIM: „Stan Tymiński: kandydat na prezydenta"; „Gazeta Wyborcza" nr 283, 5.12.1990
1991 WOJTEK BOCKENHEIM: „Przez żyłę do serca"; „bruLion" nr 16/1991

1992
JACEK LESKI: „Ryzykowne akcje za 450 miliardów"; „Gazeta w Lublinie", lokalny dodatek „Gazety Wyborczej"; 13.01.1992
HANNA KRALL: „Portret z kulą w szczęce"; „Gazeta Wyborcza", 7.03.1992
JAROSŁAW KURSKI: „Wódz - przedostatni rozdział"; „Gazeta Wyborcza" nr 95, 22.04.1992
JAN OLSZEWSKI: Wystąpienie telewizyjne; TVP1 oraz TVP2, 4.06.1992, godz. 23.30
JAN NOWAK-JEZIORAŃSKI: „Polska z oddali - o Kuklińskim"; TVP1, 5.10.1992,godz. 20.00
RYSZARD KAPUŚCIŃSKI: „Skacząc przez kałuże" (fragmenty „Imperium"); „Gazeta Wyborcza" nr 263, 7.11.1992
JAGIENKA WILCZAK: „Krew w termosie"; „Polityka" nr 43; 24.10.1992
ANASTAZJA POTOCKA (oprać. Jerzy Skoczyłaś): „Erotyczne immunitety"; wydawnictwo Refleks/BGW, Warszawa, 1992

1993 MARIUSZ SZCZYGIEŁ: „Onanizm polski"; „Gazeta Wyborcza" nr 165, 17.07.1993
REDAKCJA: „Lista konfidentów", „Gazeta Polska" nr 4, czerwiec 1993 + REDAKCJA: „Konfidenci bezpieki z listy Milczanowskiego", „Gazeta Polska" nr 22,2.06.1994

1994 MACIEJ GORZELIŃSKI, PIOTR NAJSZTUB: „Korupcja w policji poznańskiej"; „Gazeta Wyborcza", 5.03.1994
JACEK ŻAKOWSKI: „Coś w Polsce pękło, coś się skończyło"; „Gazeta Wyborcza" nr 89,16.04.1994
ANDRZEJ ROMANOWSKI: „Jestem sam jeden"; „Tygodnik Powszechny" nr 13, 27.03.1994 + JANUSZ TAZBIR: „Kościuszko na każdą okazję" (część I);„Gazeta Wyborcza" nr 70, 24.03.1994
JERZY BACZYŃSKI: „Panie premierze Pawlak, proszę podejść do płotu"; „Polityka",17.09.1994
JERZY URBAN: „Jakie pyszne gówno"; „Nie" nr 39, 29.09.1994
ERYK MISTEWICZ, ARTUR WITOSZEK: „Femme fatale premiera"; „Wprost", 20.11.1994

1995
ANDRZEJ WOYCIECHOWSKI: „Na każdy temat - bezdomni"; Polsat, 26.01.1995,godz. 22.10
JAN PAWEŁ n: „List Ojca Świętego Jana Pawła n do Jerzego Turowicza"; „Tygodnik Powszechny" nr 20,14.05.1995 + JERZY TUROWICZ: „Dobro i zło w Kościele"; „Tygodnik Powszechny" nr 20,14.05.1995
ROMAN GRACZYK: „Znak sprzeciwu, znak przymusu"; „Gazeta Wyborcza" nr 151,1.07.1995
STANISŁAW TYCZYŃSKI: [plakat „Polityka albo zdrowie. RMF FM"]; r.wrzesień 1995
ADAM MICHNIK & WŁODZIMIERZ CIMOSZEWICZ: „O prawdę i pojednanie"; „Gazeta Wyborcza" nr 210, 9.09.1995
ANDRZEJ KWIATKOWSKI, JAN NOWAK-JEZIORAŃSKI, JERZY MAREK NOWAKOWSKI, ANDRZEJ URBAŃSKI, WIESŁAW WALENDZIAK, TOMASZ WOŁEK, SŁAWOMIR ZIELIŃSKI: Debata telewizyjna Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Wałęsy; TVP l, 12.11.1995, godz. 20.10 (oraz MAREK BARAŃSKI: „Z więzienia na szefa komitetu Wałęsy"; „Nie" 45/1995; PIOTR WYSOCKI, RAFAŁ SZUBSTARSKI: „Czerwona pajęczyna. Kwaśniewska, Oleksowa, Gorywoda, Sadowski..."; „Życie Warszawy", 28-29.10.1995; GRAŻYNA DOBROŃ: Wywiad z Aleksandrem Kwaśniewskim, program III Polskiego Radia; 16.10.1995)

1996

MAŁGORZATA ZIĘTKIEWICZ: [relacja spod Pałacu Prezydenckiego]; „Panorama" TVP2, godz. 21.03,19.12.1995
(oraz ALEKSANDER FRYDRYCHOWICZ: „Polowanie na czarownice. Rozmowa z płk. Henrykiem Bosakiem"; „Trybuna" nr 3, 4.01.1996; KRZYSZTOF SKOWROŃSKI w rozmowie z Józefem Oleksym; Radio Zet, 5.01.1996; ZBIGNIEW HERBERT: „Bezradność" (wiersz);„Tygodnik Solidarność" nr l, 7.01.1996; Komentarz redakcyjny: Premier Józef Oleksy powinien odejść; „Rzeczpospolita" nr 5, 7.01.1996; JERZY JACHOWICZ: Operacja Majorka;„Gazeta Wyborcza" nr 11, 13.01.1996; JANECKI: „Wielka gra"; „Wprost" nr 3, 21.01.1996; PAWEŁ DĘBSKI: „Agent Marek Król"; „Dziennik Poznański", 22.01.1996; JACEK KUROŃ, KAROL MODZELEWSKI: Do partii politycznych o kryzysie państwa (list otwarty); „Gazeta Wyborcza" nr 18, 22.01.1996; MONIKA OLEJNIK, STANISŁAW JANECKI, BRONISŁAW WILDSTEIN, KONRAD PIASECKI i PIOTR PACEWICZ rozmawiają z Józefem Oleksym; „Polsat", 24.01. 1996; WITOLD BEREŚ, KRZYSZTOF BURNETKO, EDWARD MISZCZAK: „Pułapka na myszy. Rozmowa z płk. Konstantym Miodowiczem, gen. Henrykiem Jasikiem i Krzysztofem Koziowskim"; RMF, 6.02.1996 oraz „Tygodnik Powszechny" nr 6, 11.02.1996;AGNIESZKA KUBLIK i MONIKA OLEJNIK: „Cena wystarczająca. Rozmowa z byłym szefem UOP Gromosławem Czempińskim"; „Gazeta Wyborcza" nr 52 i m PR, godz. 8.05, 1.03.1996; MAREK BARAŃSKI: „Olin zdycha, czyli o niewinności Oleksego"; „Nie", 14.03.1996; JANINA PARADOWSKA: „Szukałem kreta. Rozmowa z gen. Marianem Zacharskim"; „Polityka" nr 19,11.05.1996

1997
MIECZYSŁAW F. RAKOWSKI: „Konkordatowy pat"; „Trybuna" nr 9, 11.01.1997
KATARZYNA JANOWSKA, PIOTR MUCHARSKI: „Rozmowy na koniec wieku - z biskupem Alfonsem Nossolem o europejskiej wieży Babel"; TVP1, 16.03.1997,godz. 12.20
MONIKA OLEJNIK: Rozmowa z byłym prezydentem Lechem Wałęsą, Program m Polskiego Radia, 20.03.1997, godz. 8.15 + MARIUSZ MARKS: „Harley, mój kumpel" (reportaż); Program III Polskiego Radia, 22.07.1997
JĘDRZEJ GIERTYCH: Rozmowy nie dokończone [Przeciwko Sorosowi]; Radio Maryja,kwiecień 1997
ADAM WAJRAK: „Ocenzurowana wrona"; „Gazeta Wyborcza" nr 97 (Magazyn), 25.04.1997
LIDIA OSTAŁOWSKA, PAWEŁ SMOLEŃSKI: „To nie mój pies, ale moje łóżko"; „Gazeta Wyborcza" nr 101 (Magazyn nr 18), 30.04.1997
RAFAŁ KASPRÓW, JACEK LESKI: „Wakacje z agentem"; „Życie" nr 196, 23.08.1997
GRZEGORZ MIECUGOW (wydawca i prowadzący): [policjanci gdyńscy biją bezbronnych kibiców po meczu]; „Fakty", TVN, godz. 19.30,19.11.1997
HENRYK DEDERKO: „Witajcie w życiu" (film dokumentalny); TVP1,1997

1998
EDMUND SZOT, ARTUR MORKA: „To nie ja, to kolega"; „Rzeczpospolita" nr 30, 7.02.1998 + [TJP]: „Rząd w żelu"; „Życie" nr 32, 7.02.1998 + JAROSŁAW KURSKI: „Władza w galarecie"; „Gazeta Wyborcza" nr 32, 7.02.1998
ARTUR DOMOSŁAWSKI: „Nieznośna lekkość słowa"; „Gazeta Wyborcza" nr 195,21.08.1998
1999
„Koniec wieku" (cykl plebiscytów); „Polityka" 14.02.1998 - 1.01.2000
+ „Lista najbogatszych Polaków"; „Wprost" nr 25, 20.06.1999
+ „Nasze triumfy, nasze klęski"; „Gazeta Wyborcza", TVP1 i Polskie Radio program l; 4.06.1999 oraz „Telewizja pragnień"; „Gazeta Wyborcza" i TVP1;23.12.1999 + „Dziennikarz wieku"; „Press" nr 12, grudzień

1999

POSTSCRIPTUM:
21 SPOSOBÓW OGRANICZANIA WOLNOŚCI SŁOWA (1989-1999)
Sposób l. ZAKAZANE KSIĄŻKI („Mein Kampf", „Protokoły mędrców Syjonu", „Szatańskie wersety")
Sposób 2. OCHOTA NA RZĄDOWE MEDIA („Rzeczpospolita", TVP)
Sposób 3. ZAKAZ LŻENIA PRZEDSTAWICIELI WŁADZ I RZECZYPOSPOLITEJ
Sposób 4. TAJEMNICA PAŃSTWOWA
Sposób 5. PRAWO PRASOWE a la PRL
Sposób 6. ŻĄDANIE UJAWNIENIA DZIENNIKARSKICH INFORMATORÓW
Sposób 7. NADZÓR RADY PRASOWEJ
Sposób 8. OGRANICZENIE OBCEGO KAPITAŁU W MEDIACH
Sposób 9. „KŁAMSTWO OŚWIĘCIMSKIE" i inne teksty antysemickie
Sposób 10. KŁAMSTWO KOMUNIZMU
Sposób 11. WAŻNE INTERESY PAŃSTWA
Sposób 12. POSTĘPOWANIE ZABEZPIECZAJĄCE DOBRE IMIĘ FIRM
Sposób 13. ZABEZPIECZENIE DOBREGO IMIENIA OSÓB PRZED ZNIESŁAWIENIEM
Sposób 14. ZAKAZ FAŁSZYWYCH CYTATÓW
Sposób 15. NIE DLA PORNOGRAFII (Jerzy Urban)
Sposób 16. FORMALNE I NIEFORMALNE NACISKI W OBRONIE WARTOŚCI CHRZEŚCIJAŃSKICH
Sposób 17. PRZECIWKO POGLĄDOM SKRAJNIE PRAWICOWYM (sprawa programu „WC kwadrans")
Sposób 18. CO ZROBIĆ Z NIEWYBREDNYM ANTYKLERYKALIZMEM?
Sposób 19. PRZECIEKI, CZYLI CENZURA SPROWOKOWANA
Sposób 20. AUTOCENZURA, CZYLI NIE PISZEMY O WSZYSTKIM
Sposób 21. CENZURA W NAS SAMYCH
MEDIA, CZYLI WOLNY RYNEK